wtorek, 23 września 2014

Happy b-day?!?

Hej!
Zauważyłam że zawsze tak piszę. Zero oryginalności... muszę wymyślić coś nowego ;) Może jakies powiedzinko... Anyway.
Pewnie zastanawialiście się nad nagłówkiem. Już wam tłumacze ;)
Dzisiaj mija dokładnie rok od kiedy założyłam tego bloga. Tak się cieszę ,że udało mi się przetrwac ten rok xd Ale z wami to była sama przyjemność ;) Dziękuję wszystkim komentującym, którzy komentują i którzy komentowali dawno temu. Tyle osób się przewinęło ;) Ale w szczególności chce podziękować:
* Illusion - za cudowne komentarze,  za brak zorganizowania z mojej i twojej strony  xd,za kaktusa na jednorożcu, za twoje apokaliptyczne opowiadanie, za te nasze co jakiś czas rozmowy na gg, za" życiowe historie"  <3 Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że w Estonii jest zajebiscie:P
*Beautiful Disaster - za wspaniałego bloga, za krótkie ale baaaardzo treściwe komentarze, chodź pod moją jednorazowka... ;)  uwielbiam cię  =* i musimy się spotkać na Slashu i pozachwycac się Mylesem
* no i Faith <3 (Mam nadzieję że w końcu nadrobisz Gotten ;p) Za komentarze. Za cudowne opowiadanie,  Za znęcanie się nad biednym Tylerem... Mam nadzieję, że już nie będzie musiał spać na podłodze ani nic takiego... Ucałuj go odemnie ;D
I wszystkim komentujacym, którzy zostawiają po sobie jakiś ślad. No i tym wszystkim, którzy czytają mojego bloga ale nie zostawiają komentarzy. Mam nadzieję, że odważą się i zostawią jakąś pamiątkę po sobie, bo to  motywuje jak cholera.
Aktualny stan:
W ciągu tych 365 dni:
° opublikowałam 40 postów (nie licząc tego),
° dostałam 157 wspaniałych komentarzy,
° mam 4620 wyswietlen! !!!!! :*
° pięciu obserwatorów.
Dziękuję bardzo za docenienie.
No i co życzę sobie żeby przeżyć kolejny rok i mam nadzieję, że w miarę regularnie będę dodawać rozdziały i że będą się wam podobać ;)
Dla mnie to niesamowite że tyle wytrzymalam ,dziękuję jeszcze raz komentujacym kocham was za to ,że wam się chce czytać moje wypociny i je komentować.
Założyłam tego bloga, bo bardzo mi się podobał pomysł takich fan fiction. Chciałam spróbować swoich sił. Pomagało mi to (i dalej pomaga) oderwać się od rzeczywistości. Przez ten rok tyle się stało w moim życiu. Dowiedziałam się wielu rzeczy których nie powinnam i nie chciałam. Uswiadomilam sobie co tak na prawdę jest ważne w życiu i wiem teraz że nie mogę polegac na ludziach. Przynajmniej większości. Otworzyłam się na ludzi ale jednocześnie zamknęłam, ale czasem myślę że dla innych nie jestem sobą... albo może bardziej inna mną... sama już nie wiem.
Z radości rocznicą zrobiłam wywody na temat mojego życia. Przepraszam:/ ale wiedzcie że dziękuję wam za ten wspaniały rok ;)
A i przepraszam za wszystkie błędy i chaos( zwłaszcza w World on fire ;))
Wiki
<3
zapraszam na mojego drugiego bloga: wherever-roam.blogspot.com







Moja płyta *_*

niedziela, 21 września 2014

Gotten IV

Witam po raz drugi ;)
Dodaję Gotten IV dzisiaj, bo... Wiem ,że nie wymyślę nic więcej ,a chcę sie z wami nią podzielić. Dlatego zapraszam do czytania World on fire i Gotten. Jestem ciekawa waszych komentarzy i wgl niewiem kiedy dodam następny rozdział. Dlatego za jednym zamachem dwa. Nie przedłużając dedykuję wszystkim komentującym ;) Uwielbiam Was! Dzięki wam cokolwiek piszę dlatego zapraszam do czytania i krytykowania ;)
Wiki
_________________________________
Charlie czekał przy Central Parku. Był ubrany w koszulkę Slasha, ciemne jeansy i bransoletę z ćwiekami. Pomachał mi z daleka.
- Cześć- powiedziałam podchodząc. Cmoknęliśmy się na powitanie w policzek i poszliśmy w kierunku sceny.
- To opowiadaj co u ciebie, że tak promieniejesz?-powiedział Charlie uśmiechając się do mnie.
Uśmiechnęłam się do niego tajemniczo, ale nie mogłam już wytrzymać. Musiałam się tą wiadomością z kimś podzielić.
- Jestem singlem!-powiedziałam ciesząc się jak dziecko. Podniosłam ręce do góry i zaczęłam nimi wymachiwać. Przyjaciel popatrzył na mnie jak na idiotkę.
- I z tego się tak cieszysz?-zapytał zdziwiony.
- Myślę, że jakbyś żył w tak popierdolonym związku jak ja też byś się cieszył.
- O Rose, cóż za język.- zaśmiał się.
- A  weź-powiedziałam uderzając go w ramię.- Wreszcie czuję się wolna. Ten związek mnie... przytłaczał. To tak jakbyś był z dziewczyną, która myśli i mówi tylko o sobie. A jeżeli ja  mówię coś o sobie ,no nie wiem np.: jak było z tym awansem to i tak odwrócił to na gadanie o  sobie.  Jeśli wiesz o co chodzi...- powiedziałam patrząc na niego.
- Wiesz jak tak się zastanowię to.... GRATULUJĘ!- powiedział chwytając mnie w objęcia. Zaczęliśmy się śmiać oboje.
- Dobra, Charlie-powiedziałam- puść mnie, bo spóźnimy się na koncert.
-Dobra- powiedział udając zawiedzionego. Całą drogę na koncert rozmawialiśmy. O pracy, Slashu, Mary, Jamesie i innych pierdołach.

Na koncercie

Na początku musieliśmy chwilę czekać. Przecisnęliśmy się jak najbliżej sceny. Dopchaliśmy się do jakiegoś drugiego rzędu! Byłam z siebie dumna. Czekaliśmy jakieś piętnaście minut i wyszły nasze gwiazdy.
- Hey motherfuckers!- krzyknął Scott. No i zaczęło się najpierw zmysłowe Get out the door. Ten wspaniały głos Weilanda... Slash też był niczego sobie. No wiecie cudowny gitarzysta, piękne włosy i... no to Slash! Ale i tak nie równał się z Duffem.... Przepraszam cię Saul. Uwielbiam cię jesteś najlepszy w tym co robisz, bardzo przystojny ...., ale McKagan... ten to jest taki mój mały ideał. Wysoki, dobrze zbudowany, długie blond włosy, te cudowne oczy, uśmiech, no jeden z najprzystojniejszych dojrzałych facetów.
 Potem mogliśmy usłyszeć takie piosenki jak Just Sixteen, Superhuman, Big Machine czy moje ulubione Pills, demons & etc. Przy tym ostatnim kwałaku cały czas się darliśmy i śpiewaliśmy razem ze Scottem "You got your demons and your ways of life. You could pull the tiger and you'd end the strife". Kiedy kawałek się skończył tłum oszalał. Naraz słychać było miliony pisków, wiwatów, krzyków i oklasków. To jest coś niesamowitego. Myślę, że to jest kwintesencja całego koncertu. Jestem ciekawa jak muszą odbierać to muzycy...
- A teraz moi drodzy- do mikrofonu dorwał się basista.- Mam zaszczyt zapowiedzieć kolejny kawałek. Dawno go nie grałem, ale myślę, że każdy na tej sali zna tekst piosenki. Zaczyna się tak- tutaj pan McKagan zniżył swój niebiański głos i zaczął szeptać do mikrofonu.- Take me down to the Paradise City ,where the grass is green and the girls are pretty. I want you please take me home, yeeeeeah!!!!!
   Śpiewała cała publiczność. Razem z Charliem skakaliśmy i wpadliśmy w pogo. Dawno się tak 5dobrze nie bawiłam. Wailandowi dobrze szło, chodź i tak wolę oryginalną wersję z Axlem na wokalu, ale co tam... Ta też ujdzie.
Scott powiedział nam, że następny kawałek jest już z nowej płyty Velvet Revolwer i troszeczkę zwolnimy tępo. Usłyszeć można było intro do , moim zdaniem najlepszego kawałka na całej płycie, czyli Fall To Pieces. Prawie całą znałam na pamięć, więc śpiewałam razem z wokalistą. Oczywiście dużo ludzi podniosło zapalniczki w górę. Ja niestety nie mam, ale za to Charlie miał jedną w zapasie. Podnieśliśmy wszyscy ręce w górę i zaczęliśmy wymachiwać w lewo, potem w prawo, potem znowu w lewo...
Niestety dobiegał powoli koniec koncertu. Zgarazli jeszcze dwie piosenki to jest Illegal I Song i Set Me Free.
- Przed wami wystąpiło Velvet Revolwer!- krzyknął Scott.- Na perkusji zajebisty MATT SORUM!- wszyscy krzyczęli i bili brawa, a w tym czasie perkusista wymiatał na swoim instrumencie. To było niesamowite. Tak walić w gary! Z taką pasją...
- Na gitarze pieprzony Dave Kushner!!- powtórzyła się historia. Głośne wiwaty krótkie solo i znowu głos zabrał Scott- Jeden z najzajebistrzych basistów mierzący prawie dwa razy tyle co ja- tutaj uśmiechnęli się do siebie i wybuchnęli śmiechem, zresztą tak samo jak widownia- DUFF MCKAGAN!- piski, krzyki i oklaski. Chyba krzyczałam najgłośniej ze wszystkich ludzi. Basista wygrywał swoje basowe solo uderzając najpierw leniwie, a potem coraz bardziej energicznie w struny swojego instrumentu. Magia.
- A teraz- ciągnął Wailand- Jeden z legendarnych gitarzystów. Myślę, że nie muszę go przedstawić inaczej niż zaje-kurwa-bisty SLASH! - jeżeli przy przedstawieniu Duffa było głośno, to teraz to nawet nie wiem jak to nazwać. Zajebiście głośno, tak, że rozpruwało bębenki w uszach.
Slash i jego sola.... No wiecie, przez chwilę zapomniałam, że jestem na koncercie. Byłam tylko ja i jego muzyka. Nie dochodziły do mnie inne głosy, za wyjątkiem cudownych dźwięków solówki Saula Hudsona. Byłego gitarzysty Guns N' Roses. Potem tworzącego Slash Snakepit's. Z którym jutro mam przeprowadzać wywiad!!! Dopiero teraz dotarło to do mnie z taką mocą. Masakra. Poczułam jak mój żołądek się skurczył , zaczęłam się trochę pocić( nie żebym się już spociła od tego pogowania). Ale ten stres zniknął gdy gitarzysta pociągnął dźwięk tak wysoko i tak delikatnie, że moja głowa była pusta....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Właśnie Slash skończył solówkę i basista podszedł do mikrofonu.
- Hej wszystkim!- zaczął- Całego tego "show"- mówiąc to słowo pokazał cudzysłów palcami.- gdyby nie nasz wspaniały SCOT WEILAND! - no i oczywiście wielka wrzawa. Zagrali jeszcze "Welcome to the jungle " i koniec. Złapali się za ręce podeszli do końca sceny, uśmiechali się , szeptali  do siebie i ukłonili. Potem jeszcze gitarzyści podeszli do swoich stanowisk i zaczęli rzucać kostkami.Złapałam trzy! Z tego jedna była Duffa a dwie Dave'a!! Ale się jarałam. Charlie za to złapał Slasha... Powiedziałam mu ,że to nie fair, a on na to, że wcale nie,że nie fair jest to, że ja będę mieć ze Slashem wywiad jutro a ja nie. I pogodziłam się z faktem ,iż nie mam kostki. Bo spotka mnie coś dużo lepszego.



Wstałam z wyjątkowo dobrym humorem. Zastanawiacie się dlaczego?
Może dlatego ,że nadszedł ten wielki dzień. Dzień ,w którym poznam mojego idola. Dzień, który zmieni moje życie. Albo dostanę mój wymarzony awans, albo nie. Albo się zbłaźnię przed moim idolem, albo wręcz przecwnie, wyjdę na profesjonalistkę.
Może dlatego, że wreszcie jestem wolna! Kurewsko wolna! Nie ma już Jamesa i jestem z tego powodu szczęśliwa. Wydostałam się z pieprzonej klatki!
A może to dlatego, że wczoraj byłam na jednym z najlepszych koncertów w moim życiu...
Ale nie wiem, dlaczego dokładnie. Może to przez to, że powoli zaczynam układać sobie życie i wszystko idzie w dobrym kierunku?!? Nie wiem, na prawdę nie wiem.

