środa, 25 września 2013

Rozdział 1

Pierwszy rozdział...  Dziewczyna z problemami to w sumie częsty temat na blogach z opowiadaniami o Gunsach, ale właśnie o to mi chodzi ^^ Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania i proszę o komentarze <3
Wiki
____________________________________________________
- Spierdalaj ,pierdolona ćpunko!- zaczął krzyczeć Eryk.
- Ja pierdzielę! Chłopie, weź się kurwa ogarnij! Żyłka ci zaraz kurwa pęknie!- odkrzyknęłam. Miałam już go po dziurki w nosie.
- Spadaj suko! Nie chcę cię tutaj widzieć! Masz pół godziny! Mój dom- moje zasady! Pierdolona ćpunka.- powiedział po czym udał się do kuchni. Standard po każdej naszej kłótni szedł po browara. A mama jak stała tak stoi. Zero reakcji. Jedynie co to otwarte usta. W sumie się nie dziwię. Gdyby podeszła tylko do Eryka... 

W głowie cały czas miałam tą scenę. Nie łatwo wyrzucić takie rzeczy z głowy. A tak właśnie. Może pokrótce wyjaśnię.
    Jestem Katy, mam 18 lat. Mieszkam w miasteczku koło Las Vegas, Paradise - wiem śmieszna nazwa-  z matką i jej "chłopakiem" Erykiem . On jest popierdolonym chujem. Wykorzystuje moją matkę na wszystkie sposoby. Traktuje ją jak cholerną szmatę. Niestety na tym świecie mieszkają tacy ludzie. Często mnie bił. Po prostu za sobą nie przepadaliśmy. No i kłócimy się. Matka kiedyś próbowała mnie "ratować", ale to nie przyniosło żadnych skutków. Kurwa, ja to mam życie.
Tym razem było inaczej. Nigdy jeszcze nie kazał mi się wynosić z domu.
W sumie kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mam 18 lat ,więc co mi szkodzi się wyprowadzić.

