Dawno mnie nie było, weny brak i tak dalej ... No ale naskrobałam coś, takie sranie w banie, beznadzieja i wgl.
W każdym razie , życzę wam Dużo zdrowia szczścia, bla bla bla....;P
Wielu kocertów Slasha i nie tylko , wspaniałych chwil w 2015 i wybuchowego Sylwestra ;)
Nie umiem składac życzeń więc zapraszam ;)
Wiki
p.s. Przepraszam za wszystkie błędy, ale nie chce mi się tego poprawiać ;) Mamy święta!
Happy X- MAS ;)
Trochę bardziej w lewo!- krzyknęłam na Duffa.
- Bardziej się nie da! Zaraz choinka wyjebie okno!- odkrzyknął. Wywróciłam oczami.
- Błagam cię Duffy.- powiedziałam błagalnym głosem. Właśnie dzisiaj trzeba było ubrać, a co najważniejsze gdzieś położyć choinkę. Tylko, ten dureń Duff, niestety nie jest w stanie zrobić kilku prostych ruchów tak, żeby było dobrze. Zaczynam na serio się irytować.
-O !-krzyknęłam pod ekscytowana.- Zostaw tutaj! Idealnie! Idealniej się nie dało! Wreszcie.. TAK! -Krzyknęłam uradowana. Męczymy się z tym jakąś hm... godzinę.
- Wreszcie.- krzyknął Duff opadając wyczerpany na kanapę.
- To jeszcze nie koniec mój drogi.- powiedziałam cicho śmiejąc się do przyjaciela.
- Nie?!?- zapytał wystraszony po czym przeciągle jęknął. - Czego ty jeszcze ode mnie chcesz, wredna dziewojo?
- No już nie dramatyzuj tak- zaśmiałam się. - W strojeniu choinki pomoże mi Alder, ale ty... Jesteś najwyższy, więc muszę cię poprosić o...
- ... gwiazdę na czubku?- zapytał uśmiechając się. Pokiwałam głową.- Zawsze to robię. Najprzyjemniejsza rzecz .
McKagan wziął ozdobę ze stołu i bez żadnego problemu, wsadził ją na czubek. Pod wpływem ciężaru, szczyt choinki nieznacznie się opuścił, ale nie chciałam denerwować Duffa, bo na prawdę dzisiaj się wykazał. No i udał mu się ze mną wytrzymać. Za to powinien dostać szóstkę z plusem...
-Hej!- usłyszeliśmy głośne przywitanie Adlera, a potem trzaskanie drzwi.
- Siema!- powiedziałam. Przestałam zwracać już uwagę na ich wkurwiające zachowanie. Miałam dość upominać ich o takie braki w wychowaniu. W końcu oni się już nie zmienią. Podeszłam do Adlerka i pomogłam mu z pudełkami. W środku było tyle bombek... Aż chciało się już nimi ubrać choinkę! Wyciągnęłam jedną, taką dużą i czerwoną z napisem "Drunk X-mas". Zaśmiałam się cicho. Ciekawe kto kupił taką bańkę.
- Nie!- krzyknął zdenerwowany Steven. O mało co nie upuściłam bańki.
- CO?- zapytałam zdziwiona.
- Najpierw lampki.
-Steve... Myślałam, że coś się stało, a ty mi tu z jakimiś lampkami.
- To jest ważne. Potem ich nie założymy.- uśmiechnęłam się. Strasznie się zaangażował. Ostatnio nie układało się między nami. Te kłótnie... Ale święta zmieniają ludzi i łagodzą konflikty.
Wzięłam od niego lampki i zaczęliśmy nimi ubierać choinkę. Niestety musiałam zmusić biednego Duffa, żeby pomógł nam na samej górze, bo niestety wysocy to my nie jesteśmy.
No i wreszcie mogłam wziąć pijaną bombkę i zawiesić na choince.
- Wiesz to moja bombka.- pochwalił się Duff.
- Sam zrobiłeś? -zapytałam śmiejąc się,z niego, bo był taki dumny z niej.
- Nie..- powiedział zwieszając głowę. Nie wiem dlaczego. Chwyciłam go za ramię i potarłam. Uśmiechnął się z wdzięcznością.- Kupiłem ją z Mirandą.