Przeciągnęlam się jak mam to w zwyczaju robić co rano, odsłoniłam żaluzje , ukazując mi Nowy Jork o poranku. Była godzina piąta rano, więc było niewielu ludzi. Większość, albo wracała z pracy, albo na prawdę ma nie równo pod sufitem, ze już o piątej rano idzie na spacer. Ale ja takich ludzi podziwiam naprawdę. Uśmiechnęłam się mimochodem widząc małą dziewczynkę idącą z mamą i pieskiem na spacer. To było urocze...
Dobra wracamy do świata żywych. Czas ogarnąć się. Poszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę i zrobiłam śniadanie. Dzisiaj postawiłam na coś zapychającego, więc zrobiłam sobie wypasione tosty z serem.... MNIAM! Po zjedzonym śniadanku poszłam się ubrać. W takich momentach, kiedy dzieje się coś w miarę ważnego i muszę jakoś wyglądać to czuję się stu procentową kobietą. Chodzi mi o to ,że długo zastanawiam się co ubrać. Myślę, że dobrze bym się czuła w czymś "rockowym", jednak nie wiem czy na wywiad to jest odpowiednia kreacja... Wiem pomieszam sobie troszkę. Ubieram białą koszulkę na ramiączkach, do tego marynarka z ćwikami i jeansy. No i mamy kompromis. Przejrzałam śię w lustrze. Nie wyglądałam tragicznie. O to mi chodziło.
 Wzięłam plik kartek leżący na stole i przejrzałam wszystko. Były to pytania do naszego gitarzysty. W pośpiechu wypiłam jeszcze skopomarańczowy i równo o 6:30 wyszłam z domu.

Po drodze do biura, jak zwykle wstąpiłam do Starbucksa. Kupiłam karmelowe latte. Upiłam łyk i  od razu poczułam się lepiej. Po jakiś dwudziestu minutach spacerkiem ,znalazłam się w pracy.
Na moim biurku znalazłam liścik.
" Dziękuję za miły wieczór ;] Ch."
Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Usiadłam za biurkiem i zajęłam siębie birzącymi sprawami, co było trudne z myślą, że już za kilka godzin będę mieć wywiad ze Slashem, którego wczoraj widziałam " w akcji". Dobra Rose ogarnij się! Muszę napisać jeszcze relację z koncertu...


World on fire

Hej! No to napisałąm swoją pierwszą jednorazówkę! Aa.. No dobranie wiem, czy się spodoba czy nie. Na pewno jest przydługawa, dziwna i pewnie dużo w niej błędów. Mój tata śmiał się z mojego pomysłu, ale ja uważam, że to niesamowite by było. Zresztą sami zobaczycie. Wgl na pewno jest dużo błędów, bo nie chciało mi się kilka razy czytać ;p
 Proszę o komentarze dobre i złe, bo to pomaga w tworzeniu. Dziękuję za uwagę! ;)
A i właśnie macie World on fire? Ja mam i się nią jaram chodź szczerze nie podoba mi się to, że aż jest na niej 17 piosenek. Jak dla mnie przesadzili z tą ilością i kilka mogło by zniknąć ;)
Anyway ENJOY PEOPLE ;)
Wiki

   World on fire

- I tą piosenką kończymy dzisiejszą audycję-puściłam piosenkę trochę bardziej popową niż zwykle, mianowicie Brutney Spears "Till the world end". Może po krótce się przedstawię. Jestem Anastazja , mam 34 lata i muzyka jest moim życiem. Jak możecie się domyślić pracuję w radiu. To jest to co zawsze chciałam robić. Łącze moje gadulstwo i miłość do muzyki. Uważam, że to idealne miejsce dla mnie.
Odłożyłam słuchawki na pulpit i wyszłam ze studia. Przybiłam piątkę z Frankiem i wyszłam na korytarz.
- Hej Melissa- przywitałam się z moją zamienniczką. Popatrzyła na mnie wrogo i powiedziała tylko "Cześć". Tak możecie się domyślić nie pałałyśmy do siebie miłością. To bardzo skomplikowana sprawa, ale powiem tylko tyle ,że ciągnie się już od studiów.
   Zanim wyjdę postanowiłam zrobić sobie kawę. Nastawiłam wodę, wyciągnęłam kubek , wsypałam dwie łyżeczki kawy oraz cukru i czekałam. W między czasie obok naszej kuchni przeszło kilka osób witając się ze mną. Zalałam sobie kawę i pomieszałam energicznie łyżeczką. Odwróciłam się w stronę drzwi i kubek prawie mi wypadł z ręki. Przede mną stał nie kto inny jak sam Myles Kennedy!!
- Dzień dobry.- machnął mi ręką na powitanie.
- Witam.- powiedziałam otrząsając się z transu.- Y...y...  w czymm... mogę pomóc?- zapytałam lekko się jąkając, co ani trochę nie było do mnie podobne.
- Potrzebuję się zobaczyć z...- popatrzył na notesik- Anatazją Smith.
- Stoi przed tobą- powiedziałam uśmiechając się.
- O to bardzo dobrze- uśmiechnął się. Nie wiedziałąm czy wziąc to za komplement czy coś.- Miałem przyjść do ciebie w dwóch sprawach. Niestety mój menadżer poprosił mnie, żebym się sam wysilił i o to poprosił.
- Zapowiada się ciekawie.- powiedziałam krzyżując ręce na piersi.  Od razu pomyślałam sobie chyba o najgorszym. Że w sumie to zwykła gwiazdeczka. No ,bo wiecie.... . To jest Myles Kennedy. Kocham go. Ubóstwiam! Ale myślałam, że będzie... inny. Anyway. Podeszłam do chłopaka bliżej.
- Z mojego "wywiadu środowiskowego" dowiedziałem się, że twoją audycję słucha najwięcej ludzi. Ja wydaję teraz nową płytę. Nosi tytuł "World on fire" i tak samo nazywa się singiel. Chciałbym cię poprosić o puszczenie mojej piosenki w twoim programie. Chyba cała Ameryka cię słucha- uśmiechnął się do mnie. -Ja także.
- O!- byłam mile zaskoczona.- Ale się podlizujesz.- pokazałam mu język.- Dobra, jasne. Słyszałam o nowej płycie. Ale takie pytanie techniczne: Dlaczego nie poprosiłeś ludzi z wytwórnii od reklamy? Raczej w taki sposób się to załatwia.- powiedziałam uśmiechając się.
- Jeżeli mam być szczery to chęć poznania cię była silniejsza- uśmiechnął się zalotnie. Zaśmiałam się.- No wiesz kiedy menager powiedział, że muszą jeszcze pofatygować się do was pomyślałem, że się wybiorę. I powiem, że się nie zawiodłem- i znowu ten czarujący uśmiech. Dlaczego on mi to robi? Za każdym razem kiedy on to robił miękły mi nogi. Bałam się, że zaraz upadnę z tą kawą na niego... A właśnie! KAWUSIA. OMOMOMOMOMOMOM! Upiłam łyczek i poczułam się jak w raju.
- Hahahahahaha- zaczął się śmiać Myles. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.- Widzę, że kawa to twój afrodyzjak.
- Tak. Nie ma nic lepszego od niej -zaczęliśmy się razem śmiać.- A druga sprawa?- zapytałam
- Proszę?- zapytał lekko zdezorientowany.
- No mówiłeś o tym, że masz do mnie dwie sprawy. Jedna to "World on fire",a druga...
- Ah, no tak- powiedział prypominając sobie, po co tak na prawdę tu przyszedł.- Miałem jeszcze poprosić o krótki wywiadzik. Nie musi być ze mną. Może być ze Slashem, Brentem lub Todem.
- Hm... Muszę się nad tym zastanowić.- powiedziałam udając, ze się zastanawiam. - Nie no, jeżeli mój przełożony się zgodzi to jak najbardziej.- powiedziałam. Mężczyzna był wyraźnie zadowolony, że nie odmówiłam.- A teraz jeśli pozwolisz...- powiedziałam pokazjuąc kubek z kawusią.
- Ah, tak jasne. Smacznego.-powiedział uśmechając się do mnie.- A i dziękuję, za pomoc.
- Nie ma za co.
- No i musimy kiedyś wyskoczyć na kawę.- wyszczerzył swoje białe zęby. Zaśmiałam się cicho.
- Jasne.- uścisnęłam mu dłoń.
- To ja idę do twojego szefa. Do widzenia.
- Pa!- machnęłam mu na pożegnanie. Jednak ten Myles jest bardzo sympatyczny. Szkoda, że ma żonę... I jest ciutkę starszy.
Wreszcie mogłam uraczyć się smakiem cudownej kawy. Kiedy poczułam ten boski smak na języku... ah... znowu poczułam się jak w raju.
Nie minęła minuta, a moja kawa znikła. Niestety, ale wiedziałam, że kiedyś ten koszmar się spełni. Ale trzeba iść do przodu  nie załamywać się. W końcu w domu też mam ekspres do kawy.
 Usmiechnięta i zadowolona z mojego "odkrycia" wróciłam (wreszcie!!) do domu.
Robiłam to co zwykle. Wypiłam latte  (tak jestem dziwna), przebrałam się w dresy i właczyłam muzykę. Siedziałam przy książce. Dokładnie przy kryminale "Chemia Śmierci" mojego ukochanego pisarza, kiedy zadzwonił telefon. Niechętnie oderwałam się od Davida Huntera, który właśnie dochodził do tego kto zabił mężczyznę. Zobaczyłam na wyświetlacz "Dereck". Z lekkim ociąganiem odebrałam telefon.
- Halllllo- powiedziałam to znudzonym tonem. Wiedziałam, ze bardzo tego nie lubi.
- Mogłabyś się lepiej odnosić do twojego chlebodawcy.
- Nie- powiedziałam. Spokojnie, nie jest w stanie mnie wylać. Za dużo kasy mu daję.
- Nie zapominaj się.-upomniał mnie. Przewróciłam oczami.
- Co chciałeś?-zapytałam prosto z mostu. Chciałam, zeby jak najszybciej skończyła się ta rozmowa.
- Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Od której zacząć?
- Błagam nie przedłużaj tej już męczącej rozmowy.
- Dobra, czy zła?- nieodpuszczał. Głosno westchnęłam.
- Zła.- odparłam szybko.
- Jutro musisz zostać na antenie godzinę dłużej, bo Melissa, ma lekarza , czy coś...- powiedział. Przez "lekarz", miał na myśli swoją  fryzjerkę i manikirzystkę.- A dobra jest taka, ze jutro masz wywiad. Sam Myles Kennedy powiedział, że wolałby ,żeby to on brał w nim udział niż któryś z chłopaków.
- Ok, wszystko?- zapytałam znudzona.
- Chyba...- słyszałam przewracanie kartek.- Tak wszystko.
- Pa- i nie słuchając co mi odpowie rozłączyłam się. Miałam kurczę dość tego zgreda. Pieniądze dla niego to wszystko. Dosłownie.
Ale w sumie ucieszyłam się z wiadomości, że to właśnie z Mylesem, będę przeprowadzać ten wywiad. Nie wiem, czy z innymi czułabym się tak swobodnie jak własnie z nim.
Po rozmowie, postanowiłam pobiegać. W koncu ruch to zdrowie, nie? Ubrałam buty do biegania i wybiegłam na zewnątrz

