Strony

sobota, 10 stycznia 2015

Gotten VII

Najgorsze jest pisanie kiedy nic ci nie przychodzi do głowy. To mi się właśnie zdarza... Jezu baardzo was wszystkich przepraszam, to jest beznadzieja. Prawdopodobnie ten rozdział też taki będzie... No więć PRZEEEEEEEEEEEEEEEEEEPRASZAM!
No i tak przepraszam również za błędy
Przepraszam, że słabo komentuję, albo tego w ogóle nie robię, ale czytam.
Hm... Przepraszam, że  tak dawno nie dodawałam
i myślę, ze nie będzie taki zły ten rozdział xD
Zapraszam ;) It's Time for Gotten ;)
A i dedykuję ludzikom którzy to czytają mimo tego, że mam za co przepraszać ;P
Wiki

Weszliśmy do Grand Hotel. Jak tu bardzo... luksusowo. Perla poszła się zameldować, więc zostałam z chłopakami i mężczyzną.... chodź nie to raczej ciągle chłopiec.
- Katy, na prawdę mi głupio z powodu tej sytuacji... i że jeszcze kazałem Perli zrobić to co sam powinieniem. Na prawdę przepraszam.
- Slash- powiedziałam kładąc mu rękę na ramieniu.- Na prawdę nie musisz przepraszać. To dla mnie przyjemność. Chłopcy... - popatrzyłam na nich, jak ganiają się po całym hotelu i mimowolnie się uśmiechnęłam.- ... są cudowni. Popatrz tylko na nich.
Oboje popatrzyliśmy w ich stronę. Bawili się jak to małe dzieci, śmiejąc się w niebogłosy.
- Masz rację- powiedział Slash po chwili, uśmiechając i odwracając się w moją stronę . - Bardzo ci za to dziękuję i w przyszłości wynagrodzę.
- Na prawdę nie...- powiedziałam, jednak nie dane było mi skończyć, bo on od razu zaczął mwić, ze nie ładnie tak wykorzystywać ludzi i bla bla bla. Po chwili dołączyła do nas Perla.
- No to wszystko już załatwione. Slash- popatrzyła na męża, a potem na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.- mam nadzieję, że nie zmęczyłeś Rose.
- Ja?- zapytał zdziwiony , po czym uśmiechnął się.- No co ty.
- To dobrze.- odparła z wyraźną ulgą na twarzy. Slash? Zamęczyć? Nie ma szans. - Chłopaki! Chodźcie!
Posłusznie przybiegli do naszej trójki i razem ruszyliśmy na górę. Chłopcy cały czas się o coś kłócili, a Perla tłumaczyła mi co i jak. Mimo wszysto zajmowanie się dziećmi nie jest łatwe ,no i wiąże się z ogromna odpowiedzialnością z mojej strony.
- No i myślę, że będziemy około dziewiątej  wieczorem z powrotem.- popatrzyła znacząco na męża. Ten widok mnie rozśmieszył i nie mogłam się powstrzymać, więc cicho zachichotałam. Perla też się uśmiechnęła, po czym dało się usłyszeć ciche piknięcie. No ,czas wysiadać z windy. Wzięłam chłopaków za ręce i poszliśmy do pokoju numer 405. Slash szybko otworzył drzwi i przepuścił wszystkich w drzwiach. Jaki dżentelmen.
 Pokój był ogromny. Jak małe mieszkanie. Jak moje mieszkanie! Przerażające...
Mały salonik z kuchnią , dwie sypialnie i łazienka. Ile musiało to kosztować...
Na samym środku leżały już walizki państwa Hudson. Perla szybko chwyciła swoją i pobiegła do łazienki ,mówiąc, że niedługo wróci. Jasne. Myślę, że potrwa to z godzinę.
- Jak zwykle.- zaśmiał się Slash. Usmiechnęłam się do niego, a on zrobił to samo. Nasza "wymiana " uśmiechów nie trwała długo, bo Cash zaczął narzekać, że nie może znaleść jakiegoś robota. Ale poczułam coś. To było dosyć dziwne, ale... spodobało mi się. To było coś jak sygnał mówiący "w pełni ci ufam i liczę na ciebie".
Podeszłam do malca i pomogłam znaleść małego robota. Mały był tak uradowany, że wczepił się w moją nogę i poprosił o to, żebym się z nim pobawiła.
Zgodziłam się pod warunkiem, że London się do nas dołączy. Z ociąganiem, ale jednak Cash się zgodził. Chyba mu zależało na tej zabawie.
