wtorek, 21 października 2014

Gotten V

Heloł!
Witam ludziki.
Miałam dodać za dwa dni, ale dodaję dzisiaj. Skończyłam wcześniej ,więc dodaję. Mam nadzieję, że się spodobał i nie rozczarował was. Na prawdę się starałam, ale pisanie "wywiadu" nie jest łatwe... Może to dlatego taki krótki... Anyway.
Jest pewna osoba ,której to dedykuje. Dzisiaj chyba ma najgorszy dzień w swoim życiu. Poznała się na ludziach .Niestety w najgorszy możliwy sposób, ale to dla niej. ;) Moja droga L. mam nadzieję, że Ci się spodoba. ;) <3
Dobra proszę o komentarze. A i mój challange ciągle aktywny xD
Wiki
_____________________________________________
"O Boże! O Boże!"- tylko o tym mogłam myśleć. O niczym więcej. A dlaczego? Bo za pięć minut wejdzie tutaj sam Slash! Ja pierdole! Nie wierzę nie wierzę!
Zrobiłam sobię herbatę z melisą. Nie wiem niby w czym to ma mi pomóc. Wiem. wiem melisa niby wycisza, uspokaja, ale myślę, że nie w tym wypadku. Chyba sami rozumiecie. No heloł! To jest sam Slash. Jedna z najbardziej charakterystycznych ikon rocka! Jezu! Ja tylko potrafię się dobijać.
Usłyszałam ciche "pik" i już mogłam zalać sobie te "zioła". Fuj! No coż czego się nie robi dla... pokonania stresu? Tak, tak to nazwę.
Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze trzy minuty. Mimo wszystko strasznie mi się to dłuży, a im bardziej odczuwam to tym bardziej jestem zdenerwowana. Bo ile można siedzieć w jebanym Ritzu! Dobra ja widocznie mogę dwie godziny więcej niż powinnam. Tak! Byłam już dwie godziny wcześniej! I co z tego?!? Każdy ma swoje dziwne sposoby radzenia sobie ze stresem, a ja nie lubię się spóźniać. Pewnie sobie myślicie, że jestem jakaś chora psychicznie, czy coś w tym stylu. Ale wiecie  co? Nie obchodzi mnie to, bo to JA będę mieć wywiad ze Slashem ,a nie wy! Ha! I co ? Głupio? Tak właśnie myślałam.
Ja pierdolę, coraz ze mną gorzej. Zaczynam gadać sama do siebie...
Popatrzyłam po raz setny na zegarek. Dwie minuty. Jezzzz..... Dobra. Czas przejrzeć notatki.
Tak tez zrobiłam. Dlaczego wcześniej tego nie zrobiłam? W sumie od kiedy tutaj jestem już je studiuję. Może to dlatego.
Szybko przejrzałam listę pytań i podpowiedzi ,które sobie wcześniej przygotowałam. Upiłam jeszcze łyk mojej magicznej herbaty i popatrzyłam na zegarek. Minuta.No dobra nie cała. 50 sekund... Nie już 40.. A nie 45.. Ja pierdole co ja robię! Rose skup mózg!
Dobra. Zaraz wejdzie i co ? Jak mam się przywitać? Cześć? Dzień dobry? Witaj? Nie ta druga opcja najlepsza. W końcu to wywiad. Ale jeśli uzna że jestem sztywniakiem? Mówi się trudno... Ale... nie ma ale. I koniec kropka. Głęboki wdech. Popatrzyłam na mój sprzęt. Marny dyktafonik. Ale uwielbiam robić to w tradycyjny sposób. Moja mama dała mi go przed śmiercią. Sama była dziennikarką. Co prawda  nie muzyczną, ale jej też się zdarzało przeprowadzać wywiady ze znanymi osobistościami. Raz nawet rozmawiała z samym Clintonem! Ale to tylko raz i zaledwie trzy pytania. Ale te wspomnienia.... Które nigdy nie powrócą i nie zostaną zapisane...
Od razu poczułam, że ogarnia mnie smutek. Mama... Brakuje mi jej. Nie była idealna, ale kto taki jest?
Po raz setny dzisiejszego dnia popatrzyłam na mój zegarek. Dwie minuty po. Hm... Coś się spóźnia. Mam tylko nadzieję, że nic się nie stało.
Po chwili usłyszałam jakieś głosy dochodzące zza drzwi. Były one przytłumione i lekko podniesione.
-... przecież dobrze wiesz, że nie mogę!- usłyszałam wyraźnie męski głos.
- No ,ale..- to była kobieta, wyraźnie nie mogąc nic zrobić.- proszę.- powiedziała to tak cicho, ze w sumie sama zastanawiałam się , czy tylko mi się to wydawało, ale myślę, że jednak nie.
No i mężczyzna westchnął. Co oznacza, że się poddał. No nieźle.
Kilka sekund później usłyszałam otwieranie drzwi. Zza nich pojawiła się twarz, którą znałam od lat. Twarz do, której ja wraz z kilkoma koleżankami śliniłyśmy się gdy tylko była taka okazja. Twarz, która śni mi się prawie co noc i przeważnie to sny +18. O Boże! Nie wierzę. Przede mną stoi sam SAUL HUDSON! Marzenia się spełniają!
- Dzień dobry.- przywitałam się. Mój głos z początku był słaby jednak po chwili odchrząknęłam i już powrócił do normy.
- Cześć- powiedział kudłaty uśmiechając się i wystawiając rękę.
- Jestem Rose Miller*- uścisnęłam jego dłoń.
- Miło mi. Slash, ale to chyba wiesz.- i znowu się uśmiechnął. Aaaaaaaaaaa! Ogar!
- Hah jasne.
- Przed wywiadem mam jedną sprawę. Mógłby tutaj posiedzieć mój syn Cash? Bo niestety moja żona nie rozumie, że jestem zajęty.
- Jasne nie ma sprawy.- Tsa, jasne. Dwóch Hudsonów w jednym pokoju? Masakra podwójny stres. Co prawda, to tylko syn, ale jednak nazwisko zobowiązuje. Zobaczymy jak to będzie.
- Cash!- krzyknął Slash. Do pokoju wbiegł mały chłopiec z loczkami jak jego tata i lekko wystraszonymi oczami. Od razu wtulił się w tatę. Oooo... Jaki kochany. Kucnęłam tak, żeby jego twarz był na wysokości mojej.
- Hej!- uśmiechnęłam się szczerze, wyciągając w jego stronę dłoń.- Jestem Rose.
Chłopiec delikatnie zachęcony podał mi rękę.
- A ja jestem Cash.- przedstawił się swoim słodkim głosikiem.
- Miło mi cię poznać- uśmiechnęlam się do niego promiennie.- Wiesz, ja przez chwilę, będę rozmawiać z twoim tatą, a ty , jeżeli chcesz, siądź sobie przy stoliku Przynieść ci jakieś kredki,co?- zapytałam.Chłopiec pokiwał twierdząco głową ,a ja poszłam poprosić reepcjonistkę o kredki i kartkę papieru. Wróciłam kładąc je przed chłopcem.
- Dziękuję ci bardzo- powiedział Slash.- Na prawdę jesteś bardzo wyrozumiała. Dziękuję.- uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością.
- Nie ma za co- uśmiechnęłam się ciepło do niego.- Może zacznijmy.
- Jasne.-powiedział i odwdzięczjąc się mi uśmiechem .
- Może zacznę od tego, że wczoraj widziałam wasz koncert. Powiem, że długo nie mogłam zasnąć. Na prawdę daliście czadu.