**********

- Wiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiitam!- krzyknęłam do mikrofonu, zakładając słuchawki. - No i jak tam? U mnie dzień zaczął się bardzo pozytywnie... No dobra. Był jeden wyjątek. Ta pojeb.. przepraszam.- wystawiłam język do Franka.- Ta GŁUPIA- specjalnie podkreśliłam to słowo.- pogoda. Czy u was też jest tak gorąco, że ledwo da się wytrzymać? Dlatego poprawię wam humor, bardzo pogodną piosenką. Mam nadzieję, że tą pogodę w jakiś sposób naprawi.- Frank puścił już wcześniej ustaloną przeze mnie piosenkę The Beatels "Here comes the sun" turu ruru...
- Frank następna będzie nasza nowość- krzyknęłam otwierając drzwiczki nas oddzielające.
- Dobra, nie wrzeszcz tak. Chcesz kawy?- zapytał, ale jednak widząc moją minę musiał się domyślić odpowiedzi. - Alfred idzie do Starbuksa.
- Oooo....-powiedziałam usmiechając się chytrze- to niech kupi mi mochę i ciastko, jakiekolwiek.
- Dobrze już się robi- powiedział Frank pisząc sms'a- za chwilę wchodzisz.- Jak on to robi, że jednoczesnie pisze sms'a i widzi co ma się stać , na tym dziwnym komputerze.
- Już biegnę.- powiedziałam i tak też zrobiłam. Usiadłam i po chwili zapaliło się czerwone światełko, które oznaczało, że wchodzę na antenę.- I jak? Poprawiło humorek? Niestety nie wiem jak z pogodą, bo tutaj nie mam okien. Czuję się jak..- chwilka zastanowienia-  jak kret.
Dziwne porównanie, ale co tam. Mam nadzieję, że rozumiecie. Anyway. Mam taką sprawę do was. Dzisiaj słuchamy nowej piosenki. Zaraz owiem kogo. W każdym razie zaraz puścimy ją TOTALNIE premierowo! Komentujcie na facebooku, twitterze lub na naszej stronie internetowej! No i będziemy dzisiaj rozmawiać z wokalistą tego zespołu... chodź może lepiej nazwac to projektem?Nie wiem, na prawdę, ale o to zapytamy naszego gościa. Jednak to dopiero za godzinę, a teraz "World on fire" !
 Ściągnęłam słuchawki i oparłam się o fotel. Włączyłam na lapku facebook'a i twittera. Już pojawiły się jakieś komentarze pod postem.
"Zajebista!"
"Długo nie musieliśmy czekać na nowy kawałek Slasha, Mylesa i konspiratorsów! Pierwszy raz słyszałam, a już uwielbiam!"
"Kiedy nowa płyta? Mam nadzieję, ze szybko"
I wiele innych tego typu. Usmeichnęłam się z powodu tego jak została dobrze odebrana nowa piosenka.



-A teraz zapraszamy do rozmowy naszego gościa specjalnego! Witam cię Myles-powiedziałam uśmiechając się do niego. Odwzajemnił uśmiech i powiedział "Cześć".- Jak się czujesz?
- A świetnie.-powiedział- Rano miałem mały problem z otworzeniem oczu, ale moja żona mi pomogła. Oblała mnie wodą. Dzięki kochanie.- oburzył się. Zaśmialiśmy się cicho.
-Hah! Pozdrawiamy wybrankę Mylesa. Wracają, własnie dzisiaj daliśmy naszym słuchaczą usłyszeć wasz nowy kawałek. Było dużo pozytywnych komentarzy. I wiele pytań związanych z płytą... Także zacznijmy od tego. Kiedy płyta?
- Wiesz razem ze Slashem już kończymy pracę nad krążkiem. Zostały nam... ze trzy kawałki. Myślę, że uporamy się z nimi do września. Na razie nie mgę powiedzieć nic więcej, bo sam nic iwęcej nie wiem.
- Pierwszy raz chyba nie mogę się doczekać września. W każdym razie jak dzielisz nagrywanie płyty ze Slashem ,a koncertowaniem z Alter Bridge?
- No wiesz nie jest łatwo. Często muszę grać koncert w jednym stanie USA ,a następnego dnia muszę być trzy stany dalej. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że robię to co kocham. A teraz jak skończymy to wszystko , będzie łatwiej. Do połowy sierpnia ustalone mamy koncerty Alter, no i w między czasie ze dwa koncertyze Slashem i konspiratorami. Ale dla mnie to przyjemność.
- Rozumiem, że jesteś bardzo zabiegany.
- Tak bardzo- uśmiechnął się. Dobrze ,że siedzę, bo inaczej to bym upadła.
- Na razie przerywamy rozmowę, aby posłuchać kilku piosenek zaproponowanych przez naszego gościa Mylesa Kennediego!!
W słuchawkach słychać było "Watch over you" Aler Bridge. Ściągnęłam słuchawki z uszu i odłożyłam na pulpit.
- Świetnie na razie wyszło- powiedziałam- Denerwujesz się?
- Nie, nie za bardzo. Przy tobie jakoś nie potrafię. Nie jesteś typową dziennikarką.- czy to komplement? Myślę, że tak. Usmiechnęłam się szeroko.
- Jeżeli to był komplement to bardzo dziękuję.
- No jasne, że był. - rozległo się pukanie w szybę.
- Chcecie kawy?- zapytał Frank. Popatrzyłam na niego jak na debila.- Myles?
- Chętnie.- powedział śmiejąc się.- Jesteś potworna.-
-Ej!-powiedziałam- Wcale nie.- udałam oburzoną.
- Tak, chciałas go zabić wzrokiem.- mrugnął do mnie.
- Nie prawda.-powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem. W sumie musiłąo to śmiesznie wyglądać.
- Nie obrażaj się.- powiedział kładąc mi ręcen na ramionach.- przeszedł przeze mnie taki ...dreszcz. Odwróciłam się w jego stronę. Nasze tarze dzieliłokilka centymetrów. Moja wyobraźnia podpowiadała wiele scenariuszy. Myślę, że każda dziewczyna tak ma. Ale chwilę potem uświadomiłam sobie, że ma żonę. I ją kocha. Wiem to. Czuję. Musiałam jakoś to przerwać. Nagle poczułam lekkie drganie, jeżelimożna to tak nazwać.
- Czułeś to?-zapytałam rozglądając się po bokach.
- Tak..- i w tym momencie znowu zatrzęsło się. Prawie spadłam ze stołka. Zobaczyłam, że zapaliła się czerwona lampka. Szybko chwyciłam mikrofon.
- Nie wiem jak wy, ale u nas coś się dzieje. Może to trzęsienie ziemi- prawie upadłam bo przybrało na sile.- O BOŻE! Jeżeli możecie chowajcie się pod stół czy biurko! Miejmy nadzieje, że zaraz przejdzie. Tym czasem puścimy jakąś muzykę.
Usłyszałam w tle "Whole world is watching" Whithin Temptation i Piotra Roguckiego.
-Myles pod stół!-krzyknęłam i oboje schowaliśmy się pod stół.
- An!-słyszałam krzyk Franka- Uciekajmy! To nie słabnie!
Musieliśmy szybko wygrzebać się spod naszego schronienia. Wybiegliśmy na korytarz, wiele osób biegło do wyjścia. Nikomu nie chciało się czekać na windę, więc biegali po schodach. Pewnie i tak nawet nie działa. Widać było, że wysiada prąd. Działo się coś i to na pewno coś wielkiego. Zaczynałam się bać. Chwyciłam Kennediego za rękę i przeciskaliśmy sie przez tłum razem. Kiedy udało nam się wybiec z budynku, nie mogłam oczom uwierzyć. Czegoś takiego nigdy nie widziałam. Przewrócone latarnie i rozwalone cysterny (?) z których woda wytryskiwała ze 2 metry w górę. Ziemia ciągle drżała, budynki zaczynały się trząść. Wszędzie wirowały śmiaci i jakiś pył. Niebo przybrało lekko brązowy kolor. Było gorąco i duszno. Myślę,że było z 40 stopni... Czułam się na pystyni mimo, że byłam w mieście... JAK TO MOŻLIWE? Zaczyna mi się kręcić w głowie. Może to od tego upału? A może od tych wrażeń i strachu? A może to spowodowane jest... tym, że nie wiem co robić? Jednego byłam pewna. Dzieje się coś naprawdę niedobrego. I boję się, że skończy się niedobrze.
Biegliśmy. Sama nie wiem gdzie. Biegliśmy gorącymi ulicami Chicago. Od budynków czuć byłostraszny żar. Ale cały czas się robiło coraz goręcej...
- An gdzie my właściwie biegniemy?- usłyszałam zasapany z tyłu głos Mylesa.
- Myles- powiedziałam zwalniając. -Nie mam pojęcia. Rzadnej cholernej myśli. Pierwszy raz nie wiem co robić!-powiedziałam zdenerwowana załamując ręce- Nigdy nic mi aż tak nie szło po mojej myśli! Zwykle w jakiś sposób wiedziałam co mam robić. Miałam swoje życie w garści! A teraz- powiedziałam pokazując na budynek za nami- wszystko się sypie.
I jak na zawołanie budynek zaczynał się powoli kruszyć. Widac było odpadający strop.
Myles mocno mnie przytulił.
- Myślisz, że czuję się pewniej niż ty?-zapytał patrząc na mnie.- Oczywiście, że nie! Jestem tak samo przerażony jak ty i nie wiem co mamy robić, ale coś musimy zrobić.
- Jak myślisz co to może być?- zapytałam niepewnie ,patrząc na niego z przerażeniem i bojąc się odpowiedzi.
-Apokalipsa.
Poczułam jak łzy wzbierają pod powiekami. Czułam już jak lecą mi po policzkach, jednak nic takiego się nie działo.
- Musimy z tąd uciekać.- powiedział Kennedy.
- Ale gdzie?- zapytałam przestraszona.
- Nie wiem...- popatrzyłam za nas. Ten budynek, który się sypał teraz zaczął się rozwalać. Zaczęliśmy biec w przeciwnym kierunku. W pewnym momencie wyprzedziłam muzyka. Bałam się o niego. Co chwilę się odwracałam krzycząc, żeby biegł szybciej i patrzyłam gdzie jest. A temperatura rosła i rosła...
Bylismy jakies trzysta metrów od zawalającego się budynku, kiedy ten runął. Słychać było huk. Wielki tuman kurzu i pyłu wziósł się na jakieś trzy metry do góry. Poczuliśmy podmuch uderzający w nas. Na szczęsćie nie był mocny. W sumie to nawet nam pomógł, biec szybciej. Nogi mnie już paliły ,więc zatrzymałam się. Myles zrobił to samo. Zauważyłam z dala jakąś witrynę sklepową ,w której były telewizory. Podeszłam bliżej.
- U...A! Rat... się ,to j... ..ec ...at. FBI mó.. ,al.. ..wni! TO KONIEC! - w telewizji przerywało koszmarnie jednak dlaczego to zdanie można byłło usłyszeć. Myślę, ze to nie był przypadek. Myślę, że Bóg jeśli istnieje własnie daje nam znak. To Apokalipsa. Czterej jeźdzy zeszli już na ziemię. Temperatura coraz bardziej mnie zaczynała dobijać. Cała ta sytuacja zaczyna mnie dobijać. Boje się! KURWA BOJE SIĘ! Nie wiadomo czy przeżyjemy. Jaki to wogóle absurd. Spędzam ,prawdopodobnie, oststnie chwile swojego życia z moim idolem. Jakim głupim trzeba być, żeby miec takie szczęście? Zadaję dobre pytania, ale nie jest to czas na takie głupie myśli.
- Myles- zaczęłam odwracając się w jego stronę- co robimy?
- Mam na prawdę straszny mętlik w głowie. Z jedej strony zastanawiam się ,do cholery c mamy zrobić, z drugiej myślę o swoim całym życiu. Skoro to jest już koniec...
- Przestań!- powiedziałam chwytając go za ramiona i potrząsając nim lekko- N I E  P O Z W A L A M ci tak myśleć! Musimy uciekać. Nie ważne, że ziemia cały czas się trzęsie, że temperatura niedługo będzie wynosić jakieś 60 stopni. Musimy przeżyć! Rozumiesz?
- Jasne, ale co my mamy zrobić?!?- zapytał jednocześnie wściekły i zrezygnowany.
- Nie, wiem kurwa, nie wiem- powiedziałam przejeżdżając ręką po włosach- Ale wiem, że musimy gdzieś iść.
- Zastanawia mnie jeszcze jedno. Gdzie się wszyscy podziali?- zapytał. Rozglądnęłam się w okół. Rzeczywiście ani żywe duszy. Mimo, że było cholernie gorąco to przeszedł mnie dreszcz.
- Myles?- zapytałam przerażona.
- Tak-powiedział przybilżając się do mnie.
- Jeżeli to ma być koniec, mogę ci coś powiedzieć?
- Jasne.
- Boje się. Kurewsko się boję.
- Nie tylko ty.- powiedział i przytulił mnie do siebie. Rozpłakałam mu się w ramię. Na prawdę teraz byłam przerażona nie na żarty. Kennedy mocniej mnie objął i teraz to rozpłakałam się na dobre. Zaczął delikatnie mnie gładzić po plecach i uciszać. Co chwila szeptał mi jakieś pocieszające gadki. Z każdą taką myślą coraz bardziej robiłam się spokojna.