No i wszystko jasne. Minął miesiąc już od kiedy nie są razem. Duffy próbował już wszystkiego, ale jak widać słabo poszło.
- Oj! Duffy...- powiedziałam i uścisnęłam przyjaciela. Wtulił się w moje ramię, ale nie płakał. Za dużo już stracił łez, żeby po raz kolejny stracić fason. Odsunęłam go odemnie.- Mamy święta, kolego- powiedziałam uśmiechając się.- Mamy się cieszyć! No chodź pomożesz nam.
- Okej- powiedział nie chętnie, ale kiedy tylko zawiesił pierwszą bombkę wkręcił się w to bardziej niż Adler.
Po chwili wszystkie już wisiały na naszej choince. Własćie wtedy usłyszeliśmy głośne schodzenie po schodach. Jak na zawołanie odwróciliśmy się w tamtą stronę. Z góry schodził, jakże cudowny, Steven Tyler.
- A ty co tu?- zapytałam .On tylko uniósł do góry ramiona.
- Przyszedłem do Slasha.- no i ja już wiedziałam o co chodzi. Przejechałam ręką po twarzy, już w pełni zrezygnowania. Jak mógł mi to zrobić? Po raz kolejny? Miałam już dość.
- Na prawdę Steven?- zapytałam wściekła.- Rozmawialiśmy o tym ostatnio...
- No wiem, ale tak nalegał, a ja nie jestem złym człowiekiem... Po za tym święta są! To jak dzień dobroci dla zwierząt.- powiedział radośnie, pokazując, ze jego mózgownica mogła wymyślić coś "ambitnego", po grzaniu.
- Dobra dobra- powiedziałam wyciągając rękę w jego stronę.- Myślę, ze...
- Wiecie ja już pójdę- przerwał mi. Wyraźnie wyczuł ,że jestem wkurwiona.- Faith na mnie czeka. Jak nie przyjdę zaraz to będę spał na podłodze.- powiedział robiąc smutną minę, jakby przypomniał sobie najgorszy koszmar z dzieciństwa. Dobrze mu tak.
Pożegnał się z każdym i wyszedł. Nie chcę się denerwować w święta, powinna panować przyjazna atmosfera, ale ja już widzę ,że to nie realne...
- Wiecie co chłopaki?- powiedziałam do nich. Popatrzyli na mnie ciekawi.- Za raz będę musiała iść na zakupy dokupić wam kilka bubli. Dlatego będziecie musieli iść sprzątnąć tutaj.
No i zbiorowy jęk niezadowolenia. Ja tylko pokazałam im język i zaśmiałam się cicho.
- Ty.. ty..- powiedział Adler, po czym rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać. Po chwili dołączył też Duffiasty. Nie mogłam złapać tchu. Śmiałam się do rozpuku, a oni ze mną. Tarzaliśmy się po podłodze jak jakieś debile. Nasz śmiechy nie były jednak wystarczająco góśne, żeby przebić głos Slasha.
- Zostawcie moją dziewczynę.- szybko się podnieśliśmy. Już nie było zabawnie. Była wręcz grobowa atmosfera. Chłopaki wyczuwali, że jestem zła na Slasha. Wystarczyło na niego popatrzeć. Przekrwione oczy, trzymanie się poręczy, żeby nie spaść... Hera. Znam już go dosyć długo, żeby wiedzieć jak wygląda, po spotkaniu z dobrym starym kumplem.
Szedł powoli w moją stronę. Ja tylko założyłam ręce na piersi i wywróciłam oscentacyjnie oczami ,a kiedy dzieliło nas jakieś 25 centymetrów, ominęłam go i wyszłam z domu, chwytając po drodze torebkę.
Byłam wściekła! Kurewsko wściekła! Mam już go dość!
Jedyną rzeczą ,która w tej sytuacji była dobra, to to ,że mogłam iść kupić prezenty. Została mi Laura, Axl i Steven. Boże co im kupić??