Byłam różowym robotem ,który nazywał się Trupper. Zastanawiam się skąd biorą się pomysły na imiona dla tych zabawek. Cash miał srebnego Kornela, a London żółtego Hiddsa. Tsa... Że ja niby zapamiętam te imiona?
- Hej Hidds!- krzyknęłam zmieniając głos na trochę bardziej męski,  żeby pasowało do mojej postaci. - Gdzie lecisz?- chłopcy zaczęli się śmiać. London wymachiwał swoim robotem w powietrzu, jakby był jakimś samolotem.
- Trupper jest dziewczyną- zaśmiał się Cash. Popatrzyłam na nich z niedowierzaniem.
- Na serio daliście dziewczynie takie imię?- zapytałam.
- A co w tym dziwnego?-zapytał London, zaciekawiony moim zdziwieniem.
-To jest imię dla chłopaka. Moglibyscie ją nazwać... No nie wiem Cheryl, albo Cher.. O wiem Madonna- powiedziałam szczęśliwa, żecoś mi przyszło do głowy. Chłopcy popatrzyli na mnie krzywo.
- Rose.- powiedział Cash, kłaąc mi rękę na ramieniu. Zrobiło się bardzo poważnie. Nie wiedziałam, ze dzieci znają takie triki. Musiałam mieć śmieszną minę, bo London zaczął się cicho śmiać, a Cash ledwo się powstrzymywał, wykrzywiając usta w dziwnym grymasie.- To nie w naszym stylu. - powiedział, skoczył na kanapę obok i zaczął ssię śmiać. Zawtórował mu brat. Ja także nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam do chłopaków. Nie wiedziałam nawet z jakiego powodu się śmieję, ale oni na prawdę zarażali.
Leżeliśmy na podłodze w pokoju chłopaków, kiedy niespodziewanie wszedł do środka nie kto inny jak Saul Hudson w garniaku! Boże ! Garniak! Wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem. Popatrzył na naszą trójkę zdezoriętowany.
- Eee... Z czego się tak śmiejecie?- zapytał lekko zagubiony.
- Spokojnie, nie z ciebie- powiedziałam, łapiąc się za brzuch, który zaczął mnie boleć. No i nie wypadało tak leżeć przed moim "pieniądzodawcą". Wstałam, uspokajając oddech, żeby nie wybuchnąć ponownym śmiechem. Szczerze to czułam się jak dziecko. Przejrzałam się w lustrze wiszącym przy wejściu. Moje włosy sterczały na wszystkie strony świata, naelektryzowane jakby mnie prąd kopnął, do tego miałam wielkiego banana na twarzy.
Odwróciłam się w stronę Slasha, a ten wybuchnął śmiechem.
- Ej!- powiedziałam, krzyżując ręce na piersiach- Nie ładnie się śmiać z kobiety.
- Chyba, że wygląda tak...elektrycznie jak ty.- powiedział, po czym znowu zaczął się śmiać. Chłopcy to samo. No Perla się nie spisała. Nie wiedzą, ze z kobiet nie można się śmiać. Ale kiedy tylko na siebie spojrzałam ponowie w lustrze nie mogłam nie parsknąc śmiechem.
Przygładziłam moje odstające kudły i odwróciłam się do chłopaków.
Chwyciłam za poduszkę i uderzyłam Slasha tak, że teraz to on miał swoje loki wszędzie.
Nastała cisza, poczym Saul popatrzył na mnie i chłopaków ,i powiedział:
- Oooo- chwytając inną poduszkę.- Tak się bawić nie będziemy.
Oddał cios. Teraz to zataczałam się ze śmiechu i wylądowałam obok chłopaków. Teraz to zaczęła się wielka wojna na poduszki. London i Cash chwycili małe jaśki i ruszyli aby mnie obronić. Śmiałam się bo wyglądali jak mali rycerze, broniący swojej fortecy - mnie.
Najpierw Cash zaatakował Slasha, a potem London. Staruszek nie miał rzadnych szans. Ja tylko stałam w jednym miejscu śmiejąc ise i przypatrując całejj zabawie z daleka. To było starsznie kochane, że potrafią się tak bawić i dobrze się dogadują.
- Na Rose!- z przemyśleń wyrwał mnie krzyk Slasha. Zaczęłam uciekać przed chłopakami. Wspominałam ,że ten pokój był wieeelki? Jak nie to właśnie mówię
Ciągle krzycząc biegłam po całym pokoju. Ponad 30-latka krzyczy jak mała dziewczynka biegając po całym pokoju... Coś tutaj nie gra. Tak na mnie działają chłopcy, a w szczególności jeden... O Boże! Na prawdę to powieziałam? Nie słuchajcie, zapomnijcie i ah... I tak nie zapomnicie.