-Dzięki- uśmiechnął się.
- Na prawdę świetnie było. A najbardziej podobało mi się kiedy graliście "Fall to pieces", bo to jedna z moich ulubionych piosenek.
- Szczerze powiedziawszy, nie uważam jej za nasz najlepszy kawałek. Nadawał się idealnie na singiel, to na pewno. Tekst też świetny, bo oddaje idealnie to co czujemy, co przeżyliśmy... Zresztą sam teledysk idealnie to obrazuje. Ale muzyka... Myślę, że udało nam się stworzyć dużo lepsze linie melodyczne. Wiem, że teraz sam krytykuje swoją muzykę i nie tylko swoją, ale po prostu staram się być szczery.
- Rzeczywiście brzmi to trochę jak krytyka.- uśmiechnęłam się.- Ale to dobrze, że nie jest pan jednym z tych co uważają się za najlepszych i nieomylnych.
- Po pierwsze, mów mi Slash, będę czuł się dużo lepiej- uśmiechnął się do mnie bardzo promiennie- a po drugie raczej nie uważam się za taką osobę.
- Tato!- zawołał mały Cash podbiegając do Slasha.- Patrz co narysowałem!
Mężczyzna rzucił mi przepraszające spojrzenie i popatrzył na syna.
- Cash , nie ładnie przerywać.
- Ale nic się nie stało- powiedziałam od razu ,uśmiechając się do smutnego chłopca.- Pokaż co tam namalowałeś.- mówiąc to podeszłam do niego, co spowodowało, że znalazłam się bardzo blisko Saula. Jak on pachnie! Rose! No nie przesadzasz troszkę?!? Może... Ale kiedy on... Kurwa patrz na Casha(3)!
- Tutaj- pokazał na mały bohomaz na kartce- jest Snakie- nasz wąż ,który nie lubi Londona(5)- cicho się zaśmiał.- A tutaj- pokazał na wielki trójkąt z różnymi innymi kształtami - jest jego terrarium. I jak myślisz? Ładnie?
- Ja- powiedzieliśmy z Hudsonem jednocześnie. Zaśmialiśmy się cicho. Popatrzyłam na gitarzystę, który skinieniem głowy dał mi przyzwolenie na mówienie.
- Ja uważam, że jest świetny. Nie widziałam nigdy Snake'go ,ale myślę, że jest taki sam jak na rysunku.- Cash wyraźnie był zadowolony z mojego komentarza. Uśmiechnął się szeroko, tak samo jak i ja , i popatrzył na swojego tatę.
- No wiesz Cash. To chyba jeden z lepszych twoich portretów Snake'go.- Chłopiec zaczął biegać wokół stołu z kartką powiewającą jak jakaś flaga. Oboje ze Slashem nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. Mały był taki rozkoszny.
- Dobra, mały- powiedział Saul, łapiąc go za szelki.- Wracaj do rysowania, bo tatuś musi skończyć rozmawiać z panią.- powiedział patrząc w moją stronę. Odchrząknęłam i usiadłam na swoim miejscu. Zaczynam zachowywać się coraz mniej profesjonalnie, a to dopiero jest początek. Ja na prawdę nie wiem jak to się skończy.
Cash popatrzył na tatę ,a potem na mnie i znowu na ojca, po czym poszedł z miną męczennika do stołu. Siadł i od razu zabrał się do roboty. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Przepraszam bardzo za małego, Rose... Mogę tak mówić?- zapytał.
-Jasne- powiedziałam uśmiechając się.
- On jeszcze nie do końca rozumie to wszystko co się dzieje wokół mnie.
- Rozumiem. Nie łatwo mieć sławnego ojca. Wywiady, koncerty, paparazzi...
- Dokładnie. Mam nadzieję, że nie będzie się czuł tym wszystkim przytłoczony... Dobra może wróćmy do wywiadu, bo po to tu jesteśmy.
- Jasne.- powiedziałam lekko przygnębiona. Na prawdę dobrze mi się z nim rozmawiało. Jakbyśmy znali się lata. Na prawdę nie wiem czym się tak przejmowałam. - Ostatnio krażą plotki o tym, że Velvet Revolver się rozpada. Czy to prawda?
- Hm... Wiesz... Boże, strasznie trudne pytanie.- powiedział trochę zmieszany.- Ta sprawa jest dosyć ciężka. Myślę, że każdy zna nasz problem. A raczej nie nasz tylko Scotta. Na początku utworzenie Velvetów było świetnym pomysłem. Skompletowac świetnych muzyków razem, tak, żeby to co tworzymy było autentyczne. Na początku było wszystko pięknie i wgl, ale kiedy doszło do trasy, tak jakby czar prysł. Każdy z nas powrócił znów do swoich dawnych nałogów. Na szczęście ja nie wróciłem do tego najgorszego, ale jednak piłem litry alkoholu, przed koncertami. A nasz Weiland niestety znowu grzał. Po trasie wszyscy zgłosiliśmy się na odwyk. Jednak Scottowi się nie do końca udało. Ciągle bierze. I tera na prawdę się o niego zaczynamy martwić. Ciągle mu "grozimy"- w tym miejscu pokazał palcami cudzysłów- ,ale to na nic.I chyba wreszcie nasze słowa trzeba będzie przeobrazić w czyny.
- Wow. Na prawdę w  waszym koncertowym obozie dużo się dzieje. Mam nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego.
- Też mam taką nadzieję.
- Słyszałam, że wasza trasa płyta spotkała się z mniejszym zainteresowaniem niż poprzednia. Jak myślisz czym to jest spowodowane.
- Oh... No wiesz. To nie jest łatwo powiedzieć dlaczego. Nie ma żadnego przepisu na sukces. Gdyby taki był chętnie bym go użył.- zaśmiał się cicho.- Może to było spowodowane, tym, że wcześniejsza płyta ni przekonała zbyt wielu słuchaczy. A może nie spodobało im się... No nie wiem nie wiem. Nie każda płyta jest sukcesem.
- Racja.
Wywiad trwał jeszcze chwilę. Pytałam o Velvetów i przyszłość, starałam się nie pytać o Gunsów, ale jak wiecie ciężko coś z niego wyciągnąć.
Rozmowa sama w sobie była bardzo przyjemna. Nawet zapomniałam w pewnym momencie,że to wywiad. Na prawdę Slash jest świetnym rozmówcą.
- Okej to teraz ostatnie pytanie.- powiedziałam uśmiechając się do mojego rozmówcy.- Masz coś teraz w planach? To znaczy jakiś singiel, płytę, specjalny koncert?
- Nie, jak na razie nie. Jesteśmy w trasie z Velvetami i nie mogę nic więcej zrobić. No wiesz, mam jeszcze rodzinę i nie mogę więcej robić. Ale niedługo jedziemy na dwa koncerty do Anglii, więc to jest tak jakby "specjalny koncert".- zaśmiał się.
- Dziękuję bardzo.- powiedziałam. Slash odowiedział mi tym samym i wyłączyła dyktafon.- Jest. Dzięęęęęęęękuję baaaardzo.- powiedziałam ściskając jego rękę.
- Haha nie ma na prawdę za co. To ja dziękuję , na prawdę świetnie mi się z tobą rozmawiało.
Zarumieniłam się na słowa tego komplementu. Jej to aż dziwne. Ciągle trzymaliśmy się za ręce, stojąc dosyć blisko siebie.
- Tato!- "przerwał" nam Cash. Odchrząknęłam zaskoczona i szybko puściłam rękę Saula.- Już mi się skończyły kartki. -poskarżył się mały. Uśmiechnęłam się.
