Strony

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 29


Hej!!;)
No i mamy mikołajki ;) Dużo prezentów dostaliście od świętego? ;P No mi zostawił pomysł na rozdział i właśnie to jest prezent ode mnie dla was ;)
No to tyle. Myślę że mi wyszedł ;) Chyba pierwszy raz ;p
No enjoy ;)
Wiki


Wyszłam z tego pierdolonego śmietniska. Serio już z tymi ludźmi nie wytrzymam! I jeszcze dodatkowo Slash...
 Ej, a co z kotem? Kurwa muszę się po niego wrócić. Szef nie będzie zadowolony, ale czasem tak trzeba. Niestety ,albo stety. W moim przypadku to pierwsze, bo gdybym go zostawiła, to nie wiadomo co jeszcze by się mu stało. Chłopaki mogliby go przerobić na jakiś pasztet czy coś.
Wbiegłam szybko do domu i zawołałam kota. Kiedy tylko przyszedł wzięłam go na ręce i udałam się w stronę pracy ,bo za pięć minut mam już tam być. Mam nadzieję, że się nie spóźnię. Nie tym razem bejbi.
Oczywiście byłam punktualnie. To znaczy przekroczyłam drzwi dokładnie o dziewiątej.  Dostałam takiego speeda, że już po minucie byłam gotowa do obsłużenia klientów. Kota zostawiłam w naszej kanciapie. Zostawiłam tam mu wodę. Przeżyje.

////////////Slash\\\\\\\\\\\


Oddaj mi swoją przepaść-
wymoszczę ją snem,
będziesz mi wdzięczny (wdzięczna)
za cztery łapy spadania.

Sprzedaj mi swoją duszę.
Inny się kupiec trafi.