W każdym razie biegłam tak po całym pokoju. Nawet przeskakując raz nad łóżkiem. W między czasie rzuciłam w nich poduszką, co nie byo przemyślane, bo teraz mięli o jedną amunicje więcej. W końcu maluchy mnie dogoniły i zaczęła się bitwa. Znalazłam gdzies obok siebie poduszkę. Więc nie byłam taka bezbronna. Szczerze to myślę, że to Hudson mi ją podsunął. Ale nie bedę drążyć tematu, bo wyjdzie na mięczaka.
Dostawałam ciosty poduszkami, ale sama też próbowałam sie bronić. W pewnym momencie poczułam, ze ktoś mnie podnosi. Slash.
-Ej! Ej1 Taaaaaatoooooo! Co ty robisz?- zapytał Cash.
- Kradnę księżniczkę.- powiedział wystawiając im język. Mały tupnął nogą ale chwilę potem London szepnął mu coś na ucho i szybko pobiegli za nami.
- ODBIJAMY!- krzyknął London. Teraz to przypominało zabawę w piratów. Nie wiem dlaczego mi sie tak sojarzyło. Ale ważne, ze byłam uratowana przez nieziemskiego księcia... Za bardzo się rozmarzam. Ale nie codzień mozna poczuć się jak księżniczka w objęciach SAULA HUDSONA!
Zaczęliśmy się śmiać, kiedy chopcy zawieszali się na Slashu, żeby tylko mnie opuscił. On za to położył mnie na łóżku i zaczął gonić swoich synów. Wreszcie wiedzą jak się czułam. Śmiałam się leżąc nam tym łóżku z całej trójki. W pewnym momencie Cash nawet przybiegł do mnie ,żeby się obronić przed goniągym go tatą.
I  cała zabawa się skończyła, kiedy do pokoju weszła Perla. Najpierw widząc Slasha i Londona goniących się uśmiechnęła się. Potem zobaczyła przestraszonego Casha i przewróciła oczami.
- Slash,nie strasz dzieci.- powiedziała oschle, podchodząc do małego.
- Ale my się tylko bawimy.- zpaewnił ją mąż.
- Widzisz jego oczy?- zapytała.- Ewidentnie się boi.
- Jeżeli mogę- zaczęłam- Bawilismy się w poduszkową wojnę, a potem zaczęliśmy sie bawić w berka, a Cash się trochę zmęczył, dlatego tutaj sobie lezymy, prawda?- najmłodszy Hudson skinął głową i podszedł do mamy.
- Na prawdę tylko się bawiliście?- zapytała.
- Tak i było bardzo fajnie. Już musiscie isc?- zapytał zmieniając temat. Ten mały ma jakiś dar łagodzenia jeżeli można to tak nazwać.
- No tylko tata musi się jeszcze przebrać i będziemy szli.
- Okej.- powiedział robiąc smutną minkę.
- Ale zostajecie z Rose. Na pewno będziecie się dobrze bawić. - Cash jakby sobie o mnie przypomniał i uśmiechnął od razu.- Slash idź się ubrać.
Gitarzysta kiwnął głową i już go nie było. Jaki posłuszny.
Perla wyszła z pokoju, więc korzystając z takiej okazji, zapytałam chłopaków czy są głodni. Oczywiście chłopcy jak to dzieci cukierki im w głowie, więc poprosili mnie o ciasteczka. Usmechnęłam się do nich i poszłam poszukać, czy może mam jakieś w torebce, bo wychodząc zgarnęłam kilka rzeczy z blatu w mojej kuchni. Weszłam do salonu i od razu odszukałam wzrokiem moją własność. Wygrzebałam z niej jakieś krakersy. Tak... Może zjedzą. Idąc w stronę pokoju chłopaków, natchnęłam się na Slasha wychodzącego z łazienki. Miał na sobie czarne spodnie z łańcuchem przypiętym do szelki i kieszeni, ciemno szarą koszulę, czarną maryarkę i łańcuch zakończony ciężkim metalowym krzyżem. Wyglądało to świetnie. Mimo, że tak czarno, komponowało się idealnie. Pasowało do niego i to bradzo. Złapałam się na tym, ze wstrzymywałam oddech. Patrzyliśmy na chwilę na siebie, kiedy to wparował Perla w ślicznej fioletowej sukience i bardzo błyszczącej biżuteri. Odwróciliśmy się od siebie.Popatrzyłam na nich oboje. Bardzo dobrze razem wyglądali.