Stevenowi kupię zajebistą koszulkę Kiss i pałeczki do perkusji z narysowanymi płomieniami, które odłożyłam w sklepie. Dla Axla... No tu już jest problem. Nie mam za dużo kasy, ale może kupię mu tą zieloną bandamkę i płytę Eltona "Ice on Fire", bo niedawno ją wydał, no i Axl na pewno jej nie ma. A dla Laury... Nie znam jej za dobrze. Boże mogłam pogadać z Axlem... Ale chyba kupię jej ten fajny t-shirt , który zreszta sama bym chciała, z Aerosmith...Chodź pewnie będzie się jej źle kojarzył... Hmm... To może tą sukienkę co widziałam ostatnio na wystawie, taka z ćwiekami na biuście. W sumie jes całkiem ładna i w jej stylu. Ja bym nie mogła jej ubrać, bo... Nie jestem do niej stworzona po prostu.
Okej, czyli jest plan. Pierwszy jest Axl, bo bandamy są trzy sklepy przed muzycznym. Weszłam do sklepu, a tam... Mnóstwo bandam. Boże!! Nie wiedziałam nawet że jest tyle różnych kolorów! Aż szczęka mi opadła z wrażenia. Wybrałam dwie zielone bandamki o kolorze limonki i szmaragdowy. Hehehe.
No to teraz music shop. Aż gęba się cieszy jak wchodzisz do niego. Tyle gitar, perkusji, koszulek, płyt... Kocham takie miejsca.
Wzięłam wszystko co potrzebowałam i wyszłam, bo czas mnie goni. Mimo, ze ten mop mnie wkurwił, to muszę wrócić do domu, bo trzeba gotować. Nie lubię tego.
Nieważne.
Poszłam do sklepu z ciuchami i szybko znalałam sukienkę dla Laury. Wydałam na nią swoje ostatnie oszczędności.. Żal mi było, ale czego się nie robi dla uszczęśliwienia innych. Myślę, że uda się to zrobić większości ludzi w naszym domu.
Kiedy tylko dostałam resztę, wybiegłam ze sklepu, bo zauważyłam ,że już czwarta!
Po jakiś 30 minutach byłam na miejscu, bo po drodze odebrałam ciasto, które Izzy zamówił wczoraj... Mam nadzieję, że nie matam rzadnej niespodzianki...
- Jestem!- krzyknęłam ledwo otwierając drzwi z nadmiaru bagażu.
- Siema!- krzyknął Axl i zaraz do mnie przybiegł, żeby mi pomóc z torbami.
- Weź tą- powiedziałam pokazując na siatkę z prezentem Laury i pudełko z ciastem. - Dziękuję.- powiedziałam uśmiechając się do niego życzliwie. Od kiedy poznał Laurę się trochę zmienił. Oczywiście na lepsze.
- Zanieś to ciasto do lodówki, a ja szybko pójdę spakować prezenty. -kiwnął głową na potwierdzenie, a ja pobiegłam na górę. Wyciągnęłam jakiś papier z pod łóżka i szybko spakowałam wszystko. Efekt nie był zachwycający, ale myślę, że nikt nie zwróci na to uwagi. Szybko napisałam flamastrem, który prezent dla kogo i wrzuciłam je do szafy jak resztę.
Zbiegłam na dół. Czas! Czas! Czas!
Boże coraz go mniej.
Wbiegłam szybko do kuchni, tak, że stojący tam Axl i Izzy, az podszkoczyli ze strachu.
- Mamy pomóc?- zapytali.
Pokiwałam głową i kazałam im zrobić sałatkę. Dostali wszystkie składniki, oraz krótki instruktarz co i jak, po czym zajęli się krojeniem.
Ja szybko chwyciłam indyka.
***** 3 godziny później****
- Skończyliśmy! -krzyknął uradowany Axl. Zasmiałam się cicho. Od trzech godzin robili jedną sałatkę. Najprostrzą na świecie. rawie wszystko było już gotowe zanim zaczęli gotować.
- Gratuluję.- powiedziałam podnosząc się z fotela. Miałam chwilę relaxu, bo indyk się piekł. Niestety nic nie trwa wiecznie ,więc musiałam go wyciągnąć z piekarnika. Kiedy to zrobiłam położyłam go na ślicznym półmisku babci Adlera i polałam sosem. Zaniosłam go na stół, bo oprócz niego wszystko już było. Może i skromnie, ale było. Kilka sałatek, ciasto, indyk, frytki... Tak bardzo amerykańsko.
- Dobra dzieci!-powiedziałam uśmiechając się do wszystkich. - Są wszyscy?
Wszyscy popatrzyli po sobie.