Innego diabła już nie ma.*

-Kurwa co tu tak capi?- zapytałem drapiąc się w swoją czuprynę. Delikatnie otworzyłem oczy. Jednak po chwili znowu je zamknąłem, bo kurwa, kto włączył tą pierdoloną lampę?
- Katy! - krzyknąłem. Pewnie to ona postanowiła mnie obudzić zapalając to głupie światło. Ale wokół wszędzie głucha cisza. Otworzyłem oczy szeroko i syknąłem z bólu. Chyba wiecie jak to jest, kiedy otwierasz oczy, a tu nagle jebut światłem w oczyska, jak jakiś pierdolony laser . Przetarłem oczy i rozglądnąłem się w okół. Hm... To miejsce jest jakieś znajome... Ale na pewno nie jest to mój ani Katy pokój. Więc co ja tu do cholery robię? Albo lepiej gdzie ja do cholery jestem?
Mały stolik, sofa i jakaś szafa. Jedno malutkie piwniczne okno  i drzwi jak w laboratorium. Cały pokój był sterylnie biały. Przerażało mnie to. W kącie zauważyłem jakieś lusterko. Od razu podbiegłem w tamtą stronę, bo czułem, że muszę się obejrzeć.
Chwyciłem szkło w obie ręce i nie potrafiłem uwieżyć w to co widzę. Moja twarz, była cała we krwi. Co ja kurwa robiłem ?!? Przecież... to nie możliwe. Dokładnie się obejrzałem. Podotykałem miejsca, z których  wypływała krew... Ale... Jak to jest kurwa możliwe? Gdzie reszta? Co robiliśmy takiego, że ja tu jestem? I to sam? Tacy przyjaciele?
A może to hera? Może ten koleś mi sprzedał jakieś lewactwo. A przecież wydałem 150 dolców! Kurwa jego jebana mać! Tak do cholery nie może być! Klient kupuje, klient wymaga. Chodź i tak to jest... Eh... Może przestanę wreszcie zajmować się tym co zrobiłem, tym co było, a zajmę się tym jak do chuja pana z tą się wydostać! Łatwiej by było gdyby był ktoś ze mną. Na przykład taka moja Katy. Ona na pewno by coś wymyśliła, a nie stała i użalała się nad sobą.
Rozglądnąłem się ponownie po całym pomieszczeniu. Nic na pierwszy rzut oka nie ma. Ej tak wgl to dlaczego nie otworzyłem drzwi? Za dużo się naoglądałem horrorów, żeby wiedzieć, że to byłoby zbyt dziwne gdyby były otwarte... Jednak zaryzykuje. Cicho podszedłem do drzwi. Wręcz na palcach. Powoli przysunąłem rękę w stronę klamki. Delikatnie nacisnąłem klamkę i popchnąłem. Ani drgnie. Zacząłem walić i próbować wywarzyć drzwi. Nic. Wkurwiłem się na maksa! No sorry. Mam jakąś tam siłę w moich ramionach, w końcu gitarzysta, nie? No to pcham i nic. Zrezygnowany przejechałem ręką po drzwiach, zahaczając o klamkę. Odsunąłem się, a drzwi tak po prostu ustąpiły. Uderzyłem się ręką w czoło. Jakim trzeba być debilem... Wystarczyło pociągnąć! Ja pierdziele! Tylko Saul Hudson... Nie ważne.
Postanowiłem rozejrzeć się po pomieszczeniu z drugiej strony drzwi. Nie spodziewałem się ujrzeć tam niczego nad zwyczajnego. No i się rozczarowałem. Leżał tutaj Duff i chrapał jakby nigdy nic. A kurde byliśmy w jakimś LABORATORIUM! Wszędzie sterylnie. Białe ściany, metalowe meble... Horror kurwa!
Tutaj, tak samo jak w pierwszym pomieszczeniu, była szafka i stół. Ale tym razem na stoliku, było jakieś małe zawiniątko. Może później zobaczę co to. Na razie...
-McKagan!- krzyknąłem do ucha przyjacielowi, kopiąc go wcześniej w bok.
- Ał! Który to taki dureń?- powiedział otwierając oczy i przeciągając się. Po chwili zauważył, gdzie się znajduje.- Ej, kurwa, co to ?- zapytał patrząc na mnie pytającym wzrokiem.
- A skąd do chuja pana mam wiedzieć?- zapytałem go jak idiotę.
- Ej, ale ja tak serio się pytam? Nie mam ochoty na jakieś durne zabawy. A do tego- podrapał się po głowie.- Łeb mi tak napierdala, że ja nie wiem, czy długo wytrzymam.
- Stary! SKĄD DO KURWY NĘDZY MAM TO WIEDZIEĆ! Sam przed chwilą ogarnąłem, że nie wiem co to za miejsce. Ale cieszę się,że jednak nie jestem sam.
Duff chwilę się zadumał po czym kiwnął głową na zawiniątko na stole.
- A to?- zapytał. Podszedłem do stolika i popatrzyłem na to "coś".
- Hmm..- powiedziałem łapiąc się za brodę i odwracając do przyjaciela.- Boję się.
Popatrzył na mnie jak na debila. Chwilę tak staliśmy w bezruchu, aż on się poddał i podszedł do stołu. 1:0 dla mnie skurwysyny!
Wziął to ze stołu jakby nic nie ważyło. Mam nadzieję, że to nie jakaś pierdolona bomba... Ta myśl mnie tak nagle naszła i kurwa serio mam nadzieję, że to nie to. Chodź w sumie bomba byłaby cięższa. Tak przypuszczam...
Odwinął pakunek. Uśmiechnął się do siebie. Potem popatrzył na mnie z wypisaną ulgą na twarzy. Nie byłem do końca pewny o co mu chodzi i popatrzyłem na niego zdziwiony. Wyciągnął w moją stronę ręce z tym czymś.
- Tylko klucz.- powiedział z ulgą wypisaną na twarzy. Uśmiechnąłem się. Kamień spadł mi z serca. To nie bomba! Przez chwilę na serio zaczynałem wątpić.
-No to co z nim robimy?- zapytałem.
- Hm... Myślę, że jedyną rzeczą jaką musimy zrobić jest otworzenie tamtych drzwi.- wskazał wyżej wymienione drzwi palcem. Wcześniej ich jakoś nie zauważyłem, a to dziwne, bo wyraźnie się odcinały od reszty pokoju. A mianowicie były brązowe... a może pomarańczowe? Nie za bardzo wiem ,który z tych kolorów bardziej pasuje.
- Prowadź.- powiedziałem. Duff przewrócił oczami, myśląc zapewne jaki ze mnie jebany tchórz, ale wiecie co? W dupie to mam!
- Cykor.- powiedział idąc w stronę drzwi. Chyba chciał powiedzieć to dużo ciszej, ale mu nie wyszło.
- Że co?- zapytałem.
- Mówię,że jesteś CYKOREM!- wyraźnie wykrzyczał mi to prosto w twarz.
- Ah tak.-powiedziałem i uderzyłem go w twarz. Czy wcześniej mówiłem, że mam to gdzieś? Widocznie jednak tak nie jest.
Odepchnął mnie od siebie zdenerwowany.
- Ej! Stary co z tobą kurwa?- zapytał zdenerwowany. Potrząsnąłem głową.
- Przepraszam.- powiedziałem- To chyba przez tą na serio DZIWNĄ sytuację. Nie rozumiem co my tutaj kurwa robimy, ani co się tutaj do cholery dzieje!- ukryłem twarz w dłoniach. McKagan objął mnie ramieniem i poklepał po plecach mówiąc, że wszystko będzie dobrze... Czyli tak muszą się czuć dziewczyny. Hm... To kłamstwo z jego ust i te czułości w sumie są dobre. Ale łatwo zmanipulować człowieka.
- Dzięki.- powiedziałem odsuwając się od niego. Mimo wszystko czułem się dosyć nie swojo, kiedy on mnie tak obejmował.. - Może spróbujmy otworzyć te drzwi.- zaproponwałem. Wyciągnąłem z jego zimnych rąk klucz i od razu poszedłem w stronę drzwi. Trzeba sprawdzić teorię Duffa. Wsadziłem klucz do zamka. Przekręciłem i coś chrzęstnęło. Delikatnie je popchnąłem. Otworzyły się ukazując wielką nicość.