   Po 15 minutach spakowałam już wszystkie rzeczy. Założyłam jeszcze na siebie moją ramoneskę i zawiązałam glany. Byłam gotowa do opuszczenia tego cholernego miejsca.
Zeszłam na dół po schodach. Mama ciągle była w salonie. Tym razem jednak patrzyła na naszą fotografię. Mnie, jej i mojego ojca, który niestety nie żyje.
Po moim policzku pojawiła się łza. Szybko przetarłam ją ręką i podeszłam do mamy. Przytuliłam się do niej z całej siły.
- Kocham cię mamo.-powiedziałam.
- Ja ciebie też kochanie.- powiedziała mama i przytuliła mnie jeszcze mocniej.- Obiecuję, że jakoś nam się uda przez to przetrwać. Już niewiele mi brakuje. Mam nadzieję tylko, że Eryk nie znajdzie pudełka.
- Ja też mam taką nadzieję. Spróbuję cię stąd wydostać. Ten psychopata jeszcze pożałuje, że nas poznał.- tutaj obie się uśmiechnęłyśmy, po czym ja przypomniałam sobie o zaistniałej sytuacji.- Będę tęsknić.
Odsunęłam się od mamy i zobaczyłam, że ona płacze.Zerknęłam jeszcze na zegar. 19:30. No nieźle.Już ciemno jak w dupie u  murzyna. Podeszłam do drzwi i już chwyciłam klamkę...
- Kurwa! Masz jeszcze 2 minuty suko! Wypierdalaj!- krzyknął Eryk.
- Pierdol się! -powiedziałam i szarpnęłam drzwi. Poczułam na twarz zimne powietrze. Aż się wzdrygnęłam.
Szybko trzasnęłam drzwiami, a ostanie co słyszałam to było rozbijanie jakiejś butelki, albo szklanki o drzwi i krzyk "Dziwka!". Niezłe podsumowanie.
   Pobiegłam jak najdalej od tego piekielnego miejsca. Miałam już dość Eryka i jego "zabawnych" tekstów. On się totalnie na mnie wyżywał. Teraz jestem wreszcie wolna. No.. w pewnym sensie.
Postanowiłam ,że pójdę do zajezdni busów. Wsiadłam w pierwszy lepszy. Kierowca po informował mnie że jedziemy do Los Angeles. W sumie im dalej tym lepiej . Chodź czy ja wiem czy to wystarczająco daleko...
  Siadłam sobie na pierwszym lepszym miejscu. Głośno wypuściłam powietrze i szczelniej opatuliłam się moją kurtką.
- Dziewczynko wszystko w porządku?- zapytała staruszka obok. Wyglądała bardzo przyjaźnie. Uśmiechnęłam się ,więc do niej.
- Tak...-powiedziałam i spuściłam głowę. Nie chciałam od razu kłamać pierwszej napotkanej osobie, zwłaszcza, że była miło do mnie nastawiona.
- Przecież widzę.
- No mam problemy, ale spokojnie. Radzę sobie. A pani? Dlaczego pani wyjeżdża z tego "RAJU"?- zapytałam specjalnie intonując ostanie słowo.
- Ha, ha, ha. Raj... Może rajem to miasto było w 1950, ale nie teraz. Jadę do swoich wnucząt. Słodkie z nich dzieciaczki. Mają 10 i 15 lat. Najstarszy jest chłopiec. Słodziak z niego był, dopóki nie zaczął się "buntować". No a młodsza jest Ana... Ona to najsłodszy dzieciak pod słońcem....- staruszka ciągnęła swój wywód na temat wnucząt. Słodkie były z tego co zrozumiałam.
    Gerda- bo tak na imię miała babcia- opowiadała mi o całym swoim życiu. Dowiedziałam się w ciągu 2 godzin o tym, że w 1950 przeprowadziła się do Paradise ze swoim mężem. Była wtedy w ciąży. Jej córka  ma teraz 35 lat i ma wspaniałego męża i słodkie dzieci. Potem już mało co słuchałam. Opowiadała coś o wojnie i ,że cieszy się, że opuściła Polskę, bo jej siostra uważa, że tam jest teraz potwornie, czy coś takiego...
   O godzinie 22:30 byliśmy na miejscu. Wreszcie! Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w Mieście Aniołów i kurwa nie wiem co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam, że poszukam jakiegoś taniego moteliku.
    Najpierw poszłam pożegnać się z moją towarzyszką podróży.
- Dziękuję pani za towarzystwo.- powiedziałam.
- Nie ma za co dziecko. Będę trzymać za ciebie kciuki i modlić się, żeby cię spotkało wielkie szczęście.
- Dziękuję pani bardzo. Niech pani pozdrowi ode mnie swoje słodkie wnuki.- powiedziałam po czym mocno przytuliłam staruszkę.- Bardzo mi pani pomogła. Dziękuję.
   Kiedy już się od siebie oderwałyśmy każda poszła w inną stronę. Pomachałam jeszcze staruszce, która wsiadała do jakiegoś samochodu. Poprawiłam swoja torbę na ramieniu i ruszyłam przed siebie.
   Mijałam wiele sklepów i barów. Kolorowe neony były wszędzie. Aż człowiekowi się chciało rzygać.