- Niestety nie ma jednej osoby.- powiedział Duff.
- Miranda nie przyjdzie Duffy..- powiedziałam zatroskanym tonem.
- Nie, nie o nią chodzi. Nie ma Slasha.- rzeczywiście ,nie widziałam go od tej akcji rano. W sumie było mi to na rękę, ale już zaczyna sie wigilia, a tego idioty ciągle nie ma.
- Wiecie gdzie może być?- zapytałam. Wszyscy zaprzeczyli.
- Ja go widziałam, idąc tutaj. Szedł wzdłóż Sunset. Był jakiś nieobecny. Powiedziałam mu "Cześć", a on nawet mnie nie zauważył.
- Boże- powiedziałam.- Nie ważne. Poczekamy chwilę. Ale teraz idziemy po prezenty.- powiedziałam wbiegając na górę.
Szybko wyciągnęłam wszystko z szafy i zbiegłam na dół. Byłam pierwsza!
Jeszcze objęłam wzrokiem cały pokój, czy wszystko jest.
Przystrojny stół, jemioła, choinka...
Dobra myślę, ze jest wszystko. Klasnęłam w dłonie i usiadłam na fotelu.
Po chwili słychać ,było tupanie z góry i wszyscy schodzili obładowani paczkami. Zaśmiałam się na widok Izziego obładowanego torbami. Wyglądał jak jakiś wieszak. Zgromił mnie wzrokiem, kiedy zauważył, ze to z niego się śmieję.
- Juz! Już!- słychac było krzyk Stevena.
- Co?- zpaytali wszyscy, po czym uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Pierwsza gwiazdka!- powiedział.
- Ale musimy poczekać na tego idiotę Slasha.- powiedział Axl.
Stevenek wyraźnie się zasmucił, po czym smutny siadł na foteu, oczekując naszego spóźnialskiego.
Oczywiście było mi bardzo szkoda przyjaciela, więc siadłam obok niego i wtuliłam się w jego tors. On objął mnie ramieniem i chwilę trwaiśmy w milczeniu. Po raz pierwszy w domu było cicho, mimo że było nas siedmioro. To co robią święta...
- Ej- przerwał ciszę Steven- A dlaczego mamy jedno nakrycie więcej. Nas będzie przecież osiem.- ta odmiana ,ciekawe co miał z angielskiego.- A jest wszystkiego dziewięć.
- Według chrześcijańskiej tradycji- ciche westchnięcie- zostawia się jedno miejsce wolne dla przypadkowego przechodnia. A niektórzy mówią, ze to dla Jezusa. Każdy ma swoją wersję
- Aaaa! Ma to nawet sens- powiedział Adler uśmiechając się do mnie. Nagle usłyszeliśmy dzwonienie dzwonka.
- Kto to?- zapytałam zdziwiona.
- Przypadkowy przechodzień- powiedział uśmiechnięty Adler, ciesząc się ,że ogarnąło co chodzi.
Uśmiechnęłam sie do niego. I poszłam otworzyć. Kiedy tylko je otworzyłam ujrzałam ...
Mama?zapytałam zdziwiona, wtulając się.- To nie może być prawda.- pwoiedziałam ciągle nie werząc ,że ona tutaj jest.
- A jednak- zaśmiała się cicho.- Widzę ,że czekaliście na mnie. Steven!- krzyknęła kiedy ten wtulił się w nią ,prawie ją tratując.
- Czekaliśmy na takiego jednego jełopa- powiedział Izzy, ale kiedy tylko zobaczył wzrok mojej mamy...- Przepraszam, ale to prawda.
Zaśmiałam się cicho i odwróciłam, żeby zamknąć drzwi. Nie było mi to dane, bo zobaczyłam jak wchodzi do domu Slash. Od razu mina mi zżedła i odeszłam jak najdalej od wejśćia.
- Czekaj- pwoiedział ,łapiąc mnie za rękę.
- Nie- powiedziałam wyrywając się.
- Porozmawiajmy.- mówiła łamiącym się głosem. Odwróciłam sie energicznie w jego stronę.
- Nie mamy o czym.- nie zdążyłam odejść kiedy on zlapał mnie za obie rece i przyciągnął do siebie.
- Myślę, że mamy.
- Nienawidzę cię.- powedziałam mu prosto w twarz.