- Masz szczęście- powiedziałam kucając tak, żeby widzieć słodkie oczy malca- Już skończyłam. Możesz zabrać już tatę, pewnie już plany na zabawę.
- Ooo..-powiedział smutny.- Już koniec? - był wyraźnie zawiedziony.
- Tak, chciałbyś jeszcze zostać?- zapytał rozbawiony Saul patrząc na syna.
- Noo... Bo Rose jesteś ładna.- powiedział zbierając swoje kartki. Popatrzyliśmy z gitarzystą na siebie i cicho się zasmialismy.
- No chłopie masz gust- pochwalił syna Slash. Znowu się zarumieniłam.
- Dziękuję. - powiedziałam nawet nie wiem do którego z Hudsonów. Tyle komplementów w ciągu... Hmm pięciu minut?
Saul wziął swojego syna na ręce. I popatrzył na mnie.
- Musimy już iść ,bo Perla będzie się strasznie denerwować, że ciągnę syna po "wywiadach". Ale niestety to był jej pomysł... Ah te kobiety.- westchną. Zaśmiałam się. Cash zapytał dlaczego, a Slash tylko uśmiechnął się do niego i powiedział, ze kiedyś o tym porozmawiają.
- To do widzenia.- powiedziałam.- Pa Cash.- pomachałam chłopcu na pożegnanie.
- Pa, pa -powiedział mały i także pomachał mi.
- DO zobaczenia- powiedział Slash.- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. I dziękuję za wywiad.
- Też ma taką nadzieję i to ja dziękuję za rozmowę.- skinęliśmy sobie głowami i Slash otworzył drzwi. W między czasie mały Hudson zaczął mi machać na pożegnanie rączą tak energicznie, że zaczęłam się obawiać, czy mu zaraz nie odpadnie. Oczywiście tez mu odmachiwałam. Słodki był.
Zamknęły się drzwi i zostałam sama. Wow! Nieźle. Tego się nie spodziewałam. Dopiero teraz dotarło do mnie to.. to wszystko. Na prawdę nie mogę w to uwieżyć. Ja? I Slash? Ja pierdolę. To brzmi jak z jakiegoś durnego opowiadania. Wzięłam pozbierałam swoje pierdoły, czyli teczkę z materiałami do wywiadu, dyktafon i torebkę. Zauważyłam, ze pod stołem leży jakaś kartka. Podniosłam ją. Okazało się ,że to ten pierwszy rysunek Casha. Od razu przypomniało mi się jak bardzo był dumny ze swojego rysunku. Zobaczyłam na druga stronę. Tam była duża czerwona plama i zielona kreska. To chyba miał być jakiś kwiatek. Szczelam, ze róza. Oj jak słodko. Rose. Dobra trzeba oddać właścicielowi zgubę. Szybko zabrałam swoje bety i wyszłam z pokoju. W sumie to bardziej salonik... Nie ważne. W każdym razie wyszłam z pomieszczenia i udałam się do recepcji.
 Za blatem siedział młody mężczyzna. Na oko nie miał jeszcze 25 lat.
- Przepraszam, wie może pan w jakim pokoju mieszka Saul Hudson?
- Niestety nie mogę podawać takich informacji.- powiedział tonem znudzonego życiem staruszka. Przewróciłam oczami, bo to właśnie tacy ludzie doprowadzają mnie do szaleństwa. Wzięłam trzy głębokie oddechy i już spokojnym tonem zaczęłam:
- Ale to na prawdę ważne. Jego syn zostawił rysunek podczas wywiadu.
- A ja pani tłumaczę, nie mogę nic z tym fantem zrobić.- teraz to już na prawdę nie mogłam wytrzymać.
- Nie rozumie pan mnie chyba. Wie pan, że jak dziecko zgubi cos co dla niego jest ważne ,płacze ,wrzeszczy i nie wiadomo co jeszcze. On ma dopiero 3 lata! Na prawdę będzie chodził smutny.
- Ostatni raz mówię, nie mogę pani pomóc.- Rose, Rose, błagam uspokój się. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- To niech pan zadzwoni, żeby ktos z pokoju pana Hudsona się tutaj pofatygował, bo wiem, co będzie czuł ten mały chłopiec.
- Dorze, ale nic nie obiecuję.- Ja chyba mu zaraz przypierdole. Na szczęście chłopak wybrał numer i zadzwonił. - Niestety nikt nie odbi... O dzień dobry. Tutaj Ronald z recepcji.- Hahahahahahahaha Ronald? Serio się nie dziwię, że taki gburowaty. Ronald McDonald! Hahahaha.- Tak. Bardzo przepraszam.... mhm... Ale... Tak wiem.... O to chodzi.... Do recepcji.... Tak jakaś pani...- popatrzył na mnie, oczekując, że się przedstawię.
- Miller.
- Pani  Miller znalazła... Tak ...tak... Wystarczy jedna.... Mhm.... Tak.... Jutro.... Nie jestem pewny...- zaczął wertować coś w swoim zeszyciku.Przewróciłam oczami. Ta rozmowa będzie trwać wiecznie.- Tak... dobrze... Czekamy.
- I?- zapytałam od razu jak odłożył słuchawkę.
- Ktoś zaraz zejdzie. Niech pani sobie siądzie na fotelu.- Usiadłam na fotelu. W sumie bardzo wygodne. W końcu fotel w Ritzu.
Nie musiałam długo czekać. Po chwili zobaczyłam twarz ,którą dzisiaj już widziałam.
- Hej Slash- zaczęłam, wyciągając rysunek Casha w jego stronę.- Cash zostawił rysunek.
- O dzięki- powiedział uśmiechając się.- Właśnie go szukaliśmy. Nie wyobrażasz sobie jak się zasmucił.
- Wyobrażam sobie.- uśmiechnęłam się do niego.
- Nie wyobrażałem sobie, że tak szybko się zobaczymy ponownie.- zaśmiał się.
- No ja też nie.- też zaczęłam się śmiać.
 - Wiesz Cash jest tobą niesamowicie zauroczony. Niby nie spędziliście dużo czasu, ale...- uśmiechnął się. Zarumieniłam się.
- No nieźle.- zaśmiałam się. - Wiesz ,zawsze mogłabym sobie dorobić jako niańka.
- Hahaha, w sumie wiesz co Rose? To nie jest zły pomysł. Będę o tobie pamiętać.
- Jaaasne. Dobra leć ,bo rodzinka czeka.- powiedziałam uśmiechając się do niego szeroko.
- Dobrze. - powiedział całując mnie w policzek na pożegnanie.- Do zobaczenia. I dzięki za rysunek.
Machnęłam mu ręką na pożegnanie. Nie mogłam niestety nic powiedzieć. Zamurowało mnie. Już nigdy nie umyję tego policzka. OMG! Slash mnie pocałował! Dobra dobra tylko w policzek, ale jednak POCAŁOWAŁ!
Jej ,ale ja dzisiaj się wszystkim jaram. Ja pierdolę.
Poprawiłam ramiączko swojej torebki i ruszyłam do wyjścia. Jezu te n dzień zapamiętam jeszcze długo. Chyba jako najlepszy w moim życiu. Idąc zaczęłam grzebać w torebce szukając telefonu. Kiedy już znalazłam moją zgubę zaczęłam szukać numeru mojej babci. Kazała mi po wszystkim do niej zadzwonić. Jednak nie było mi to dane, bo nie patrząc jak idę wpadłam na kogoś i na nieszczęście telefon wypadł mi z rąk.