Schowaliśmy się w parku. Niestety trzęsienie ziemi nie ustało. Nie mieliśmy żadnych pomysłów. Wiem, ze to Apokalipsa i w ogóle, ale myślę, ze skoro to koniec to jak możemy sie uratować?
Rozmawialiśmy bardzo niezobowiązująco. O muzyce, trasie Alter Bridge, radiu, czy też o byłych. Tak rozpamietujemy przeszłość kiedy nasze istnienie właśnie się kończy.
Trzęsienie ziemi się nasiliło. Popatrzyłam na Mylesa. Podnieśliśmy się z trawy i odeszliśmy kawałek dalej. I dobrze, bo właśnie ziemia zaczęła się rozstępywać.... CO? ZIEMIA? Ja pierdole! Nie wierzę. Zaczęliśmy biec, abyśmy nie wpadli. Chodź jak tak sobie myślę to nie wpadlibyśmy, ale instynkt kazał uciekać. Teraz raczej nie zastanawiamy się nad tym co mamy robić. Wszystko jest instynktowne. Zatrzymaliśmy się. Ppatrzyłam w miejsce z którego ucielkiśmy. Budynki, które były w miejscu, gdzie szczelina sięgała, zapadły się. Poczułam jak ziemia pod moimi stopami ucieka. Coś tu nie gra. Popatrzyłam do przodu i zauważyłam, ze ziemia się osówa w przepaść. Chwyciłam Mylesa za rękę i pobiegliśmy w inną stronę. Znaleźliśmy miejsce, w którym (jak na razie) nie działo się nic. Usiedliśmy na chodniku.
- Jak myślisz co stało się z innymi ludźmi?- zapytałam.
- Myślę, że mogą przeżywać to co my.- ścisnął mnie za dłoń. Od razu poczułam się lepiej.
- Zastanawiasz się może...- powiedziałam spuszczając głowę- co robi twoja żona?
- Nie, bo myślę o kimś innym- powiedział z dużym entuzjazmem, tak, ze musiałam na niego popatrzeć. Myślę, że moja mina była bezcenna.
- Niby o kim?
- O tobie- powiedział i pochylił się w moją stronę. Musnął swoimi wargami moje. Tak bardzo delikatnie. Potem nasze wargi przywarły do siebie i całowaliśmy się. Ja jednak zachowałam zdrowy rozsądek i odsunęłam się od niego.
- Co jest?-zapytał Myles.- Źle całuje?- zapytał uśmiechając isę do mnie.
- Nie, nie o to chodzi.- powiedziałam.- Ale my tak nie możemy, ty masz żone...
- Anastasia- zaczął łapiąc mnie za podbródek- Mamy właśnie apokalipsę. Jestem cholernie zmęczony i na prawdę pragnę tylko jednej przyjemności. Żeby cię jeszcze raz pocałować.
- Ale..- zaczęłam jednak nie dane było mi zakończyć. Myles położył palec na moich wargach.
- Nie ma ale... Jesteśmy ty i  ja. Nikogo więcej. Jeżeli pozwolisz to teraz zrobię coś co ci się może spodobać.- powiedział uśmiechając się i całując mnie w usta. Zaczął bardzo delikatnie jednak z czasem ppocałunek stawał się bardziej namiętny i szalony. Całowaliśmy się coraz bardziej łapczywie. Nie myślałam już o tym ,że Kennedy jest żonaty. Liczyło się tu i teraz.
Całowaliśmy się dopóki ziemia ponownie się nie zatrzęsła bardzo mocno. Ten wstrząs rozdzielił nas. Upadłam na ziemię, a po przeciwnej stronie Myles. Uśmiechnęliśmy sie do siebie. Nagle poczułam ,że temperatura się podniosła, ale dużo bardziej niż wcześniej. Mina Kennediego pokazywała, że coś się dzieje. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam, że budynek płonie. Otworzyłam szeroko usta nie wiedząc oc robić.
- Chodź!- krzyknął muzyk i chwycił mnie za rękę. Nie mogłam się ruszyć. Na szczęście Myles pociągnąl mnie za sobą. Gdybie nie on to pewnie spaliłabym się, bo właśnie palący budynek przybierał na sile. Biegliśmy i biegliśmy dopóki wierzowiec nie zniknął nam z oczu. Dopiero teraz potrafiłam się otrząsnąć z szoku. Dotarliśmy do jakiegoś skrzyżowania. Nigdy wcześniej tędy nie przechodziłam. Tutaj był chyba jakiś plac targowy, czy coś podobnego. W każdym razie ciągle tutaj było mnóstwo ludzi.
- O!- krzyknęła jakas starsza kobieta pokazując na nas - Ludzie!
Podbiegły do nas dwie kobiety .
- Jak się macie? Wszystko w pożądku?- zapytała kobieta na oko około czterdziestki w blond włosach, które były związane w prowizoryczny kok. Musiała być w pracy w jakiejś korporacji kiedy świat zaczął wariować, bo była ubrana w czarną garsonkę.
- Na razie w porządku- powiedziałam.- Jak wam się udało przeżyć? I co tu robicie? Ilu was tu jest?- zapytałam. Wiem, ze to dziwne, że tak zasypuję ich pytaniami, ale serio zaczęłam się bać o ludzkość.
- Jest nas około trzydziestu...- zaczęła starsza pani patrząc na kobietę obok szukając potwierdzenia.- Byliśmy w poblizu placu kiedy to zaczęło się dziać- pokazała ręką na okolicę.- Zbiegliśmy się tutaj, szukając jakiej kolwiek odpowiedzi. Niestety nic nie udało nam się ustalić. No oprócz jednego. Że to już koniec.
Kobieta załamała się i schowała twarz w dłonie. Kobieta w blond włosach złapała ją za ramiona tuląc do siebie.
- Tak na marginesie jestem Katerina- powiedziała.- A to jest Felicia. Musicie jej wybaczyć. Jej wnuki wpadły do jednej ze szczelin na jej oczach. Chciała za nimi wskoczyć, ale na szczęście niedaleko był Kenneth - jeden z nas- i zaprowadził ją tutaj. Przeżyła koszmar.
- Jezu- powiedziałam zakrywając usta dłonią.- To potworne.- Chwyciłam Mylesa za dłoń szukając u niego pocieszenia.
- Tak w ogóle dobrze byłoby jakbyśmy się przedstawili- powiedział- Jestem Myles Kennedy, a to Anastasia Smith.
- Miło nam- powiedziała Felicia.- Chodźcie do nas. Znaleźliśmy jakieś radio na baterie. Co jakiś czas mamy informacje co się dzieje w okolicy.
Poszliśmy w stronę "schronu". Zobaczyliśmy tam wielu ludzi siedzących wokół radia. Wszyscy popatrzyli na nas.
- To Anastasia i Myles. - wszyscy zaczęli nas witać, przewaznie zwykłym kiwnięciem głowy lub pomachaniem, ale kilka osób wstało ,żeby uścisnąc dłoń. Każda się przedstawiła, alejak wiecie poznając tylu nowych ludzi nie jest się w stanie zapamiętać wszystkich imion. Ja zapamiętałam Kennetha, bo to on uratował Felicie przed samobójstwem i był dosyć charakterystyczny. Dobrze zbudowany, kruczoczarne włosy, ciemna karnacja... taka uroda arabska. Jeszcze zapamiętałam Ninę ,drobną brunetkę w okularach, bardzo przestraszoną oraz Haidi hinduską emigrantkę z dwójką dzieci Robem i Katy.
Siedliśmy z Mylesem obok Kateriny, ciągle trzymając się za ręce.
- Mówili coś nowego?- zapytała moja sąsiadka.
- Niestety- odpowiedział Kenneth- ciągle to samo. Mówią, ze jeżeli ktoś jeszcze żyje to nie wiadomo jak długo i żeby modlić się do Boga, bo to chyba jedyna szansa na ocalenie.
- Ciągle mówią o tym.- westchnęła Katerina- Mam już tego dosyć. Zastanawiam się czy przypadkiem nie załapaliśmy jakiejś fali kościelnego radia.- westchnęła i oparła głowę o rękę.
- Spróbujcie dać na 105.9 fm - powiedziałam. To było nasze radio i byłam ciekawa czy w ktoś tam jeszcze został. Jakaś nastolatka wzieła i zaczęła szukać stacji. Jednak słychać było tylko szum.
- Nie odbiera- powiedziała. Jednakpo chwili szum jakby się zmienił.
- Daj głośniej- powiedziałam do niej. Dziewczyna skinęła i zrobiła to o co ją prosiłam. Teraz można było usłyszeć ,że przekazują jakies informacje.
- ...Nie mogę uwierzyć.. ..o ...je! Chowam się....łem, ale trz... st...coraz...niejsze! Boję się!- poznałam ten głos. To Melissa. Biedactwo. Mimo, że tak się nie lubimy ja i tak jej współczuję. Nie życzę nikomu ,żeby przeżywał tego co my... Chodź chwilę... przeciez wszyscy to przeżywają! Coraz bardziej się załamywałam. - Z tego... wied...to...c świata... fbi potwierdza te informacje! NASA też mówi, ze niestety ludzkość sama do tego doprowadziła. Nie wiemy kiedy to się skończy, jednak ja osobiście uwazam, że to nam będzie się ciągnęło w nieskonczoność. Będa mijały godziny a w rzeczywistości to będa sekundy. Niestety... ło.
"A było tak pięknie"- pomyślałam.
- Musimy coś zrobić!- powiedziała Haidi.- Tak bezczynnie nie możemy siedzieć. Moze ruszymy w jakieś poszukiwania innych?- zapytała z nadzieją w głosie. Jakby to było takie proste...
- Nie wiem czy jest sens pchać się w coś takiego..- zaczął niepewnie Myles.- Jednak nie ma też sensu siedzieć w jednym miejscu bezczynnie, bo i tak to koniec.- pierwszy raz widziałam go tak zrezygnowanego i takego... stanowczego.
- Dobra to podzielimy się na dwie grupki.- zaczęła Roxanna. Była to chyba siostra Kateriny, bo były bardzo podobne itak samo władcze tyle, że ta druga była odrobinę młodsza. Poc hwili dowiedzieliśmy się z kim idziemy. Na szczęście byliśmy razem. Oprócz nas była jeszcze starsza pani Felicia, Katerina, Haidi z rodziną, Kenneth, Brody(który był azjatą) oraz z dwoma nastolatkami Febe i Cloe. Wszyscy pożegnali się ze sobą i ruszyliśmy. Raz na jakiś czas czuliśmy mocniejsze zatrzęsienie ziemią. Kilka razy trzeba  było pomóc kilku przewróconym osobą. Naprawdę nie jest łatwe chodzenie po trzęsącej się ziemi. Głowa zaczęła mnie strasznie boleć. Nie mogłam wytrzymac tego łomotu. To właśnie wtedy, kiedy myślałam, ze gorzej być nie może, stało się gorzej. Przed nami ziemia znowu się osunęła, tylko tym razem nie było tak łatwo uciec, ponieważ z tego miejsca zaczęła się wylewać lawa! Teraz myślę, że nic nas nie zdziwi. Biegliśmy razem w drugą stronę. Niestety nie wszystkim dało się uratować. Brody i Febe nie zdążyli uciec. Rozgrzana lawa dosięgła ich i pochłonęła ich w odmęty nieznanego wnętrza ziemi... prawdopodobnie.
Nogi na prawdę już mi odpadały, ale adrenalina podosiła ciśnienie krwi. Bieglismy zwartą grupą. Na samym końcu biegła Cloe, cały czas płacząc po stracie przyjaciółki. Myles popatrzył na mnie wzrokiem, który pytał czy może jej pomóc. Przytaknęłam mu, bo sama o tym myślałam. Mężczyzna wziął dziewczynę na ręce i biegł z nią. Teraz nie robił tego tak szybko, bo dodoatkowy cięzar nie ułatwia biegu. Widziałam, że coś do niej mówił. Myślę, że jej to pomogło, bo przestała płakać. Kenneth postanowił pomóc pani Felici, bo widać było, że coraz bardziej się męczyła. Kobieta podziękowała mu za to, uśmiechając się serdecznie.
Zatrzymaliśmy się obok sklepów z agd. Telewizory na wystawie już nie działały, ale postanowiłam wejść do środka. Niestety było zamknięte.
- Weź to.- powiedziała Haidi podając mi kamień. Wziełam od niej przedmiot i kazałam wszystkim się odsunąć. Rzuciłam z całej siły w szklene drzwi. Na szczęście nie były kuloodporne i od razu rozprysnęły się na kawałki. Musiałam chwilę się zastanowić jak wejść do środka. W tym czasie podszedł do mnie mały Robert i zaoferował pomoc. Bylam mu wdzięczna. Chłopiec zniknął w budynku, jednak nie minęło pięć minut a on był spowrotem z małym radyjkiem. Włączył go. Słychac było tylko szum. Szukalismy jakiej kolwiek stacji radiowej. Niestety nic nie łapało. Jedyne co słyszałam to jakąś jedną stację która grała muzykę.
- Dobra wracajmy do naszego schronu. I tak nie znajdziemy nikogo.- powiedziała Katerina.
Wszyscy zgodzili się na jej propozycję. Ruszyliśmy w stronę schronu. Po naszej "przygodzie" z lawą myślałam, że gorzej być nie może. Jednak się przeliczyłam. Z nieba zaczęły spadać asteroidy. Ale na szczęście nie były wielkie. To był taki deszcz kamieni. Jeżeli wcześniej się bałam, to teraz byłam przerażona do granic możliwości. Chwyciłam Mylesa za rękę.
- Myles boję się.- powiedziałam łapiąc się kurczowo jego ramienia.
- Wiem, mała.- powiedział przytulając mnie do siebie.- Nie ty jedna.
Odczepiliśmy się od siebie ,bo Katerina zaczęła nas wołać. Teraz biegliśmy rozproszeni uciekając przed kamieniami. Po jakiś dwudziestu minutach bylismy na miejscu. Niestety druga połowa ocałałych jeszcze nie wróciła.
- Mam nadzieję, że nic im nie jest.- powiedziała Haidi przygarniając swoje dzieci do siebie.
Wszyscy patrzyli na siebie z posępnymi minami. Każdy myślał o najgorszym. Przypomniało mi się, że niedawno najgorsze dla mnie było to kiedy wypiłam całą kawę, a teraz... Moje myślenie odwórciło się o 180 stopni. I uświadomiłam sobie, że bez kawy da się żyć. Teraz muszę żyć. A raczej PRZEŻYĆ.
Wtuliłam się w Mylesa, bo byłam coraz bardziej przerażona. Teraz to już pogoda zwariowała. Było z 50 stopni, kamienie waliły z nieba i dodatkowo zaczęły bić pioruny. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy. Słychać było tylko nasze oddechy i odgłosy pogody. Aż nagle tą ciszę przerwał szum. Wszyscy podskoczyli ze strachu. Szum ,jak można się spodziewać, dochodził z radia. I jednego i drugiego. Odnalazły się fale radiowe.
- ..niec ...dzi...ją piosenka, któ...nieść na duchu....nie...rope Fin...down!- słychać było głos Michelle.- Idealnie ..suje...ia. Żegnajcie.
Słychać było cichy szloch mojej koleżanki z pracy. Sama zaczęłam płakać słysząc piosenkę. Final Coutndown Europe. Tak jakby wiedieli co się dzieje. To końcowe odliczanie. Najbardziej dobijająca rzecz w całej tej gównianej sytuacji. Podniosłam się i postanowiłam, że nie będę siedzieć i czekać aż coś się stanie. Za mną poszła Felicia. Złapała mnie pod rękę.
- Przejdziemy się razem.- powiedziała uśmiechając się do mnie. Odwdzięczyłam się jej tym samym.- Muszę cię zapytać o jedno czy ty i ten chłopak jesteście razem?
Uśmiechnęłam się przypominając sobie wszystkie wspólne chwile. Nasze pierwsze spotkanie. Kto by pomyślał, że dzień później będzie to k oniec naszego życia? Na pewno nie ja.
- Szczerze to sama się zastanawiam, ale raczej jesteśmy dobrymi kumplami.- powiedziałam uzmysławiając sobie ,że tak na prawdę to tylko się całowaliśmy się i nic więcej. W końcu nasze emocje wzięły w górę i tyle. Jesteśmy dorośli.
- Wydaje mi się, że mu się podobasz, a on tobie też.- powiedziała staruszka.- Tak dobrze razem wyglądacie.- powiedziała łapiąc się za ręce i przyciągając do swojego ciała.
- Proszę pani... To nie jest takie łatwe. On ma żonę...
- I co z tego? Ile ludzi w dzisiejszych czasach się rozwodzi, albo ma romans. To jest koniec świata, dziecko. Teraz trzeba iść na całość. Nie możecie tak sobie odpuścić. Potem będziecie tego żałować. Ja żałuję, że nie powiedziałąm Arturowi, że go kocham... A on umarł. Pokłóciliśmy się i prawie rozstaliśmy...- powiedziała wybuchjąc płaczem. Przytuliłam ją do siebie.- Byliśmy razem 50 lat- załkała mi w pierś- -a potem moje wnuczki.- Teraz kobieta rozpłakała się na dobre. Próbowałam ją jakoś pocieszyć, ale było to nie możliwe. Jak mam pocieszyć osobę, która straciła tak wiele....- Dlatego nie psuj tego .- powiedziała.- Wracajmy, źle się czuje.
Wróciłyśmy do schronu. Kiedy tylko kobieta showałą się pod płachtą, zemdlała. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Pani Felicio!- krzyknęła Katerina. Podbiegła do kobiety i zaczęła nią potrząsać.- Pani Felicio! - teraz ocucić próbował ją także Kenneth.  Udało się. Kobieta uchyliła lekko oczy i powiedziała "To już czas" i znowu zasnęła, tym razem snem wiecznym.
- Nie!!!!!- krzyknęła Katerina. Rozpłakała się. Były chyba bardzo blisko. Myślę, że to ona dawała nadzieję, była tym pogodnym promyczkiem w naszej grupie. A teraz promyk zgasł. Zaczęlam płakać. Myślę, że wszyscy płakaliśmy. Kennedy objął mnie i razem staliśy tam wtuleni w siebie, płącząc na swoich ramionach. Nie mogliśy przestać. Straciliśmy ją. Pani Felicia... Będzie mi jej brakowało. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.
 "It's the final countdown!" - usłyszeliśmy ten fragment w radiu. Powiedziałąm chłopakowi ,że musimy pogadać.
- Tak?- zapytał ocierając łzę ze swojego policzka.- Co jest Katy?
- Wiesz..- zaczęłam pociągając nosem. Chłopak otarł kciukiem łzę, która mi poleciała popoliczku.- Byłam z Felicią na tym "spacerze" i powiedziała mi...- usłyszeliśmy, że coś wybucha za nami. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam ,że wyrósł kolejny "wulkan" buchający gorącą lawą. Byłam przerażona, ale już nie miałam siły. Na nic. Nie miałam siły biec , a tym bardziej żyć. Było mi już wszystko jedno.
- Myles kocham cię!- krzyknęłam, bo właśnei rozpętało się piekło. Kennedy chwycił mnie za rękę i zaprowadził do schronu, bo teraz z nieba spadały asteroidy tyle, że zamrożone. Dostałam dwoma w przedramię i powiem, że nie było to miłe uczucie. Zauważyłam, że z mojej ręki płynie krew. Musiałam mocno dostać. Teraz to miałam już wszystkiego dość.
- Też cię kocham Anastazjo- powiedział całując mnie namiętnie. - All my love Anastasia, Anastasia. It's may be our last goodbye. You can't save me i'm fading. Blood is on my hands tonight.- zaśpiewał cicho mi do ucha. Przytuliłam się do niego mocno i poczułąm ból. Przenikł przez całe moje ciało. Był straszny. Zaczęłam krzyczeć z bólu. Ale po chwili nie czułam nic. Kompletnie nic. Jedyne co czułam to pustka. Pierwsze odczucie samotność. Potem zapytałam sama siebie co ja tu robię? Ale skąd mam to wiedzieć? Umarłam? Chyba tak? Ale co ja tu robię? Jest życie po śmierci? Przepraszam cię Panie za to, że nie chodziłam do kościoła,ani nie modliłam się. Pójdę do piekła? Zaraz zobaczymy. Boje się, ale wiem, że nie powinnm. To już koniec końcó. Już się nie uwolnię jakąś śmiercią. Mam nadzieję, że reszcie się udało, chodź... Myles! Przecież on się do mnie przytulał, więc musieliśmy razem zginąć. Chyba, że... Nie wiem już sama.
 Nagle zaczęło się przejaśniać. Popatrzyłam w tamtą stronę mrużąc oczy. Zobaczyłam jakieś dwie postacie. Ale nie mogłam dostrzec kto to taki. Wytężyłam wzrok lecz to było na nic. Widziałam, ze szli w moją stronę. W takim razie żyję? Czy to sen? Właśnie przecież to wszystko mogło być snem. Usłyszałam w głowie " It's the final countown! The final countdown" . Ta posenka mnie przesladuje. Przeraża, a jednocześnie wzrusza... Coś jest chyba nie tak.
Wytężyłam ponownie wzrok teraz już widziałam obie postacie. Nie mogłąm oczą uwieżyć. Myles i Felicia! Znowu razem na zawsze....