- Dobra nie spodziewałem się tego- powedział zszokowany.- Ale są dzisiaj święta, czas wybaczania, radości..
- Ty wykorzystałeś już limit mojej donbroci i naiwności- powiedziałam próbując się uwolnić się z jego uścisku.
- Ale niespodziaka ci się podoba?
- Jaka niespodzianka?
- Twoja mama.
- Tak, bardzo- powiedziała spuszczając głowę.- Jestem ci za to wdzięczna, jednak nic to nie zmieni. I tak jesteś pieprzonym sukinsynem.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, mam nadzieję, że miałam groźny wzrok.
- Wiem, jestem największą świnią na świecie, ale czy chodź dzisiaj mi wybaczysz?- zapytał z nadzieją w oczach. Westchnęłam cicho.
- Nie- powiedziałam i odeszłam. Zrezygnowany potrząsał głową i po raz kolejny złapał mnie kawałek dalej za ręke. Przyciągnął do siebie tak, ze dzieliło nas kilka milimetrów. Poczułam przyśpieszoe bicie serca, jego ciepły oddech na mojej skórze, któy zawsze wywoływał u mnie dreszcze, ten zapach... Nie! Katy! tEN PIERDOLONY CHUJ ZAWIÓDŁ CIE PO RAZ KOLEJNY! Nie możesz się tak łatwo dać. Ale...
- Kocham cię najbardziej na świecie.- szepnął mi do ucha.- Patrz jemioła.- powiedział podnosząc wzrok do góry. Spryciarz- pomyślałam- Zaplanował to, chuj jeden.
- No i...- zaczęłam ale nie dane mi było skończyć, bo ten idiota już złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Niestety, zapomniałam się w nim i stawał się on coraz bardziej namiętny.
- Ej idźcie na górę a nie- krzyknął Axl. Odskoczyłam od Slasha.
- Nienawidzę cię .- powiedziałam, lekko się uśmiechając myśląc o tym pocałunku. Odeszłam jak najdalej.- No to co zaczynamy?
Rozdałam każdemu opłatek i składaliśmy sobie życzenia, po czym zasiedliśmy do stołu.
Wigilijny obiad, jak wigilijny obiad. Dużo gadania, śmiechu, brudu, rzucania jedzeniem... Tak Tak wygląda gunsowa gwiazdka. Jednak Saul nie dawał mi spokoju. Co jakiś czas rzucalismy sobie ukradkowe spojrzenia. Nie chciałam, ale poprostu to jest odemnie silniejsze. Mimo wszystko kocham go. Jak cholera. Ale jednocześnie nienawidzę... Jak to jest możliwe?
-Prezenty!- krzyknął Steven, kiedy skończył jeść.- Szybko wstał od stołu i pobiegł do choinki. Chwycił pierwszy z rzegu prezent.- Dla Duffa.
McKagan podszedł do niego i chwycił prezent. Szybkim ruchem otworzył paczuszkę i zobaczył w niej sweter z wielką gitarą na brzuchu. Nacisnął ją delikatnie i zaczęła grać "Merry Christmast". Wszyscy wybuchli śmiechem.
Każdy miał po osiem prezentów, nie licząc mojej mamy. Ale obiecliśmy, że kupimy jej jutro. Ona oczywiście mówi "nie nie, nie trzeba" Jasne jasne mamo. Ja tam swoje wiem.
Ja dostałam śliczną koszulkę Aerosmith, kilka kaset, bieliznę (ciekawe od kogo xD), plakat Metalliki, reniferową opaske i mały aparat.
Laura była zachwycona sukienką, tak, ze od razu poszła ją przymierzyć. Oczywiście Axl był oczarowany, no ale można się tego było spodziewać, tak sexi sukienka... Jak wróciła widać było, ze jest uszyta idealnie na nią. Świetnie. Axl aż się zaczął ślinić. Dosłownie, moja mama go wytarła serwetką. Ale sie zrobił czerwony...
Reszcie prezenty też przypadły do gustu, niestety czas sprzątać...
- E!- krzyknęła Laura- Nie psujmy nastroju. Jutro się posprząta.
Wszyscy byli zachwyceni pomysłem.
- Mamo, będziesz spać dzisiaj u mnie w pokoju.- powiedziałam prowadząc ją na górę.