- Kurwa!-powiedziałam i siadłam sobie na ławce obok jakiegoś baru. Przypomniałam sobie, że miałam jakąś kasę w spodniach, które zabrałam ze sobą. Pogrzebałam trochę w swojej torbie, aż w końcu je znalazłam. Przeszukałam kieszenie. Tak! Znalazłam 30 dolarów. Niby mało, ale jednak zawsze coś. Zapięłam torbę i oparłam się szczęśliwa o oparcie ławki. Usłyszałam nagle krzyk.
    Odwróciłam się w tamtą stronę. Pierwsze co to zauważyłam rażący napis "Rainbow",a drugą rzeczą na którą zwróciłam uwagę były dwie postacie. Kiedy wyostrzyłam wzrok zobaczyłam mężczyznę w rudych prostych włosach z bandamka na głowie i kobietę. Jak dla mnie wyglądała jak jakaś kurwa, ale nie można oceniać książki po okładce. Miała czarne włosy, tak samo długie jak u chłopaka, tyle że jej były kręcone. Była bardzo... bardzo, bardzo skąpo ubrana.
Wglądało to na kłótnię kochanków.
"Niech na siebie powrzeszczą. Ulży im"- pomyślałam i wstałam. Stwierdziłam, że czas szukać motelu. Nie musiałam szukać daleko.  Dosłownie na następnej ulicy zobaczyłam wielki napis "MOTEL". Pomyślałam: "Ok" i weszłam do środka. Nic nie wskazywało na to, że będę musiała zapłacić jakieś 100 dolców za noc. Myślę, że 10 wystarczy. Podeszłam do recepcji.
- Dobry wieczór. Ile za pokój?- powiedziałam prosto z mostu.
- 12 dolarów za osobę. Dodatkowe 5 za barek.- powiedział recepcjonista.
- Ok, to ja poproszę tylko pokój jedno osobowy.- powiedziałam i podałam pieniądze.
- Pewnie myślisz, że poproszę cię o dowód?-zagaił.
- Nie raczej tak nie myślałam.-powiedziała i uśmiechnęłam się do niego.
- To dobrze, bo to Los Angeles!-powiedział- Właśnie przekroczyłaś bramy dzikiej DŻUNGLI, mała.
Od razu nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Zaczęłam się śmiać tak głośno, że para staruszków obok popatrzyła się na mnie jak na wariatkę. Recepcjonista tez zaczął się śmiać i podał mi klucz.
- Jeżeli będziesz czegoś potrzebować na przykład jak będziesz chciała iść do jakiegoś dobrego klubu, czy pójść gdzieś z takim -pokazał na siebie- przystojniakiem, wystarczy zadzwonić do recepcji.- uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam uśmiech.
- Na razie dzięki.-powiedziałam i poszłam do swojego pokoju.
Pokój numer 14, pokój numer 14.... Kurwa nigdzie go nie ma! Ok już jest!
    Weszłam do pokoju numer 14. Nic szczególnego. Jednoosobowe łóżko, jakaś nędzna komoda i drzwi. Chyba do łazienki. Sprawdziłam. Tak, łazienka. Mała kabina prysznicowa i kibel. Nic poza tym. Nawet nie dali tych zabawnych mydełek.
   Wyciągnęłam swoje wszystkie cenne rzeczy z torby i wsadziłam do torebki (która zresztą też tam była).
Przebrałam się w koszulkę Led Zeppelin i krótkie szorty. Do tego glany, ramoneska i torebka. Zaczesałam jeszcze włosy w wysoki kucyk i byłam gotowa do wyjścia. Postanowiłam jeszcze, że swoją torbę schowam pod łóżko. Tak na wszelki wypadek. I dopiero wyszłam.
   Oddałam kluczyk recepcjoniście.
- Hej. Mamy pytanie-zapytałam go.
- Dawaj.
- Fajny klub w okolicy?
- Wiedziałem- powiedział i puścił do mnie oko. Ja tylko się uśmiechnęłam się w odpowiedzi.- Rainbow. Polecam. Dzisiaj nie powinno być dużego tłumu. Jest środa.
- Dzięki-powiedziałam i już mnie nie było.
 Szłam wzdłuż ulicy. Mijałam już ten bar. Zaraz go znajdę.
   Minęło już na pewno z pół godziny, a ja ciągle szukałam klubu.
- Może pomóc?- zapytał jakiś przechodzień. Na pewno zauważył, że nie jestem z tąd.
- E.. tak. Szukam Rainbow...- i wtedy zobaczyłam na kogo wpadłam.


 



3 komentarze:

  1. Jest całkiem fajnie jak na początek ;3 Myślę, że będę czytać :)
    Znalazłam tego bloga jakiś czas temu, ale szczerze mówiąc nie chciało mi się czytać ;__;
    Teraz dopiero się za to zabrałam. Cenię sobie trud włożony w rozdziały, także będę komentować. Wydaje mi się, że jest to pewnego rodzaju nagroda dla autora :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że mnie zaciekawiłaś. Spodobało mi się, ciekawy początek.
    Myślę, że będę czytać dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa, jak potoczą sie dalsze losy Katy. No i ten Eryk to straszny buc, boze juz go nie trawie!

    OdpowiedzUsuń