////////////Katy\\\\\\\\\\\\\

Popatrzyłam na kalendarz wiszący w sklepie. Dzisiejsza data była zakreślona czerwonym pisakiem, co oznaczało DZIEŃ WYPŁATY! Mój ulubiony w całym miesiącu.Myślę, że nikt nie jest zaskoczony z tego powodu i nie głowi się, dlaczego akurat ten dzień.
 Po skończonej pracy, jak na pożądnego pracownika przystało, poszłam do biura szefa.
- Dobry wieczór- powiedziałam, zamykając za sobą delikatnie drzwi.
- O Katy, miło cię widzieć.- powiedział, uśmiechając się do mnie promiennie.- Właśnie podpisuję twój czek.
- To bardzo miło z pana strony.- powiedziałam. No wiecie, Dzień Wypłaty, trzeba być miłym.
Wyciągnął w moją stronę świstek papieru. Z wielkim uśmiechem na twarzy chwyciłam go i dziękując wyszłam z pomieszczenia. Dopiero wtedy popatrzyłam na czek. Aż otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. 1600 dolarów?!? Ale, kurwa za co!?! No to... O mój boże! Jak bardzo cudowny ten dzień może być?
Miałam nadzieję, że może być lepszy. Tak, nadzieja jest matką głupich.
Ubrałam szybko swoją kurtkę, wzięłam kota i rzucając lakoniczne "Do widzenia", gdzieś w przestrzeń, bo mój szef prawdopodobnie tego nawet nie słyszał, wyszłam z budynku.
Nie przeszłam więcej niż 10 metrów, a znów poczułam tą nie przyjemną samotność, która nie towarzyszyła ludziom w LA. Byłam samotna, gdy w okół było tylu ludzi, tyle samochodów... Jednak ja czułam, że coś, a raczej ktoś mnie obserwuje. A jeżeli nie to, to przynajmiej śledzi. Chodź po zastanowieniu ta druga wizja wydaje się  gorsza.
Po moich plecach przeszedł dreszcz. Nie był on spowodowany chłodem, bo aktualnie było jakieś 19 stopni na plusie. Coś nie dawało mi spokoju. Coś przez co czułam się tak nieswojo. Nawet Spokój, ciągle wiercił się niespokojnie na moich rękach. Zaczęłam się nerwowo rozglądać w boki. Kiedy nic podejrzanego nie rzuciło mi się w oczy, postanowiłam jeszcze na wszelki wypadek odwrócić się w tył.

On.


Stał przy latarni, wyraźnie obserwując każdy mój krok. Tak samo jak wczoraj, dokładnie tak samo. Teraz już byłam pewna, dlaczego tak się czułam nieswojo. Przyśpieszyłam kroku. Spokój jakby wyczuł, że jestem zdenerwowana i zaczął lizać mnie po palcach, próbując tym uspokoić mnie. Niestety muszę powiedzieć, że nie pomogło mi to ani trochę, a wręcz pogorszyło sprawę.
Teraz już prawie biegłam, co jakiś czas wbiegając w kogoś przypadkowo. Za każdym razem kiedy tak się działo, odskakiwałam od tej osoby z przerażeniem, wpadając na drugą, a następnie przepraszając obie i biegnąc dalej. Musieli mnie wziąć za prawdziwą świruskę. Ja pewnie tak bym pomyślała o osobie ,która nie wiedzieć czemu wbiega na innych ludzi i jeszcze jest tak przestraszona jakby dopiero co zobaczyła ducha... Chodź może właśnie tak jest?
Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ciągle oglądając się za siebie biegłam w stronę domu i na szczęście, bez większych problemów dotarłam do środka. Zdyszana oparłam się o drzwi, zaraz po tym jak weszłam do środka. Wypuściłam kota z rąk, po czym, z braku sił osunęłam się po drzwiach zwijając się w kulkę i chowając twarz w dłoniach.
Poczułam jak pod moimi powiekami gromadzą się łzy. Łzy ulgi? Może strachu? Szczęścia? Obaw? Sama już nie wiem, dlaczego zaczęłam płakać, jednak poczułam się dużo lepiej. Z każdą kroplą spływającą po moim policzku czułam to coraz większy spokój. Po chwili poczułam chwytanie za ramiona. Przestraszona podniosłam do góry głowę i krzyknęłam.