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 23

Hi!
Masakra jeszcze 4 dni!!!!!!!! Ale się jaram.
Dobra macie rozdział. Jest jako taki jednak mówie, że na końcu jest troszkę, żygania tęczą. Szczerze mnie wprowadził lekko w stan melancholi. Nie wiem jak ale tak było. Przepraszam z góry za błędy, ale nie mam za bardzo czasu ,żeby wszystko poprawić.
Czy wy też macie taki zapierdol?!? MASAKRA! Dobra enjoy i proszę o komentarze ;)
Wiki
__________________________________

///////////////AXL\\\\\\\\\\\

Ta dziewczyna nie dawała mi spokoju! Nie tylko wprosiła się do naszego domu, to jeszcze nie chciała wyjść mi z głowy! Kurwa! Dlaczego ja o niej myślę? A może dlatego, że kiedy z Adlerem tańczyliśmy na stole zwyzywała nas od jebanych pedałów i zaczęła na nas pluć piwem ,które piła? A może to dlatego, że kiedy Duff i Izzy pili wódkę ona "przez przypadek wylała ją do doniczkiz moim pięknym kaktusem, bo stwierdziła, że chce mu się pić, a ona myślała, że to zwykła woda? Tak, kurwa zwykła woda przez którą Izzy lezał zalany w trzy dupy pod stołem! Bo tak, kurwa działa na niego zwykła woda z kranu!
Ale nie to jest najgorsze! Pod sam koniec imprezy zaciagnęła Tylera do MOJEGO pokoju i kurwa rżnęli sie w nim! To nie koniec. Postanowiła, że muszą pomóc nam "ochcić dom". I przespali się we WSZYSTKICH pokojach!!!! Nawet w garażu! Kiedyś za to zajebię i ją i tego zjebusa Stevena! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak mnie to wytrącił z równowagi. Czegoś takiego... Ugh! Mam dość!!!
Leżę już w tym jebanym łóźku godzinę i nie mogę zasnąć, a mamy być w studio jutro o 11! Chciałbym się wyspać, ale nie ja po raz setnyprzewracam sie z jedego boku na drugi, ciągle licząc jebane baranki. Jednak kiedy doliczę już do 10- ciu przypomina mi się ta cała L-A-U-R-A . Ugh... i wszystkoo od nowa. Ciągle czuję ten zapach sexu. Wkurwia mnie! Nie mogę tutaj dłużej leżeć!
Szybko wysfobodziłem się z pod koca i podrapałem się po brzuchu. Otworzyłem drzwi i jedyne co słyszałem to ciche skrypienie podłogi. Na korytarzu nie było nikogo. Ani kurwa jednej duszy. Pocichu zszedłem na dół do kuchni. Oczywiście w ciągu tej godziny zdążyłem zgłodnieć. Zobaczyłem w lodówce jakiś żółty prostokąt. Nie byłem pewny co to. Był bardzo twardy. Chyba zepsuty- pomyślałem.- Ale co tam, spróbuję.
Na początku moje zęby spotkały się z lekkim oporem jednak potem jakoś poszło. Smakowało jak to co leży na pizzy. Mój mózg przetwarzał w tym momencie wszystkie wiadomości w mojej głowie. Przypomniałem sobie gdzie jeszcze czułem ten smak. Raz jak jadłem spagetti ,raz jak spotkałem się z Danielle... Już wiem co to za gówno!!!! Parmezan! Jaki jestem pojebany.
Ale to wszystko przez nią! Tą jebana Laurę.