- Ślicznie wyglądacie.- powiedziałam uśmiechając się. Poczułam jednak małe ukłucie zazdrości, że to nie a jestem na miejscu Perli. Ale każdy ma to na co zasłużył. A poza tym to jego żona do cholery, a ja nie lubię zajętych mężczyzn. Jejku o czym ja myślę. Slash to Slash.
Zauważyłam, zę dosyć długo milczę. Oni już się zbierali do wyjścia. - Do zobaczenia i miłej zabawy.- powiedziałam kiedy wychodzili. Perla się do mnie uśmiechnęła i pomachała ręką na dowidzenia, a Saul kiwnął głową. Wyszli.
Westchnęłam cicho. Ta obsesja na jego punkcie ciągnie się... ponad 12 lat. Co ja sobie do jasnej cholery wyobrażam? Że nagle spodobam się Slashowi? Temu który x lat temu zauroczył mnie soją pasją? Kurwa co ze mną nie tak?
Przejechałam ręką po twarzy. Te myśli muszą się skończyć. To niszczy mi psychikę. A poza tym mam co robić.
Poszłam do chłopaków. W sumie to ucieszyli się z krakersów. Nie przypuszczałam, że im zasmakują, bo kupiłam je już jakiś czas temu. Sama jednego spróbowałam i powiem, że był świetny. Lepszy niż taki świeży dopiero co kupiony w sklepie. Po posiłku oczywiście czas na zabawę. Jednak ja wpadłam na lepszy pomysł. Skoro jesteśmy w Nowym Jorku, dlaczego nie skorzystać z jego uroków i nie pozwiedzać trochę? Chłopakom powinno sie spodobać.
Pomogłam im sie szybko ogarnąc i poszliśmy zgłosić na portierni, ze wychodzimy. Zostawiliśmy tam kluczyk i ruszyliśmy w podróż. Pierwszym przystankiem było muzeum Sztuki Naturalnej , w którym chłopców zachwycił Tyranozaur Rex ,którego można było zobaczyć od razu wchodząc do środka. Chłopcy byli wniebo wzięci. Starożytny świat Egipcjan, zwierzęta ,któych już nie ma... To sprawiło, ze obaj byli zaciekawieni.
Potem jeszcze odwiedziliśmy Statuę Wolności, kupujac kilka pamiątek. Chłopcy byli bardzo zmęczeni, więc na dzisiaj było tylko tyle. Zresztą dochodziła powoli szósta, więc trzeba było dać chłopakom coś do jedzenia.
  O punkt szóstej byliśmy na miejscu. Zamówiliśmy jedzenie i po kilku minutach byliśmy już najedzeni, ale bardzo zmęczeni. Chłopcy od razu poszli spać, ledwo wytrzymując ,kiedy oglądalismy bajkę w telewizji.
Ułożyłam ich do snu i ledwo wyszłam, a oni już smacznie spali. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok. Byli tacy rozkoszni i słodcy. Wyszłam, zamykając drzwi najciszej jak się dało. Do powrotu Hudsonów jeszcze jakieś trzy godziny. Co ja będę robić? Najłatwiej to siąść przed telewizorem, ale... Nie to nie jest dobry pomysł. Wyciągnęłam z torebki książkę, któa niedawno kupiłam i właśnie jej czytaniem zamierzałam zając się przez te trzy godziny.

***** Dwie godziny później****

 Czytałam książkę ,ledwo utrzymując powieki przed opadaniem. Nagle usłyszałam ciche kliknięcie i się wystraszyłam. Od razu się ożywiłam. Popatrzyłam w tamtą stronę. To tylko London.
Zaraz..
Co on tu robi?
- London, dlaczego nie śpisz?- zapytałam zdziwiona.
- No, bo przyśnił mi się koszmar.- powiedział ocierając piąstką oczy. Podeszłam do niego i chwyciłam go w ramiona. Zaniosłam go do kanapy i siedzieliśmy teraz na niej razem.
- Co takiego ci się śniło?- zapytałam.
- Jak ten dinozaur z muzeum mnie ściga, a potem zjada. Wystraszyłem się, bo byliśmy tam we trójkę i tylko mnie zjadł.
- O London- powiedziałąm przytulając go mocniej do siebie.- Nic ci się takiego nie stanie obiecuję. - powiedziałam uśmiechając się ,kiedy pomyślałam o tej dziecięcej fantazji.
- Na prawdę?- zapytał z nadzieją w oczach.
- No jasne- powiedziałam.- A teraz może pójdziesz się położyć?
- A nie mogę zostać tutaj?- zapytał.
- Dobra.- zgodziłam się i włączyłam telewizję. Akurat leciał Spongebob. Leżeliśmy wtuleni ,oglądając kreskówkę. Nawet nie wiem ,kiedy zasnęłam.