- Ja pierdole.- popatrzyłam na telefon ,który rozwalił się. Na szczęście nie tak strasznie. Tylko potłukła się szybka i oderwał jeden element obudowy.
- Ja bardzo przepraszam.- powiedział mężczyzna ,który we mnie wpadł. Popatrzyłam na niego. Miał brązowe włosy do ramion i brązowe oczy. Bardzo ładne zresztą. Ale szczerze miał całkiem zabawną twarz. Taką podobną do małpy. Ale takiej słodkiej małej małpki.- Wszystko w porządku?- zapytał ,pokazując na telefon, który podniosłam.
- Hm... Jak widać słabo- zaczęłam.- Ale myślę ,że z tego wyjdzie.- uśmiechnęłam się do niego.
- Na prawdę bardzo przepraszam. Mogę pokryć koszty naprawy.
- Nie, nie, nie. Dziękuję panu bardzo, ale nie trzeba.
- Dobrze. Jeszcze raz przepraszam.- powiedział i odszedł.
No to teraz nie zadzwonię do babci. Chyba, że jak wrócę do biura... Ale dzisiaj tak nie będę, bo która jest? Popatrzyłam na zegarek w holu. Czwarta. Niee... Nie ma sensu. Ani trochę.
Tym razem udało mi się wyjść z budynku. FUCK YEAH!
Zobaczyłam ,że właśnie mój autobus podjeżdża na przystanek. Dostałam turbodoładowanie i pobiegłam do pojazdu. Na szczęście zdążyłam. Ludzie się dziwnie na mnie patrzyli, ale szczerze to mam ich w dupie. To ja przed chwilą miałam najcudowniejszy dzień w swoim życiu.
No z wyjątkiem tego telefonu... Ale w domu mam stacjonarny to zadzwonię do babci niech się ucieszy.
Już po jakiejś godzinie byłam na miejscu. Nie wierzę!Zwykle zajmuje mi to więcej czasu. Dwa razy więcej.
Szybko zaraz jak tylko weszłam do domu zadzwoniłam do babci i wskoczyłam pod prysznic. O nie woda dopchnęłam mojego policzka...No trudno wytrzymam. Może jeszcze się spotkamy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Pierwotnie Kowalska xd

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 25

Postanowiłam dodać krótki... rozdzialik? Dodatek? Nie nazwę to rozdział, bo to hańba xd Beznadzieja totalna. Wgl jak mogłam to dodać?!? Dodaje to tylko żebyście o nie nie zapomnieli.
No i wygraliśmy! Ale i tak uważam, że to tylko fart...
Wgl ostatnio zaczęłam gadać z moimi "starymi" znajomymi. O boże szczerze to dzięki ,że to się stało. Czuję się dużo lepiej <3
No i odeszła nasza kochana aktorka Anna Przybylska (*). Tyle się działo w ciągu tego tygodnia... A co u was? Chyba tego pytania jeszcze nie zadałam nigdy na blogu xd
Wgl przepraszam, że nie komentuje niektórych opowiadań, ale serio to mi się tak strrrrrrrrrasznie nie chce, że sb tego nawet nie wyobrażacie. Na prawdę to zaczyna mnie przerażać. Moje lenistwo fizyczne przechodzi na umysł... Przeraża mnie to.
Dobra chyba tyle chcę powiedzieć... Tak chyba tak ;D
A nie! Wymyśliłam coś! Ha! Ale o tym na końcu xD
A i dodam bohaterów. Dlatego bd tak krótko ;P
WIKI
_______________________________

Na prawdę nie wiem co mam zrobić.
Podejść?
Nieeeee....
A może jednak?
Ale to dziewczyna Tylera. Chodź traktował ją trochę jak zwykłą dziwkę..
Dobra,w końcu jestem ZAJE-KURWA-BISTY PAN AXL ROSE WOKALISTA TYCH GUNSÓW I JESTEM SUPER SEXI!
Tak idę.
No i tak zrobiłem. Swoim pewnym krokiem ruszyłem na "podbój". Chodź nie to będzie zwykła pogawędka.
-Hej!- powiedziałem podchodząc do dziewczyny. Ta szybko odwróciła się w moją stronę.
- O siema Axl!- krzyknęła radośnie, całując mnie w policzek.- Nie spodziewała się ciebie tu spotkać.
- A ja ciebie- powiedziałem uśmiechając się do niej.- Ale bardzo się z tego cieszę...- Idioto! Co ty kurwa tutaj wygadujesz?? Następnym razem powinienem uszczypnąć się w język za nim cokolwiek powiesz. Serio.
- Hah- powiedziała uśmiechając się tym zniewalającym uśmiechem...Kurwa, co ja? Jakaś baba?- Może usiądziemy?- zapytała pokazując właśne zwalniający się stolik. Oczywiście zgodziłem się, jakżeby nie. Kurde Rose! Pojebało?
Usiedliśmy na przeciwko siebie. Miała śliczne oczy, które błyszczały za każdym razem kiedy się uśmiechała. No i włosy ,które w taki uroczy sposób poprawiała, kiedy jakiś kosmyk opadł jej na twarz.... Zaraz zaraz. Od kiedy ja mówię językiem jakiegoś jebanego Duffa? Kurwa! Tylko mi nie mówcie, że... Nawet nie chcę o tym myśleć. A wiecie co jebcie się i tak was nie będę słuchał.
- No to od kiedy jesteś z Tylerem?- zapytałem z dupy.
- Że co?- zaśmiała się. Czy aj mówiłem już... Axl kurwa nie kończ!- Nie jestem z Tylerem. To był jedno razowy sex.
- Jednorazowy?- zapytałem unosząc wysoko brwi.- Nie wydaje mi się biorąc pod uwagę, że hm...- zacząłem liczyć na palcach .- Mamy w domu sześć pokoi, a wy w każdym musieliście się zabawić.- zaczęła się znowu śmiać. Tym razem śmiech był szczery, rozbawiłem ją.
- Widzę, że ktoś tutaj lubi liczyć- zaśmiała się.- Jeżeli tak stawiasz sprawę to był...Czekaj..- zaczęła coś liczyć na palcach.- Dwunastorazowy sex.
- Że co?- zadławiłem się swoim Jackiem. Czy wspominałem, że w między czasie zamówiliśmy whiskey? Nie, to sorry, ale w sumie co was to kurwa obchodzi? W ogóle to do kogo ja to mówię? Pokaż się ty zjebańcu! Nie? A w sumie to jebie mnie to.
- No wiesz... Jeżeli już korzystać to na całego. No nie mów, że gdybyś miał okazję przespać się z taką... No nie wiem nawet Pamelą Anderson, albo... wiem! Janis to byś nie skorzystał.
- Szczerze Janis nigdy mnie nie pociągała jakoś bardzo, ale Anderson... O boże i te cycki...- rozmarzyłem się..
- Ekhm...- powiedziała Laura, śmiejąc się ze mnie.
- No co? Facet jestem, nie? Wolno mi.- powiedziałem i razem zaczęliśmy się śmiać.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem dziewczynę, myślałem ,że jest zimną suką. Teraz to najwyżej zabawna dziwka, która coraz bardziej mi się podoba.
- Ale zrobiłaś to tylko dlatego?  Bo to Tyler?- zapytałem nie dowierzając. No bo serio nie wyglądała na jakąś typową dziwkę.
- Hm... Myślę, że jest to po części prawda. Wiesz, nie pierwszy raz poszłam na koncert jako groupies..
- Jesteś groupies?- no teraz to jebłem.