//////////////Katy\\\\\\\\\\\\\\

Obudziły mnie hałasy z dołu. Kto się tłucze o tej porze? Wyplątałam się z pod kołdry i cicho przemknęłam po schodach do salonu. Zobaczyłam tam swiecące sie z kuchni światło. Ukratkiem jeszcze zwróciłam uwagę na zegarek w salonie, który pokazywał godzinę piątą. Kogo o tej porze pojebało?
Po cichu zakradłam się do kuchni. Oczywiście możan było się spodziewać. Ruda wiewióra zżerała ze złością w oczach parmezan... Ale dlaczego? Nie mógł sobie zrobic kanapki z szynką? Albo wpierdolić samą szynkę? Nie, on musiał jeden z droższych serów jaki mamy w lodówce... KSIĄŻE.
Na paluszkach, nichym złodziej podeszłam do współlokatora i spoczyłam mu na plecy. Szkoda, że tego nie widzieliście. Axl zaczął piszczeć jak mała dziewczynak, desperacko próbując zżucić  mnie z siebie. Szybko zasłoniłam mu usta ręką, żeby nie pobudziłl reszty.
- Axl to ja Katy!- wyszeptałam mu do ucha- Nie drzyj się tak, bo wszyscy śpią.- zeszłam z pleców wokalisty.
- Chciałaś, żebym na zawał zszedł? Pojebawszy??- zapytał z lekkim uśmiechem, ale dyszał przy tym. Ten strach widocznie dał mu się we znaki.
- Oj no weź. -powiedziałam uśmechajac się do niego- Co ty w ogóle tu robisz?-zapytałam chłopaka ,bo błam ciekawa dlaczego pan JAKI  JESTEM ZAJEBISTY DO KURWY NĘDZY wstał o piątej rano.
- Nie mogłem spać-odpowiedział wymijająco.- A ty? Wiesz, że jak nie wyśpisz się to wyglądasz jak potwór?- zapytał śmiejąc się. Walnęłam go w ramię.
- Nie dziwię się, że nie masz dziewczyny. - powiedziałam  udając, że się obrażam i wyszłam z kuchni.
-To dlatego, że lubię być wolny i niezależny.- powiedział z kuchni.
- Jasne-powiedziałam przewracając oczami. Nagle poczułam jakktoś mnie mocno ściska.
- Katy- powiedział Axl w moje plecy- Mam dość-powiedział. Usłyszałam jak mu się lekko załamuje głos. Szybko odwróciłam się w jego stronę i złapałam za policzki tak, że patrzył mi w oczy. Jego byly wypełnione rozpaczą.
- Co się stało Axl- zapytałam z troską w głosie.
- Nie moge spać. Ciągle myślę o jednym i nie mogę przestać. Co kolwiek robię widze ta twarz. Nic nie moge zrobic. Nawet te jebane barany nie pomagają. - mówiąc to z jego zmęczonych oczu i lekko przekrwionych poleciała pojedyńcza łza. Starłam ją kciukiem i lekko się uśmiechnęłam. Nigdy nie widziałam go tak... zrospaczonego. Byłam baardzo ciekawa (jak to kobieta) o co chodzi i dlaczego tak się czuje, ale jako przyjaciółka wiem, że trzeba poczekać ,aż sam będzie chciał sięwygadać.
- Axl, nie umiem ci poradzić nie wiedząc o co ci chodzi.
- Bo ona jest wszędzie. Kurwa! Widziałem ją raz a miesza mi tak w głowie... Jak to jest możliw?- zapytał z rozpaczą w głosie.
- Na prawdę nie wiem. Nie jesteś wstanie zasnąć?!?- zapytałam, żeby się upewnić.
- Nie...- powiedział spuszczając głowę.
- To chodź.- powiedziałam i pociągnęłam przyjaciela za sobą. Poszliśmy w stronę jego pokoju.-  Kładź się. -powiedziałam. Chłopak delikatnie usiadł na brzegu łóżka.
Położyłam się obok Axla na łóżku. Milczeliśmy chwilę. W tym czasie myślałam o początkach ,kiedy Axl miał mnie w dupie, albo nawet gorzej... A teraz? Jesteśmy przyjaciółmi... No dobra nie jakimiś wielkimi ,ale zawsze jest to bliższa relacja niz kolega- koleżanka.
- O czym myslisz?- zapytałam chłopaka.
- Ah... O takich tam.... A ty?- zapytał podpierając się łokciem.Popatrzyłam na niego. Jego rude włosy lekko opadały na twarz. Uśmiechał się, ale i takmiał smutny wzrok.
- O nas..jak kolwiek to przmi- powiedziałam cicho śmiejąc się.
- Haha - zaśmiał się i znowu opadł na poduszki. Oparłam się na jego ramieniu.
- Może spróbujesz zasnąć?- zapytałam z nadzieją.
-Spróbuję-powiedział i pogłaskał mnie po włosach. Leżałam i po chwili usłyszałam miarowe oddychanie Axla. Już byłam pewna, że zasnął,więc w spokoju mogłam zrobić to samo.

Obudziłam się wtulona w Axla. Na początku się przestraszyłam, ale potem przypomniałam sobieco działo się nad ranem. Sprawdziłam jeszcze czy mam ubranie na sobie (na szczęście mam!) i delikatni wysfobodziam się z objęć wokalisty. Jednak nie było to tak niepostrzeżone jak myślałam i po chwili Rose przebudził się.
- Heeeej- powiedział leniwie ziewając i przeciągając się.
- Hej, wiesz ja już pójdę, bo jeszcze jak Slash zobaczy....- powiedziałam chwytając za klamkę.
- Dobra. Dziękuję ci bardzo za to co dla mnie zrobiłaś ...

///////////Slash\\\\\\\\\\\

-...jesteś najlepsza- usłyszałem gdy tylko przeszedłem obok pokoju Rosa. W drzwiach stała Katy... Bardzo się zdziwiłem z tego powodu.
- Katy?-zapytałem zdziwiony.- Co ty tu..? - I nagle uswiadomiłem sobie. "jesteś najlepsza"?!? Moja dziewczyna wymykająca się z pokoju Axla w pidżamie, zmierzwionych włosach i to o tej porze. Spali ze sobą ! Kurwa nie wierze!
- O Saul- powiedziała- Hej!- krzyknęła za mną, ale ja już zamykałem drzwi do pokoju. Jakim kurwa cudem to wogóle się stało. Przecież nawet my nie spaliśmy razem. Dla niej jestem cnotliwym ciotą od... jakiś dwóch miesięcy! Jak to możliwe, że tak zajebisty rockowy gitarzysta jak ja, nie uprawiał sexu tak długo ,tylko dlatego ,że czeka aż jego dziewczynie się zachce?!?
Usłyszałem ciche pukanie.
- Chwila dla mózgu- powiedziałem.- Muszę pomyśleć.
- To ja- powiedziała Katy.
- Kurwa przecież wiem!- krzyknąłem w stronę drzwi- chcę poyć chwilę sam, a ty idź do tego pieprzonego kochasia.
- Saul...- wyszeptała i usłyszałem jak przejeżdża dłonią po drzwiach.
- Katy, proszę...- powiedziałem. Nie jestem pewien czy usłyszała, ale po chwili dobiegły mnie głosy cichej rozmowy.

///////////Katy\\\\\\\\\\\\

-Co się dzieje?- zapytał Duff wychodząc z pokoju, a za nim wyszła Miranda, przytulając się do chłopaka.
- Slash widział jak wychodziłam od Axla-  powiedziałam smutnym tonem, ukrywając twarz w dłoniach.
- Uu...- skomentował cicho McKagan.
- A teraz się zamknął i nie chce,żebym weszła.
- Nie dziwię mu się- powiedział Axl, wychodząc na korytarz.- Też bym się czuł źle , gdyby moja dziewczyna wyszła z pokoju, któregoś z tych idiotów.- pokazał na Duffa.
- Ej!- powiedział urażony. Jednak nie trwało to długo, bo Madison oczywiście pocieszyła swojego chłopaka i powiedziała, że jest najwspanialszy na świecie. Dodatkowo żyrafa dostała całusa od swojej dziewczyny.
- Katy- powiedział McKagan- powinnaś dać Slashowi chwilę. Wiesz mimo wszystko jest wrażliwy ,no i on czuje do ciebie coś więcej, więc to jest jeszcze trudniejsze.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i udałam się do swojego pokoju. Co to miało znaczyć, że czuje do mnie coś więcej? To znaczy,że... że mnie kocha? O Boże ! Nie wierzę! To było by wspaniałe. Slash mnie KOCHA? KOCHAMNIEKOCHAMNIEKOCHAMNIE ? Ale czy ja czuję do niego to samo? No jasne ,że czujesz, idiotko. Inaczej dlaczego byś się podniecała czymś tak cholernie banalnym?!? Dla mnie nie jest to tak banalne! Jak to nie? Zapomniałaś, moja droga pierdolnięta podświadomości, że wszystkie osoby ,które kocham ZAWSZE mnie opuszczają? Boję się, że tak będzie i ze Slashem. Ta wizja mnie dobija...
A i są ludzie, którzy w ogóle mnie nie kochają. Pamiętasz babcię? Chuj ci z nią! Nie mów tak! Sama powiedziałaś... To nic nie znaczyło! Ciągle jest, to znaczy była moją babcią. Ale wychujała cię! No i co to kurwa ma wspólnego?!? Bo i tak się użalasz nad sobą! Raz na jakiś czas chyba mogę? Nie, to dowodzi twojego egoizmu. Wcale nie! A może... Nie. TAK. Kurwa sama już nie wiem. Najgorsze jest to, że biję się z myślami i jak na razie to one wygrywają. AA zaczęło się o d wyznania Duffa... Ale i tak to jeszcze nic pewnego. Przecież Slash mi tego niepowiedział...Może wcale tak nie czuje... A jeśli nawet czuję to co? Czy ty go kochasz?