*frag. wiersza W.Szymborskiej "Prospekt"

7 komentarzy:

  1. Na początku napisze że jestem na telefonie, wiec przepraszam za błędy itd itp ;-)
    Po pierwsze to jestem cholernie ciekawa kto to jest, ten ON. Dam sobie nerkę wyciągnąć, że to właśnie ten ON złapał ją za ramiona w domu.
    Teraz Slash i Duff
    Gdzie oni kurwa są?! To naprawdę przypomina horror
    O jaaaaaaa zajebiście by było jakbyś zrobiła z tego taki GRAVE ENCOUNTERS wiesz psychiatryk itd itp :-D NNo i nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie CZY JEST TAM TEŻ RESZTA GUNSÓW? No wiesz, może się potem spotkają tam gdzieś. Może w tym pokoju co go otworzyli kluczem. To byłaby niezła przygoda wiesz. Taki psychiatryk bez wyjścia, a drzwi do wyjścia pokazałyby się dopiero jak nie wiem co się stanie
    B-) Twój genialny mózg wymyśli pewnie coś Epickigo wiec dużo Weny i pozdrawiam x666

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam napisać, jak na Los Angeles to 1600 $ to nie jest dużo. Wręcz mało. Ostatnio nam pani z geografii opowiadała o tym, bo jej córka tam mieszka ;-)

      Usuń
    2. I jeszcze coś
      CZEKAM NA GOTTEN!! :-D

      Usuń
    3. Powiem, ze wzorowałam się na dwóch horrorach,a le nic więcej nie powiem ;D
      Tak w sumie to wiesz myślałam sobie o tym, że 1600 to jest mało, ale biorąc pod uwagę, że to Katy, a dla niej to na serio dużo kasy, los jej nie oszczędził. ;P

      Usuń
  2. Faith już jest! I wita Cię bardzo miło, tak, tak, Faith ma dzisiaj dobry humor. W sumie to cały czas mam dobry, chyba że dodam nowy rozdział. Wtedy przez cały dzień jestem przygnębiona. XD Nie ważne. Przejdę lepiej do rozdziału, w którym pojawił się ON. Wiesz, ja nie zrobię w komentarzu pochyłej czy pogrubionej czcionki, więc musimy pogodzić się z dużą. XD
    Mamy Slasha i Duffa, którzy nie wiadomo gdzie są. Ej no, właśnie, gdzie reszta chłopaczków? Bo jeśli oni też tam są to znaczy, że Katy na serio jakiś włamywacz napadł w tym domu. ;_____; A to jest niemożliwe, przecież mają tam takie dobre zabezpieczenia (i wcale nie mówię o takich zabezpieczeniach). Mają drzwi, okna pewnie zamknięte. XD Więc jakim cudem ktoś się do nich włamał? To jest po prostu niemożliwe. Dlatego musiał być to któryś z Gunsów. No, Axl, Steven albo Izzuś. Któryś z nich, na pewno. Innej wersji nie przyjmuję, nie mam mowy.
    A Slash i Duff? Oni... Oni... Oni są w... W... Nie wiem. ;____; Nie mam pojęcie, gdzie mogą być. ;____; Dlatego rozpaczam. ;____;
    Czekam następny ze zniecierpliwieniem, bo w końcu muszę wiedzieć kto to, i gdzie są te jełopy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahaah nic nie zdradzę, ale wreszcie coś zaczęło się dziać w moim opowiadaniu xD No i baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo dobrze, że masz dobry humor ;)

      Usuń
  3. Dostaniemy prezent?! JEEEEEEEJJJJJJ XDDDD
    O pozytywnie się zapowiada, nareszcie ktoś przyznał, że rozdział jest udany XD No to lecimy.
    O już mi się podoba. Ale akcja ze Slashem xD
    Taa Katy Katy, jak trwoga to do Boga ;P
    No dawaj Slash. "Pcham i nic". No zdarza się. xD
    Lol bije mi dzisiaj. NEVERMIND
    Aha pociągnąć. XDDDDD BRAWOOO SLASH.
    Ej ktoś gra z nimi w grę czy coś? :D
    ON. Kto to ON :OOO
    Ej dlaczego urywasz w takim momencie?!!! :C
    To nie fair... ;c
    Rozdział świetnyyy pozostaje mi tylko życzyć ci dużo weny i pozdrawiam!! :)
    Ja jebne zaraz coś te komenatrze mi ostatnio nie wychodzą no!!!-.-

    OdpowiedzUsuń