- Tak jakby. Byłam może na trzech koncertach?  Moja przyjaciółka, Roxanne, mnie do tego namówiła. Jakoś nie wyobrażałam siebie robiącej takie rzeczy... W każdym razie kiedy Tyler powiedział, że jestem ładna i w ogóle zaczął mnie komplementować, odpadłam. Pewnie tego nie zrozumiesz, ale porostu było to niesamowite. No i poszłam na całość. A jak jeszcze powiedział, że mnie weźmie do was... Marzenie.- zaśmiała się znowu swoim cudownym głosem.
- O MY GODNESS!- powiedziałem.- Nie mogę uwierzyć!
- Bo co? Jestem brzydka?- zapytała już lekko zdenerwowana.
- Nie, nie!No co ty! Nie mogę uwierzyć, że jesteś groupies. Chodź w sumie to spodziewałem się czegoś podobnego.
- No wiesz!- powiedziała udając urażoną. Przy najmniej takie odniosłem wrażenie.
- No nie bądź taka- powiedziałem i chwyciłem ją za rękę.
Popatrzyła zdziwiona jednak jej to nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie. Uśmiechnęła się promiennie na twarzy i oddała mój uścisk.
- No nie będę.Ale wiesz co?- zapytała z iskierką w oku. Zaczynam się jej powoli bać. Jednak za intrygowało mnie jej pytanie.- Chodźmy  gdzieś.
- Nieeeeeeee.... Nie chce mi się chodzić. Tak między nami to kurwa ledwo tutaj się doczłapałem.- powiedziałem. Ale sorry no dlaczego mam łazić. Nie chce mi się. Chodź z taką dziewczyną... Nie no do chuja pana jeszcze aż tak nie ześwirowałem.
- Ale..- zaczęła szeptem.- Nie koniecznie gdzieś indziej. Możemy zostać tutaj.
- To o co ci ch... Aaaaaa- zacząłem. Jednak faceci nie rozumieją aluzji. - Podoba mi się twój pomysł.- powiedziałem uśmiechając się przebiegle do dziewczyny.
Laura wstała i pociągnęła mnie za rękę uśmiechając sie przy tym przebiegle. Ja też byłem zadowolony. No kurcze kto by nie był.
///////////////KATY\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
- CO?!?- krzyknęłam do słuchawki.
- Nie drzyj się tak.- powiedziała zapłakana Miranda.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem tego?- powiedziałam. Całe zdarzenie dla mnie nie miało sensu. Dlaczego akurat to było takie ważne? Przecież miłość jest najważniejsza!
- Słuchaj- zaczęła- Mój ojciec jest ortodoksyjnym żydem i nie pozwoli mi tak po prostu spotykać się z ateistą - (nie wiem jak jest z Duffem, ale u mnie nie będzie wieży w Boga bo tak mi pasi i chuj xd- przyp.aut.) wypłakała dziewczyna do słuchawki.- Dodatkowo wyrzucił go za drzwi i nawrzeszczał i zwyzywał od gwałcicieli, a on jest takim słodkim i czułym człowiekiem.Ja.. ja nie wiem co robić.- zapłakała.- Ja na prawdę nie wiem..
- Ale czy miłość nie jest najważniejsza? Przecież to o nią tu chodzi. Wiele ludzi przecież sprzeciwia się rodzicom kiedy to o nią chodzi.
- Niby tak, ale on dodatkowo jest rockmanem z utlenionymi włosami. Ojciec na wrzeszczał na niego, że jest metroseksualnym szatanem i że nigdy więcej ma się ze mną nie spotykać.- teraz Miranda rozpłakała się na dobre.
- O boże, Mir!-powiedziałam obawiając się o jej stan psychiczny, przeciez to ją wykończy- Mogę do ciebie przyjść?- zapytałam. Teraz to już niestety nic nie wiadomo. Dziewczyna powiedziała, że niestety to nie jest możliwe, bo ojciec nie pozwala jej wyjść i przez jakiś czas będzie prawdo podobnie ją trzymał pod kloszem. Rozłączyła się bo jak powiedziała "ON idzie". Biedna Miranda... Nie wiem co musi przeżywać. To chyba najgorsze być potępionym przez swoich rodziców...
Postanowiłam zajrzeć do chłopaków. Po cichu weszłam na górę słysząc jakieś podniesione głosy i obijanie butelki o kieliszek. Tylko, żeby Duffiasty nie pił...
Uchyliłam drzwi i moim oczom ukazał się leżący na łóżku McKagan ,a na podłodze siedzącego Saula z butelka wódki.
- Przejebane.- powiedział kiedy weszłam. Oboje popatrzyli sie w moją stronę.
- Mir mi wszystko wytłumaczyła.- zaczęłam niepewnie.
- Jasne niech wszyscy się dowiedzą jakim to jestem wrakiem człowieka!- krzyknął i walną poduszką w twarz. Podeszłam do niego i usiadłam na łóżku.
- Ej!- powiedziałam.- To nie jest koniec świata. Jakoś damy radę.- poklepałam go po plecach.
- Katy jesteś naiwna- powiedział w poduszkę. Ledwo zrozumiałam, ale trochę zabolało.
- Wcale nie!- krzyknęłam.- Tylko, że ja wierzę w to, że wam się może udać,a le jak widzę ty masz to głęboko w dupie!
Wstałam zdenerwowana. Dlaczego mam mu pomagać skoro sam nie chce nic zrobić?
- Wiesz co?- zaczęłam podnosząc głos.- Jesteś idiotą! Nie starasz się , nie pokazujesz, że ci zależy! Chyba,że ci nie zależy. Ale myślę, że jeżeli pokazałbyś w jakiś sposób swoją determinację to jej ojciec, mimo że jest surowy, może i by was zaakceptował. Ale ci się nie chce.- powiedziałam wychodząc z pokoju.
Kiedy jestem zdenerwowana muszę coś zrobić. Akurat zeszłam na dół i zobaczyłam biednego Izziego. Tyle do sprzątania. Współczuję mu z całego serca.
- Hej Stradlin!- krzyknęłam uśmiechając się do chłopaka.- Nie potrzebujesz może pomocy?
- A  wiesz co McDelli? Przydały by mi się jeszcze dwie sprawne ręce.- uśmiechnął się zbierając talerze ze stołu.
- To chyba ci pomogę, chodź moje ręce już nie są tak sprawne jak kiedyś- wystawiłam mu język. Zaśmialiśmy się oboje i wzięliśmy się do pracy. Po godzinie już wszystko lśniło.
- Dziękuję za pomoc- powiedział Stradlin uśmiechając się z wdzięcznością.
- Nie ma za co. Jest coś w telewizji?- zapytałam.
- A bo ja wiem. Ale w sumie... Whatever.- powiedział i poszedł do siebie na górę.
Zasiałam się cicho i walnęłam się na sofę. Puszczali akurat dokument o The Beatles. Ale mi się udało!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mój pomysł, a raczej przebiegły plan. Polega na tym, że....
Uwaga chwila skupienia. Wiktoria przemawia xd
No to wymyśliłam, że jeżeli pod jakimś postem, nie koniecznie tym, ale najblizyszym który dodam. Porostu w najbliższym poście pod którym będą... hm... niech będzie. Jak będzie sześć komentarzy od różnych osób (wredna ja) pokażę swoją mordę. Ale myślę, że to jeszcze trochę potrwa dlatego moja twarz jest spokojna o to ;P Nie obawiam się niczego. Huehuehuehue chodź tak w sumie... kto chciał by zobaczyć moją mordę. To chore... Anyway. Ten dopisek zaczyna być dłuższy od rozdziału. Fuck Yeah xd`Ateraz leci Fade to black <3 Wgl muszę dodać więcej piosenek. Stworzyłam zakłądkę ""Make music" no i tam piszcie ulbione kawałki w komentarzach ;) Z góry dzięki
Nie przedłużam ;p

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 24

WITAM!