Sama już nie potrafiłam nic odpowiedzieć. Cały czas o tym myślałam. Może nie warto roztrząsać takie sprawy... Mam już trochę dość. Za dużo myślę.
Podeszłam do swojego biurka i wyciągnęłam białą kartkę. Chwyciłam ołówek i na początku narysowałam nic nie znaczącą kreskę. Potem dałam się poniesc swojej dłoni. Nawet nie zwracałam uwagi co robię. Czułam jakby jakas siła kazała mi malować te różne dziwne linie. Powoli dało się coś z tego ujrzeć. Tak jaby to była głowa węża... Który kojarzy mi się oczywiście z  wiecie kim... Wypuściłam ołówek z ręki i zakryłam twarz dłońmi. Dlaczego on jet na mnie zły? Tylko dlatego, że wyszłam z pokoju Axla? Nawet nie dał mi się wytłumaczyć. A pozatym, przecież mogę robić co chcę! To nie jego sprawa, że spotykam się z przyjaciółmi i im pomagam. Kurwa! Dlaczego ze mnie taki wrażliwy idiota. Cuzję się jak idiotka! Niwe macie czasem wrażenia, że zachowuję się jak typowa blondi? Bo ja mam. Cały czas ryczę, nie mogę postawic na swoim.... Stałam się cholerną babą! A nigdy tak nie miałam. Przechodziłam większe piekło niż to co dzieje się teraz między mną a Saulem, więc dlaczego jestem taka.... ciotowata?!? Wytłumaczy mi to ktoś?
U słyszałam ciche pukanie. Do pokoju wszedł mój najdroższy przyjaciel, którego kochałam nad życie i brakowało mi go chodź mieszkamy w tym samym domu.
- Steven!- krzyknęłam i wtuliłam się w jego pierś.
- Katy?!?- zapytał wyciągając mnie na odlegołość ramienia.- Co się stało?- i znowu przytulas.
- Slash... Myślę, że mogłeś słyszeć.- wyszeptałam mu w pierś.
Pokiwał przecząo głową. Opowiedziałam mu po krótce cosię stało.
-Ale wiesz to nie on teraz siedzi i płacze tylko ty. A przecież, według tego co mówisz, nic nie zrobiłaś.
- No nic nie zrobiłam, ale zaczęłam użalać się nad sobą i jakoś tak wyszło.- uśmiechnęłam się lekko.- Nie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu strasznie... zbabiałam?- Steven zaczął się śmiać, ja zresztą za nim. Dziwne było to słowo. Uwielbiam wymyślać nowe słowa.
- Może trochę zrobiłas się wrażliwsza, ale myślę, ze to przez to co przeszłaś wcześniej. Teraz odregowujesz w inny sposób.
- Może i tak... Ale ostatnio też jakby straciłam rozum. Nie mogę tego wytrzymać. Moze to śmiesznie brzmi, ale kiedy normalnie poszłabym kogoś walnąc w gębę to teraz zastanawiam sie dlaczego tak robi i zaczynam się użalać nad sobą. W sumie to nawet teraz to robię...
- Zacznę od tego,  dawno nie rozmawialiśmy tak szczerze- usmiechnął się do mnie.- Ale Katy... LA zmienia ludzi. Ty... jesteś wyjątkowa. Zawsze ci to mówiłem i będę mówił. Pamiętaj. Zasługujesz na wszystko co najlepsze. Między innymi dlatego się przeprowadziliśmy...
Usmiechnęłam się i przytuliłam do Stevena.
- Dzięki jesteś kochany. Zaraz, zaraz- oderwałam się od Popcorna- nie powinniście już lecieć na próbę?
- Racja po to miałem przyjść!- powiedział przypominając sobie powód przyjścia- Wychodzimy, idziesz z nami?
- Wolałabym zostać tu. - powiedziałam- No idź mój dywanie.- zaśmiałam  się i wypchnęłam przyjaciela za drzwi.
Poprawił mi humor. I to nawet bardzo...
    Skoro zostaję sama to zrobię zakupy i może trochę posprzątam.  Tak też zrobiłam. Zajęło mi to z trzy godziny.  Potem zaczęło mi się nudzić. Więc postanowiłam dokończyć moje "arcydzieło". Chwyciłam za ołówek i dokończyłam to coś przypominające węża. Popatrzyłam na niego krytycznym wzrokiem. Stwierdziłam, że całkiem niezły. Schowałam ,więc go do teczki z moimi bazgrołkami. W pewnym momencie stwierdziłam, że strasznie mi się nudzi. No i oczywiście zastanawiałam się co by tutaj zrobić, gdy zadzwonił telefon.
Pobiegłam szybko na dół i chwyciłam za słuchawkę. Dzwonił pan Brown.
- Dzień dobry.- zaczął- Chciałbym z tobą porozmawiać. Mogłabyś przyjść do sklepu?
- Jasne...- zaczełam się niepokoić- Będę za dziesięć minut.
Odłożylam słuchawkę , szybko ubrałam trampki i narzuciłam kurtkę na siebie. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu.
- O Katy!-powiedział mój szef.
- Dzięn dobry. To o czym chciałeś porozmawiać?- usmiechnęłam się do niego i przy okazji pomachałam Julianowi- chłopakowi na drugiej zmianie.
- Zaproszę cię do swojego biura.-pokazał dłonią miejsce ,w które miałam się udać.
Posłusznie ruszyłam w tamtą stronę. Usiadłam na fotelu przy biurku.
- Niestety nie będą to dobre wiadomości. - już zaczynałam obawiać się najgorszego.- Ostatimi czasy jesteś gościem w pracy...
- Ale ustaliliśmy coś.-powiedziałam spokojnie jednak w moim głosie słychać było, że zaczynam się denerwować.
- Tak, tak pamiętam, jednakże Julian nie może pracować cały czas.
- A co z... tą... no jak jej... Dorą?- zapytałam zdziwiona.
- No właśniewidać, że ostatnio rzadko tutaj przychodzisz. Dora została zwolniona za niesubordynację.
Szczerze wiedziałam, że tak będzie. To była typowa blachara, która nie wiem dlaczego nie była dziwką, ale to nie moja sprawa.
- W związku z tym, musimy porozmawiać na poważnie. Albo wrócimy do normy i będziesz przychodzić do pracy codziennie na zmianę z Julianem, albo niestety...
- Tak, wiem o co ci chodzi... Dobrze.
- Co dobrze?
- Będę pracowała codziennie. Na razie. Potrzebuję tych pieniędzy... A zwłaszcza teraz
- Dobra nie wdrażaj mniie w szczegóły swojego życia.- powiedział już bardziej gniewnym tonem.
- Dobrze, ale wiedz, że ja też nie chciałam widzieć tyle ile widziałam.
- O boże!
- Przepraszam. Ni epowinnam znowu tego wywlekać.
- Spoko.- powiedział i podał mi rękę. Lecz kiedy zobaczył, że długo jej nie podaję opuścił ją.
- Coś jeszcze? - zapytałam już lekkozdenerwowana.
- Nie.- powiedział. Podniosłam się energicznie z fotela i wyszłam z biura. Pożegnałam się z Julianem i wyszłam trzaskając drzwiami. Byłam lekko wkurwiona. Jeżeli się coś raz się ustala to się tego trzyma. Przynajmniej tak powinno być. Weszłam do domu i znowu z nadmiaru tych emocji zatrzasnęłam drzwi.
- Kurwa kto pierdolnął tak drzwiami?- zapytał Duff, wychodząc z kuchni. Odkrzyknęłam mu ,że ja i wybiegłam na górę doswojego pokoju. W przelocie zobaczyłam jeszcze, która jest godzina. 18:00. Taka młoda godzina. A ja kurna nie mogę!!
 Otworzyłam drzwi do mojego pokoju, odwróciłam się w stronę łóżka...
- Nie mam już siły, Slash. Możesz wyjść, albo być cicho. Mam zamiar iść spać.- powiedziałam udając się do szafy i wyciągając pidżamę.
- Przepraszam.- powiedział. Odwróciłam się w jego stronę, w między czasie ubrania wypadły mi z ręki.
- Co?!?- zapytałam nie wierząc w to co mówi.
- Jestem idiotą. Tak, wiem. Nie powinienem. Ja... ja poprostu... się boję o ciebie.
- Przyznaj ,że jestes zazdrosny.-powiedziałam podchodząc do niego bliżej. Chłopak dotychczas siedział na moim łóżku ze spuszoną głową jednak kiedy to mówiłam podniósł na mnie wzrok. Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jestem kurewsko zazdrosny. - powiedział chwytając mnie za ręce. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na jego kolanach. Mocno do siebie przylgnęliśmy.
- Nie mówiłem ci jeszcze tego- zaczął Slash.- Ale kocham cię.
Kiedy to usłyszałam nie mogłam powstrzymać się od piśniecia. Przytuliłam go mocniej, a Saul zaczął się ze mnie śmiać.
- Ja też cię kocham Saul.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 22

HEEEEEEJ!
Dzisiaj wyjątkowy rozdział dzisiaj ,bo... moja siostra pisała kawałek pierwszej wersji. Jest ona dziwną osobą, więc bójcie się i to bardzo. Jak dla mnie to to jest trochę pojebane, ale moja siostra.... Zresztą sami zobaczycie. ;) Przepraszam za wszelkie błędy, ale w tym "edytorze tekstu" nie pokazuje mi błędów i mogę napisać nawet "że" przez "rz". Nie dam rady za bardzo też tego poprawić... Dziekuję za 4000 wyświetleń!
Noi mamy 1 września. Przetrwaliście?!? ;)
No i enjoy !
Wiki

Rozdział 22  (wersja Natalii)

- Co myślisz o tym domku?- zapytałam Axla ,z którym dzisiaj chodziłam szukać domu.
- Hm...- złapał się za podbródek.- No wiesz... Sześć pokoi, dwie łazienki... Ale ta kuchnia... Czy nie jest za mała?
- A od kiedy obchodzi cię kuchnia?-zapytałam śmiejąc się z niego.
- Wiesz od kiedy taka jedna wprowadziła się do Hellhouse i często tam przesiaduje. A! I najważniejsze dobrze gotuje.
- Ooo!-przytuliłam się do Axla.
- Ale tak w sumie to tam ci najlepiej.-powiedział uśmiechając się do mnie. Uderzyłam go w ramię.- Ał!-powiedział udając ból.
- I jak państwo zadecydowali?-powiedziała pośredniczka nieruchomości. Popatrzyliśmy się na siebie z Axlem po czym odparliśmy jedno głośnie- Tak!
Kobieta ucieszyła się, że w końcu udało się znaleść jakiś dom. Byliśmy już w... 12. Pierwsze trzy widziałam ze Slashem, ale on musiał później iśc do studia, żeby nagrać nową piosenkę ,ale poźniej okazało się ,że ma zagrać tylko swoje partie na gitarze elektrycznej.
Spotkał on w studiu swojego  kolege Axla,bo Axel go śledził  i wymknął się Katy bo nudno mu było ,a Katy  śmierdzi .
 Slash pobił się ze swoim kolegą nie dawnym   oto które partie są lepsze .
Axel twierdził,że Bogdana ,ale Slash twierdził że jego , bo był narcyzem.
W tym samym czasie  .
Katy poszła do domu numer 13 , bo chciała go zobaczyć . Chociaż ona rozumiała już że wybrała numer 12 ale chciała oglądnąć jeszcze inny dom. W numerze trzynastym jest to oczywiste były duchy .  Katy nie wiedziala otym więc weszła do tego domu . Duchy pouciekały bo ona śmierdziała , jak już wam wcześniej powiedziałam . Oprócz małego duszka o imieniu Kacperek, ale go już chyba znacie .Chciał się zaprzyjaźnić z dziewczyną Slesha ale starsze ,głupie duchy mu nie pozwoliły. Katy wyszła szybko z domu .Stwierdziła ,że ten dom jest głupi i rzekła:
- ale ten dom jest głupi . - i wyszła.

KONIEC ROZDZIAŁU 22 .



Rozdział 22
- Co myślisz o tym domku?- zapytałam Axla ,z którym dzisiaj chodziłam szukać domu.
- Hm...- złapał się za podbródek.- No wiesz... Sześć pokoi, dwie łazienki... Ale ta kuchnia... Czy nie jest za mała?
- A od kiedy obchodzi cię kuchnia?-zapytałam śmiejąc się z niego.
- Wiesz od kiedy taka jedna wprowadziła się do Hellhouse i często tam przesiaduje. A! I najważniejsze dobrze gotuje.
- Ooo!-przytuliłam się do Axla.
- Ale tak w sumie to tam ci najlepiej.-powiedział uśmiechając się do mnie. Uderzyłam go w ramię.- Ał!-powiedział udając ból.
- I jak państwo zadecydowali?-powiedziała pośredniczka nieruchomości. Popatrzyliśmy się na siebie z Axlem po czym odparliśmy jednogłoście- Tak!
Kobieta ucieszyła się, że w końcu udało się znaleść jakiś dom. Byliśmy już w... 12. Pierwsze trzy widziałam ze Slashem, ale on musiał później iśc do studia, żeby nagrać swoje partie solowe.
Potem "na pomoc" przyszedł Steven. Ale wiecie, Steven to Popcorn, więc ciężko znim napoważnie coś zrobić. Zobaczyliśmy cztery domy i Adler się znudził i wrócił do Hellouse.
Wróciłam z nim i Axl zaroponował mi ,że pójdzie ze mną. Ucieszyłam się i szybko wyszliśmy.
No i w końcu znaleźliśmy wymarzone Hellhouse 2! Sześć pokoi, śliczna kuchnia, duży salon , dwie łazienki i duży ogród. Idealny na grillowanie.
- To zapraszam państwa do podpisania umowy.- powiedziała pośredniczka nieruchomości. Poszliśmy za niąi omawialiśmy jakies pierdoły. Nie bede was zanudzać. W każdym razie po jakiejs godzinie bylismy już w naszej starej ruderze.
- Chłopaki!-krzyknełam wchodząc.-Qrwa mamy!- popatrzyli na mnie zdziwieni. Po czym załapali o co chodzi.
- No to kiedy się wprowadzamy?-zapytał Izzy.
- Ta babka mówiła, że kiedy chcemy ,bo oficjalnie to już jest nasza posiadłość!- powiedział Axl- I tak przy okazji niezła byla. No wiecie miała wszystko tam gdzie trzeba.- na owód wokalista pokazał to rękami [ nie wiedziałam jak to opisać, ale chyba wiecie o co chodzi ;) przyp. aut.]
Trzepnęłam go w tą rudą i pustą głowę.- Ej !-krzyknął
- Należało ci się.- powiedziałam i razem z chłopakami zaczęliśmy się śmiać. Jednak ta sielanka nie trwała długo, bo wzięliśmy się za pakowanie, żeby jak najszybciej wyprowadzić się z Hellhouse.