- A ty gdzie będziesz spać?- zpaytała uśmiechjąc się do mnie sugestywnie.
- Mamo, nie licz na to, będę spać w dużym pokoju.
- Nie pozwolę na to- powiedział Slash, niczym strażnik Teksasu. Przewróciłam oczami.
- Nie śpię z ludźmi ,któych nienawidzę.
- Ale przecież..- zaczął, jednak uciszyłam go ruchem ręki.
- Nie teraz przy mamie. Porozmawiamy później.- poszedł z opuszczoną głową do siebie.
Weszłysmy do mojego pokoju, szybko ogarnęłam go , to znaczy wsadziłam wszystko do szafy, i poscieliłam łóżko.
- Wybacz nie mamy pościeli, możesz spać w mojej?- zapytałam trochę niezręcznie.
- Jasen, nie ma sprawy, chyba, że ty i Slash....
- MAMO!- powiedziałam śmiejąc się z niej.- Nie masz się czego obawiać.
- Wolę wiedzieć- powiedziała śmiejąc się.- DObra zmykaj mała, bo musicie porozmawiać.
- Ale...
- Rzadnych ale. Idź.
- Dobrze, porozmawiamy jutro. Dziękuję ci za to że jesteś.
- Nie ma za co- powiedziała przytulając się do mnie.- Idź idź!
Poszłam machając jej na dobranoc. Nie chciałam z nim rozmawiać. Stwierdziłam, ze pierdolę ide na dół rozłożyć sofę. Schodziłam po schodach , kiedy ktoś zakrył moje usta swoją dłonią, a drugą chwycił mnie w pasie. Zaczęłam wierzgać nogami, próbowałam sie drzec. Już miałam ugryść go w dłoń kiedy usłyszałam cichy szept. Okazało się ,że to był Axl. Zaciągnął mnie tym sposobem do pokoju Slasha i zamknął za mną drzwi.
- Dzięki!- powiedziałam krzycząc przez drzwi, a potem je kopnęłam- Idiota!
Odwróciłam się w stronę łóżka Slasha. Siedział tam i uśmiechał się do mnie jakbym była jakaś szynką.
- Ej, nie szczerz się do mnie jakbym była jakąś laską z playboya.
- Nie jesteś laską z playboya- powiedział, wstając z łóżka z tym durnym uśmiechem na twarzy.- Jesteś dużo lepsza.- Zarumieniłam się ,ale nie dawałam sobie tego po sobie poznać. Przynajmnije starałam się.
-Wiem, że jestem potworem, największych dupkiem..
- Sukinsynem- uściśliłam.
- ...sukinsynem, ale twoim. Kocham cię nad życie.
- Skoro tak, to dlaczego brałeś?!? Obiecałeś że tego już nie zrobisz.- powiedziałam, a w oczach stanęły mi łzy. Nie będę płakać, nie będę płakać...
- Nie da się tego zrobić od razu. Ale powiem Ci, że się staram. Na prawdę od kiedy jesteśmy razem, biorę mniej. Przyrzekam.
- Wiesz po co taka jestem?- pokiwał przecząco głową.- Bo cię kurwa kocham i boje się stracić kolejną osobę, którą kocham. Zawsze tak jest, ze kiedy kocham kogoś ten ktoś odchodzi. Po prostu...- po policzkach popłynęła mi łza, którą wytarł kciukiem.- boję się.
- Nie masz czego - powiedział przygarniając mnie do siebie. - Już nie będę brał. Obiecuję.
Popatrzyłam na niego.
- Tylko tam mówisz. Przecież wiem, ze tego nie zrobisz!- powiedziałam, a raczej krzyknęłam, wyrywając mu się z uścisku i podchodząc do okna.
- Co ci mam powiedzieć?- zapytał już lekko zirytowany.- Musisz mi zaufać, bo inaczej to nie damy rady.
- Ale ile razy ci już zaufałam, a ty za każdym razem...- powiedziałam odwracając się do niego i znowu lądując w jego uścisku.
- Tym razem dam radę, bo będziesz przy mnie.
- Zawsze jestem przy tobie- powiedziałam.
- Ale teraz będzie lepiej -powiedział całując mnie.
Oderwałam się od niego
- Ostatni raz.
- Jasne.- powiedział uśmiechając się do mnie.
Merry Christmast!