DZIĘKI ZA PONAD 5000 WEJŚĆ <3
To chyba jest rozdział na który czekaliście.... zresztą zobaczycie.  Napiszcie jak mi poszło, bo... poprostu potrzebuję opinii. Boję się, że to zjebałam czy coś. Ale proszę o szczerość. Wgl dziękuję wszystkim którzy czytają i zawsze czekają na kolejny rozdział. Zwykle nie miałam pomysłów na to co pisać i między innymi dlatego napisałam ten tak a nie inaczej, ale powiem wam, ze już mam fajny pomysł i mam nadzieję, że uda mi się go wcielić w życie ;)
A i wyszło mi jakże "dramatyczne" zakończenie. xD Zresztą zobaczycie.
Więc zapraszam do komentowania i ENJOY ;) No i chcę zadedykować rozdział Beautiful Disaster za ostatnie dwa rozdziały, a zwłaszcza przedostatni, który wzbudził najwięcej emocji ;D
p.s. Nieługo dodam, jeszcze nie wiemczy post, czy zakładkę z bohaterami, bo powoli się gubię xd
p.s.2 Przepraszam za wszelkie błędy, ale nie jestem w stanie wszystkich poprawić i też za bardzo tego nie umiem ;p
P.S.3 Lubicie Maroon5? ;)
WIKI
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzymaliśmy się ze Slashem za ręce i patrzylismy sobie głeboko oczy... Kurde, to jest takie "niewinne" i dziecinne, ale jednak kochane. Uwielbiam takie chwile... Tylko ja, Slash jego piękne oczy, ciepłe dłonie, włosy ,których kosmyki co jakiś czas opadały mu na oczy, ten słodnki uśmiech i... Adler?!? Co on tu robi?
- Katy- powiedział zdyszany.
- Co ty maraton przebiegłeś?- zapytał Slash ze śmiechem, bo Steven wybiegł z domu ,a my siedzieliśmy w ogrodzie. To było jakieś hm.. 10 metrów? Wracając do rozmowy...
- Potrzebujemy cię- powiedział perkusista ,opierając ręce na kolanach, próbując złapać oddech. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Co się stało Adlerku?-zapytałam.
- A co się nie stało... No wiesz zacznijmy od tego, że Izzy tańczy z Duffem na stole... Ja na prawdę nie wiem co oni brali, ale powinni zmienić dilera..- zaczął Adler chwile się zastanawiając po czym dodał.- Ale w sumie Izzy nim jest... To ja już nie wiem czy mają go zmienić, czy nie.. W sumie ciężko by było, bo dlaczego Izzy ma zmienic dilera ,skoro sam nim jest? To znaczy czy on wogóle ma jakiegoś dilera? No bo skąd niby ma ten szajs? Nie mam....
- Steven!- krzyknęliśmy ze Slashem na co się uśmiechnęlismy do siebie.- Do rzeczy-dokończyłam.
- A tak!- powiedział unosząc palec wskazujący do góry.- No ,bo Axl się zabiera za gotowanie... - zaczął ,a ja już wiedziałam co ma na myśli. Szybko pobiegłam do domu. Bałam się ,że jeszcze wysadzi nasz dom czy co. Wbiegłam do salonu, a tam... No powiem, że Steven się nie wygłupiał opisując co się dzieje. Ominęłam tańczących chłopaków i wbiegłam o kuchni. Zobaczyłam tam Axla, który był ubrany w fartuszek... sam fartuszek!
- AXL!- krzyknęłam zasłaniając oczy rękami.
- Katy!-odkrzyknął - Co tu robisz i dlaczego zasłaniasz oczy?- zapytał z wyraźnym zdziwieniem w głosie. Ściągnęłam ręce z twarzy. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Usłyszałam ,że gotujesz i.. Axl błagam mógłbyś ubrać jakieś majtki, albo spodnie?
- Ale dlaczego? Mam przecież fartuszek?- zapytał zdziwiony.
- Mój drogi przyjacielu- powiedziałam podchodząc do niego i kładąc rękę na jego ramieniu- muszę cię wyprowadzić z błędu.- mówiłam to poważnym tonem.- Fartuszek ubiera się NA ubrania.
- Aaaa...- powiedziała zmieszany- to może ja pójdę...- i już go nie było. Zasmiałam się cicho. Podeszłam do blatu i podpatrzyłam co robił Rose. Na stole leżała paczka makaronu i kilka pomidorów. Myślę, ze chciał zrobić spagetti z sosem pomidorwym. Możliwe, że mu się uda, bo to nie jest jakieś bardzo trudne. Wyciągnęłamz szafki garnek i nalałam do niego wody i wrzuciłam łyżeczkę soli. W tym momencie wszedł pan Noszę Sam Fartuszek.
- No, proszę, proszę.- zaczął trzymając ręce za sobą i patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się do niego niewinnie.- Ktoś tutaj psuje mi obiadek.
- Wcale nie.- powiedziałam i osunęłam się na bezpieczną odległość i cichaczem wyszłam z kuchni.
Skierowałam się do wyjscia na ogród. Po drodze minęłam wciąż tańczących chłopaków. Przewróciłam oscentacyjnie oczami ,po czym zaśmiałam sie cicho. Izzy skinął mi swoim beretem, a Duff natomiast skłonił się do samej ziemi niczym jakiś szlachcic. Ja dygnęłam i w trójke zanieślismy się śmiechem. Kilka sekund później chłopaki znowu tańczyli dzikie can cana. Ja postanowiłam opuscić to towarzystwo. Wyszłam na zewnątrz. Zauważyłam, że Saul siedzi po turecku na trawie. Po cichu pokonałam dzielącą nas odległosć i rzuciłam się na jego plecy.
- Kurwa!- krzyknął Saul. Zaśmiałam się z niego,a on w tym czasie zrobił tak ,że siedziałam na jego kolanach. Na prawdę nie wiem jak on to zrobił.- Komuś na żarty się zebrało.- powiedział żartobliwym tonem. Na "przeprosiny" wpiłam mu się w usta. Chłopak oddawał pocałunek coraz bardziej namiętnie.
- Slash- powiedziałam ,kiedy udało mi się od niego oderwać.- Jeśli masz ochotę coś zjesć wystarczyło poprosić.- uśmiechnęłam się do niego. On pocałował mnie w usta, po czym popatrzył głęboko w oczy.
- Mam ochotę, ale na ciebie.- powiedział patrząc tym swoim uwodzicielskim tonem. Od razu zmiękły mi nogi i poczułam, że moje serce bije sześć razy szybciej niż powinno. Znowu wpiłam się w jego usta. Tym razem chłopak położył mnie na trawie i zaczął jeździć ustami po mojej twarzy. Najpierw poczałował mój nos na co zareagowałam chichotem, potem zaczął schodzić coraz niżej. Policzek, żuchwa, szyja, obojczyk i znowu usta. Smakował tak cudownie. Trochę Jacka, trochę fajek ,no i najważniejsze dużo Slasha. Wplotłam mu rękę we włosy, czym spowodowałam, że nasze pocałunki stały się bardziej żarliwe. Slash wsadził mi ręce pod koszulkę. Nie protestowałam. Było to bardzo miłe kiedy wodził opuszkami swoich palcy po moim brzuchu. W końcu musielismy się od siebie oderwać, żeby zaczerpnąc powietrza. Slash wyglądał śmiesznie taki zziajany z włosami jeszcze bardziej rozwalonymi na wszystkie strony niz zwykle. Patrzył na mnie tym głodnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Mój drogi- powiedziałam patrząc na niego.- Który dzisiaj mamy?