!@#@!#$@##! Dwa dni później!@@#$@#$$
- Kurwa! Zaraz wybuchnę!-krzyknął Steven. Siedzieliśmy w studiu nagraniowym z Alanem.
- To idź do łazienki.-powiedział Duff ,po czym zaczął się śmiać ze swojego żartu. A my popatrzylismy na siebie poddenerwowani. Chłopaki (chłopki) czekali na reakcję Davida Geffena w sprawie ich pierwszego singla "Welcome to the jungle".
Siedziałam na kolanach Slasha  ,wtulając się w jego tors. On gładził moje plecy swoją ręką, ale czuć było u niego zdenerwowanie.
- Nie!- krzyknął nagle Axl- Tak nie może kurwa być! Davidowi na pewno się spodoba. Idę.-powiedział i tak zrobił. Wszyscy odprowadzili go wzrokiem. Zastanawiałam się chwilę nd tym ,gdzie poszedł. Pewnie do Roxy, ostatnio coraz częściej tam chodził. No w sumie tam niczego nie brakuje. Dobramuzyka, alkohol, dragi, no  i przede wszystkim dziwki.
- Ej, chłopaki myslę, że Axl ma rację.- zaczął Izzy.- No w końcu między innymi dzięki naszej dżungli znaeźliśmy się tutaj, co nie? Więc czym my się do cholery denerwujemy?
- Racja.-powiedział Steven.- To co idziemy?-zapytał.
- Ja jestem za- powiedział Stradlin.
- Też bym się chętnie gdzieś wybrał. O! Na przykład do Madison!- rozmarzył się basista.
- Oj zakochańcu! -powiedziałam uśmiechając się do niego- Może zaproś ją do naszego "gniazdka"?-zapytałam licząc na pozytywna odpowiedź, bo chętnie bym z nią sobie porozmawiała.  Duff chwile się zastanawiał, po czym powiedział, że to dobry pomysł, bo nie widziała jeszcze Hellhouse 2 . Alan nie był zadowolony, że zostawiamy go samego. Przeprosiliśmy go i wyszliśmy ze studia.
- Steven i Izzy- zwróciłam się do chłopaków.- idziecie do monopolowego, tylko nie  przesadzajcie. Duff idziesz po Madison, a ja i Slash zrobimy jakieś zakupy.
Wszyscy byli zadowoleni ze swoich przydziałów. No dobra był taki jeden co wolałby isć do monopolowego, ale mus to mus. Starałam mu jakoś to wynagrodzić.
- Saul... -szepnęłam mu do ucha. Poczułam ,że przeszedł go dreszcz i uśmiechnęłam się do niego. - No weź..-zaczęłam jeździć palcem po jego dłoni. On jednak zaparcie szedł dalej- Nie fochaj się...
Złapałam chłopaka za rękę ,żeby się zatrzymał. Kiedy to nie pomogło pociągnęłam go w swoją stronę. Podziałało! Dumna z siebie chwyciłam jego podbródek ,tak żeby patrzył swoimi oczami na mnie. Szybko wpiłam mu się w usta. Wiedziałam, że Slash zmiękknie kiedy go pocałuje. Oddał pocałunek jeszcze bardziej żarliwe. Odepchnęłam go lekko od siebie.
- Slash jesteśmy na chodniku...-powiedziałam cicho.
- No i co z tego? - zapytał.- Niech wszyscy widzą jacy jesteśmy szczęśliwi.
I znowu mnie pocałował. Kochany.
- Czyli już się nie fochasz?-zapytałam, kiedy znów poszlismy do sklepu.
- A ja się fochałem?-zapytał usmiechając się zalotnie. Uderzyłam go w ramię.- Ał!
-Chodźmy już do tego sklepu- powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za sobą.

//////////////////Axl\\\\\\\\\\\\\\\\\

Zaraz po tym jak wyszedłem z Geffen zmierzałem w kierunku Roxy. Jednak po chwili stwierdziłem, że jestem zbyt przewidywalny. Chodziłem tam prawie codziennie. Usiadłem ,więc  na ławce w parku. I chwilę się zastanowiłem. Co mogę kurwa robić? Wylazłem z tego studia. Dobra wrócę...
Otwrzyłem drzwi, zdąrzyłem przeszejść jedynie kilka kroków, kiedy wpadłem na kogoś. Tym tajemniczym "kims" był sam Steven Tyler.
- Cześć !-powiedział.
-Hej, nagrywacie?-zapytałem.
- Coś tam Perremu do tej jebanej głowki wpadło to wykorzystalismy sytuację. A jak tam u was?
- No wiesz właśnie wyaliśmy singiel.- powiedziałem.
- Wow, gratuluję to co trzeba to uczcić!- poweidział Tyler i zaczął tańczyć przede mną. Zacząłem się śmiać.
- Nie wiem jak inni ,ale ja chętnie bym się zabawił.- powiedziałem i teraz razem się wydurnialiśmy na samym środku Geffen Records. Ludzie się na nas gapili, a my z nich laliśmy.- Może przyjdziecie do nas ? A własnei teraz mieszkamy w Hellhouse 2 przy Melrose avenue.
- Dobra wpadniemy. Chyba,że ten zjebus Perry sobie coś wymyśli.
- Ok.- powiedziałem i udałem się na górę do studia. Zastałem tylko Alana
- A gdzie reszta pojebów?- spytałem zdziwiony.
- Poszli, ale dobrze, że przyszedłeś. Mam dobrą wiadomość. David jest zakochany w tej piosenece. Jutro puszczą ją o północy w LA radio!- krzyknął uradowany.
Zaczęliśmy sie cieszyć i omawiać co dalej. Niestety teraz trzeba będzie siedziec dłużej w studio, bo jak wypusciliśmy singiel to będa od nas oczekiwać niedługo całej płyty. Będzie taki zapierdol, że... Wolę o tym nie myśleć.

!@#!@#$!@ Godzinę później!@#!#@$#

////////////Katy\\\\\\\\\\\\\\

- Slash!- krzyknęłam na chłopaka. Właśnie przygotowywaliśmy obiad (czyt. przygotowywałam obiad a Slash mi cały czas przeszkadzał), kiedy ten zjebus zaczął mnie łaskotać. Nie mogłam przestać się śmiać. Po chwili role się odwróciły i to ja zaczęłam gonić go po całej kuchni i łaskotać. W końcu złapał mnie za ręce i cmoknął mnie w usta.
- No dobra bierzemy się za gotowanie- powiedział to odziwo Slash. Zaśmiałam się i wróciłam do gotowania. Po chwili było juz wszystko gotowe. Slash wtulił się we mnie.
- Katy-wymruczał mi do ucha.- Jesteś taka cudowna i taka piękna.
- Na prawdę tak myślisz?-zapytałam uśmiechając się i rumieniąc do chłopaka.
- Oczywiście, najpiękniejsza kobieta na świecie stoi przede mną. -Teraz to na pewno jestem cała czerwona na twarzy. - I pięknie ci w czerwonym. Ale już to ci chyba mówiłem.
- Weź-powiedziałam klepiąc go w ramię. Wyślizgnęłam się z ramion Saula, bo właśnie usłyszałam jak ktos wchodzi do domu.
- Jeeeeeesteśmy w domu!- zaśpiewał Steven wchodząc do domu. Zaczęłam się śmiać z przyjaciela, po czym pomogłam mu w noszeniu alkoholu. Za nim szedł Izzy. Miał jeszcze więcej alkoholu niż Steven. Trzymał w rękach z pięć siatek! Nie wiedziałam, że kupią aż tyle.
- Mmm... Co takładnie pachnie?-zapytała Izzy uśmechając się.
- Obiad. Dzisiaj zapiekanka z mięsem i ziemniakami.
-Katy! Jak ja cię kocham!- krzyknął i mocno mnie objął. Zaczęłam się śmiać , w tym samym czasie Adler zrobił dokładnie to samo.
-Ej, ej! - krzyknął Slashodpychając przyjaciół- To moja kobieta. - odsunęli się i oddalając się zgestem poddania. Odwróciłam się do Hudsona.
- Mówisz jak jakiś jaskiniowiec "moja kobieta". Nie jestem jakimś przedmiotem.- powiedziałam próbując być poważna.
-Oj, Katy wiesz co miałem na myśli. Jak już mówiłem jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie i nie chcę się tobą dzielić z innymi, rozumiesz?- zapytał opierając swoje czoło na moim.
- Oooooo....- powiedział Steven.Popatrzyliśmy na niego, a on się speszył. Uśmiechnęliśmy się na ten widok. Adler na dodatek schował się za Izzym, któy przewrócił oczami. Stradlin pociągnął perkusistę do kuchni. Popatrzyłam na mojego chłopaka.
- Zrozumiałam za pierwszym razem, ale chciałam zobaczyć jak " najprzystojniejszy gitarzysta najniebezpieczniejszego zespołu na świecie " się przede mną płaszczy. - wystawiłam mu język.
- Oj zadarłaś nie z tym co trzeba.-powiedział ,a ja w tym czasie szybko uciekłam na górę, uciekając przed Hudsonem. Chłopak w końcu mnie złapał i przewrócił na dywan w czyimś pokoju.
- Ej!- krzyknął ktoś. Popatrzyliśmy na łóżko. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Na łóźku leżał Duffy i Madison, która zasłaniała się kołdrą.- Zero prywatności- odparł McKagan.
- Sorry.-powiedział Saul.
- Nie chcieliśmy wam przerwać.- odparłam, bo czułam się naprawdę głupio. Wiem, że się śmiałam, ale po chwili dotarło do mnie, ze ja bym tak nie chciała. Szybko pozbieralismy się z podłogi, jeszcze raz przeprosiliśmy i wyszliśmy. Kiedy zamknęły się drzwi uderzyłam pięściami  jego tors i powiedziałam:
- To- wszystko- przez- ciebie!- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.- Chwila!- krzyknęłam i szybko zbiegłam ze schodów i wpadłam do kuchni. Chłopaki pałaszowały już zapiekankę.
- Kurwa, macie szczęście.- powiedziałam zdyszana, podchodząc do zapiekanki, której została połowa.
- Pyszna !- krzyknęli razem.
- Możesz taką robić zawsze- powiedział Stradlin.
- Zobaczymy-powiedziałam i nałozyłam trochę sobie i Saulowi na talerze.- Hudson!- krzyknęłam najgłośniej jak mogłam, żeby mnie usłyszał.
- CO!- powtórzył po mnie Slash.
- Złaź tutaj!
Po chwili gitarzysta już pałaszował swój obiadek.

/////////Axl\\\\\\\\\\\

-Siema ludzie!- krzyknąłem wchodząc do domu.
- Hej!- Mamy zapiekankę!ZAJEBISTA!- krzyknął Adler. Jak to usłyszałałem to szybko zapiernicząłem do kuchni. Na stole leżał już talez z kawałkiem dla mnie.
- E... -zacząłem.- Co tak ubogo?
- Zapytaj tych idiotów.- powiedziała Katy pokazując na Izziego i Adlera. Popatrzyłem na chłopaków, unosząc swoje zajebiste brwi.
- Mówiłem, że jest zajebista.- powiedział niczym niewiniątko.
Szybko spałaszowałem swój kawałek i pobiegłem do siebie. Po drodze minąłem pokój Duffa. Hah! Słychać i czuć było dobry sex. -Hm... Poruchałbym- pomyślałem. Otrząsnąłem się i wszedłem do pokoju. Szybko się przebrałem w koszulke ELO i zmieniłem bandamkę na niebieską, bo podkreśla moje zjekurwabiste oczy.
  Usłyszałem dzwonek. To nie było zwykłe "ding dong". Zmieniłem to na takie "DŹŹŹŹŹŹIING" jak jakiś  mega gong.
Zbiegłem szybko i otworzyłem drzwi. Za nimi stał ,jak można się domyślic, Steven Tyler. Ale nie był sam. Przyszło całe Aerosmith i jakaś dziewczyna. Zmarszczyłem brwi.
- Siema!- powiedział Tyler.- To jest...- popatrzył na dziewczynę próbując sobie przypomnieć jej imię.-... Laura.- nagle sobie przypomniał. Jaki chuj, ale w sumie... ja też taki jestem.
- Axl- powiedziałem ,przedstawiając się dziewczynie. Ona przylepiła się do wokalisty Aerosmith.
- Laura- powiedziała wyniośle i weszła razem z Tylerem do środka.
- POJEBY i Katy! GOŚCIE!- krzyknąłem.
Wszyscy szybko przybiegli. Katy rzuciła się na Perrego, a reszta popatrzyła na Laurę.
Steven uświadamiając sobie swój nietakt powiedział.
- Laura.
- Hej- powiedziała dziewczyna , machając ręką na odpierdol i rozsiadła się na kanapie.
Popatrzyliśmy z chłopakami na siebie, ale przemilczelismy to wszystko.
- Witamy w naszych skromnych progach- powiedział Izzy. Jedyny rozsądny.