- Co?- zapytał patrząc na mnie zdezorientowany.
- No który dzisiaj jest do cholery?!?- krzyknęłam jednoczesnie powstrzymując śmiech.
- Ee... bodajże 19 lipca, a co?
- Bo coś czuję, że to będzie wyjątkowy dzień i warto zapamiętać datę- powiedziałam i przyciągnęłam Saula do siebie złączając nas w pocałunku. On jednak oderwał się ode mnie.
- Czekaj, czekaj..- zaczął udając minę jakiegoś filozofa.- Czy ty właśnie powiedziałaś...
- Tak .- usmiechnęłam się, na co Saul podniósł mnie z trawy i wziął na ręce.
-Kocham Cię- wyszeptał mi do ucha. Uwielbia, kiedy mi to mówi. Zawsze ma przy tym taką kochaną minę. Niby uwodzicielską ,niby objętną, taką... Slashową!
-Też cię kocham mój głuptasie- powiedziałam wpijając się w jego usta. Kiedy oderwaliśmy się Hudson postawił mnie na ziemi i szybkim krokiem wbiegł do domu. Minęliśmy już siedzących na kanapie chłopaków i wbiegliśmy na górę. Saul mocno trzymał mnie za ręce. Pędził jak nie wiem co... chyba najlepiej powiedzieć huragan. W korytarzu objął mnie i zaczął całować po szyi ,wgniatając mnie w ścianę. Ja cały czas się śmiałam. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że byłam szczęśliwa, że nie bawiłam się tak dobrze od dawna, że widzę jaką radość dałam mojemu chłopakowi... Ciągle to stwierdzenie jakoś tak mi nie odpowiada. Jest takie dziwne. Ale myślę, że jeszcze się przyzwyczaję.

///////////////////Duff\\\\\\\\\\\\\\\\\
- Co to było?- zapytał Izzy ,patrząc za naszą parą zakochańców. Pociągnąłem łyk pysznej herbaty z mojej nowej filiżanki. Oczywiście herbata była jaśminowa. Nie wyobrażajcie sobie, że jakaś zwykła. Ja taką się nie potrafię zadowolić.
- Miłość- powiedziałemi rozparłem się wygodnie na sofie odkładając filiżankę na stolik. Izzy popatrzył na mnie z niedowierzaniem, a potem popukał się po głowie.- No co?- zapytałem wzburzony.- Chyba widziałem.
- Duff, Duff... Jakiś ty się zrobił romantyk od kiedy jesteś w związku. I ciągle pijesz tą JEBANĄ HERBATĘ!- krzyknął Izzy.
- Stary, jeszcze sobie pogadamy, a herbata jest wspaniała dla duszy i ciała.- powiedziałem grożąc mu palcem. W tym momencie do pokoju wszedł Adler.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL! - krzyknął nasz włochaty przyjaciel.
- Kurwa co się drzesz?- odezwał się rudy.
- Jeść.- powiedział Steven jak jakiś trzy latek.
- Ja pierdole. Ty sie chyba w rozwoju cofasz- powiedział Rose i wrócił do kuchni. Popcorn ze smutną miną wcisnął się między mnie ,a Izziego.
- No to co chłopaki?- zapytał uradowany.- Impreza?
Muszę przyznać, że pomysł mi się podobał. Nawet bardzo. Zgodziłem się skinieniem głowy. Steven widząc, że mi się podoba podskoczył ze szczęścia i pobiegł zadzwonić. W tym momencie wyszedł z kuchni Axl w fartuszku (szkoda, że nie miałem aparatu) z miską spagetti i położył je na stole.
-OOOOOOBIAD!-  wydarł się naa cały dom. Wszyscy, oprócz wiadomo kogo, przyszli i zasiedli przy tym jakże "wyrafinowanym" posiłku. Ozywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie żucili się na jedzenie. Po chwili cały stół był umazany sosem pomidorowym.
- No  co wy chuje zrobiliście?- zapytał Izzy, bo właśnei dzisiaj był jego "dzień sprzątaia po świniach". Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- A tak właściwie gdzie nasza parka?- zapytał Adler.
- No wiesz...- powiedziałem pokazując na górę. Steven na początku nie mógł zrozumieć o co mi chodzi, ale kiedy załapał wyleciał mu wideec z ręki i spadł na podłogę.
- Kurwa!- krzyknął Stradlin- No nie przesadzacie?- zapytał nieźle wkurwiony. Wiem o co mu chodziło, bo wczoraj to ja musiałem sprzątać, ale nie było tak źle jak dzisiaj.
- Al..ale ... ale jak?- zapytał Steven, jakby dopiero co obudzony z hipnozy.
- No ale co?- zapytał Axl. -Mamy cię wprowadzić w świat prokreacji?- Wszyscy wybuchnęli śmiechem, poza Adlerkiem.
///////////////////////Adler\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
- Al..ale ...ale jak?- zapytałem bardzo zszzokowany.
- No ale co? Mamy cię wprowadzic w świat prokreacji?- powiedział Axl, po czyw reszta wybuchnęła śmiechem. Ale oni nie rozumieją. To są nieczuli dranie. No może nie Duff. On czasem coś poczuje, ale nie zawsze.
Katy.
Moja mała Katy.
 Dlaczego? Dlaczego?
 Ona jest taka mała i krucha...
Ona potrzebuje bezpieczeństwa... Bezpieczeństwo!!
Mam nadzieję, że jeżeli już to robią, to przynajmniej się niech zabezpieczą. Ja już nam Slasha i wiem, że lubi czasem zrobić cos nie tak jak się powinno...
Co ja wogóle gadam?!? KATY!!!!!!
Dlaczego mi to robisz?!!? Jesteś jeszcze młoda nie czs na tak "poważny związek". To przecież Slash.
 Ale lepiej, że to Slash a nie jakiś gwałciciel z ciemnej uliczki...
 Nie! Kurwa nie!
 Boję się.
Boję się, że on jej coś zrobi.
Że ją zrani.
Że będzie zmuszał ją do rzeczy, których nie będzie chciała robić. W końcu go znam...
Nie zdążyłem.
Nie zdążyłem jej obronić.
Ona...
 Jest dla mnie wszystkim.
/////////////////////////Katy\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
- Hahahahahaha- zaczęłam się śmaić kiedy Saul zaczął łaskotać mnie swoimi włosami.- Chyba nie będziemy tego robić na korytarzu.
- Nie no co ty- powiedział patrząc na mnie. Nasze twarze dzieliły milimetry.- To jest twój pierwszy raz.... nasz pierwszy raz. Musi być wyjątkowy.- powiedział cmokając mnie w usta. Zarumieniłam się na pewno. Kolana znowu mi zmiękły, a na samą myśl tego co ma się stać moje serce biło siedem razy szybciej. Bałam się, że wpewnymmomencie wypadnie mi z klatki piersiowej.- Poczekaj chwilę- dodał i zniknął.
Byłam cała rozpalona, a on uciekł? No nie ładnie panie Slash.
- OOOOOOBIAD!-  usłyszałam drzącego się Axla z dołu. Uśmiechnęłam się wyobrażając sobie chłopaków rzucających się na jedzenie. I ten Steven cały w sosie.... Zaśmiałam się cicho.
- Co tak się śmiejesz?- zapytał Slash obejmując mnie z tyłu i całując mnie w szyję.
- A tak- powiedziałam odwracając isę w jego stronę.- To na czym skończyliśmy?- zapytałam uśmiechając się chytrze.
- No nie wiem- powiedział Saul uwodzicielsko.- Może na tym.- powiedział całując mnie w usta i powoli zaciągając mnie w stronę pokoju.- TADA!!!- powiedział rozkładaąc ręce i pokazując na środek pokoju.
Nie mogłam uweirzyć. Slash zaplanował juz wszystko wcześniej. Na każdej szfce (i nawet na kilka na podłodze) były ustawione zapalone świeczki,żeby stworzyć romantyczny nastrój. Zasłony oczywiście zasłonięte, bo... klimat.
- Wow. Zaskoczyłes mnie mój staruszku- powiedziałam podchodząc do niego i ciągnąc do za koszulkę, tak, że teraz całowalśmy się. Na początku pocaunki byłu bardzo delikatne i subtelne. Potem Slash złapał mnie za policzki i patrzył mi prosto w oczy.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, Katy. Nic tego nie zmieni- powiedział przybliżając swoje usta do moich.
- Nawet Pamela Anderson?- zapytałam usmiechając się.
- No mógłbym się zastanowić..- pacnęłam go w ramię- Ał !- powiedział śmiejąc się- No jasne, że nie kocie.
I znowu połączył nas bardzo miły delikatny pocałunek. Zaczęłam całować Slasha odrobinę pewniej, żeby wiedział, że jestem gotowa. Jak na komendę Hudson ściągnął swoją koszulkę. Mogłam teraz oglądać jego cudowne ciało. Miał takie cudowne mięśnie brzucha. Przejechałam opuszkami palców po jego torsie. Dostał aż gęsiej skórki od tego.
Chwycił moją dłoń i jeźdxił nią po swoim brzuchu i klatce piersiowej jakby dając przyzwolenie na to co robię. Usmiechnęłam się do niego i podeszłam bliżej. Ponownie się zaczęliśmy całować jednak tym trazem pewniej bardziej namiętnie. Szliśmy powoli do tyłu... Dobra nie byo to powoli. W każdym razie przesówaliśmy się w stronę łóżka, aż w końcu jedno z nas, niestety ja, przewróciło się o jego kant i wylądowalismy na materacu. Zaczęliśmy się śmiać.
- Uwielbiam kiedy się śmiejesz- powiedziałam całując czubek nosa Saula.
- A to dlaczego?- zaytał ciekawy.
- Bo jesteś wtedy moim Saulem Hudsonem, a nie gitarzystą najniebezpieczniejszego zespołu na świecie.
Nasze wargi znów się połączyły.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- zapytał chłopak.
- Tak, jestem pewna.- odparłam zgodnie z prawdą.
- Ale na 100%?- dopytał.
- Jasne mój kochany głuptasie.- był nad opiekuńczy, ale to z jego strony bardzo słodkie.
Chłopakściągnąl mi delikatnie bluzkę i rzucił w kąt pokoju. Przeszły mnie ciarki, bo wcale nie było ciepło. No dobra na pewno dodatkowo wpłynęlo na to podniecenie...
Saul teraz całowła mój brzuch, i szedł wargami coraz wyżej, ale kiedy doszedł do piersi zatrzymał się dłużęj. Popatrzyłl na mnie wzrokiem pytającym o pozwolenie. Uśmiechnęłam się do niego, co on odebrał za pozwolenie i szybkim ,wprawnym ruchem odpiął mi stanik, po czym rzucił nim w kąt. Zacząłl się bawic moimi pierciami. Ja wczepiłam swoje dłonie wjego włosy. Było mi tak dobrze. Aż zamruczałam z nadmiaru przyjemności. Slash oderwał się ode mnie i popatrzył z uśmiechem.
- Jaki kociak- powiedział po czym pocałował mnie znowu w usta. Całował coraz to namiętniej, jeżdżac dłońmi po moim brzuchu. Kiedy jego ręka powędrowała do spodni, oderwał się ode mnie i jeszcze raz popatrzył z troską w oczach. - Jesteś pewna?
- Slash!- powiedziałam zdenerwowana już na niego. Ile może pytać o to samo?
-No wolę się upewnić, żey potem nie było, że cię zmuszałem.
- Jesteśmy dorośli. Nawet jeżeli coś to powiemy, że ja cię do tego zmusiłam.
- Mmmm- zamruczał mi do ucha, przygryzając jego płatek- Moja pani jestem do pani usług.
- No o do roboty mój sługo.- zaśmialiśmy się, po czym chłoapk ściągnął najpierw swoje potem moje spodnie. Nie minęła minuta, a bylismy nadzy całując się coraz to namiętniej. Slash jeździł dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda, co mnie jeszcze bardziej podniecało i nie mogłam się doczekać, aż w końcu we mnie wejdzie.
- Slash!- wysapałam.
- Co?- powiedział zbity z tropu.
- Pośpiesz się!- krzyknęłam kiedy po raz kolejny przejechał po udzie. No nie musiałam długo czekac na spełnienie mojej proźby. Z sekundy na sekundę robiło sie coraz lepiej. Mam nadzieję, tylko, że chłopaki na dole niczego nie słyszą.
 ///////////////Izzy\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
-Co tak cicho?- zapytał Axl.
- Nie słyszycie nic?- zapytał McKagan.
- Nie- powiedziałem, a zaraz po mnie Rose. Staliśmy w kuchni czyli miejscem pod pokojem Kate.
- Czy oni w ogóle to robią?- zapytałem. No jak nic nie słychać to może po prostu skończyło się na zwykłej rozmowie.
- O czekajcie!- zaczął wokalista.- Nie, kurwa to tylko lodówka... Widzicie! Nawet kurwa ona jest głośniejsza od nich! Jak to możliwe? Mam dośc tych podchodów. Idę na dziwki!- i wyszedł. Niby to dobry pomysł, zwłaszcza, że po tym naszym małym "dochodzeniu" sam miałem ochotę na odrobinę przyjemności. W końcu SEX DRUGS N' ROCK N' ROLL!
//////////////////Kate\\\\\\\\\\\\\\\\\
- Aaaaaa!!!!- krzyknęłam. To było to. Po chwili słychać było, że Slashowi tez się udało poczuć to co mnie. Wspaniałe uczucie. Położył się obok mnie, a ja korzystając z okazji wtuliłam się w niego. Oboje ciężko dyszeliśmy. Ja miałam straszne problemy ze złapaniem oddechu. Hudson pocałował mnie w czubek głowy.
- I jak?- zapytał.- Bardzo bolało?
- Nie nawet nie- powiedziałam zgodnie z prawdą- Myślałam, że będzie gorzej.
- Wiesz co?- zagaił. Popatrzyłam na niego z zaciekawieniem.- Najlepszy sex w życiu.- powiedział uśmiechając się do mnie.
- Boże.- powiedziałam chowając twarz w dłoniach.- Kłamca! - krzyknęłam przytulając się do niego mocniej.
- Ej! Ja nie kłamię! Słowo Slasha.- zaśmiałam się.
- Jak słowo Slasha to wierzę.- powiedziałam całując chłopaka w usta. Kiedy oderwaliśmy się od siebie przejechałam ręką po jego policzku- Mógłbyś się ogolić.
- Ale przecież tak wyglądam, jeszcze bardziej sexownie- powiedział mrucząc.
- Pozwól ,że sama to ocenię.- powiedziałam wystawiając do niego język. Hudson "skorzystał" z okazji i złączył nas w namiętnym pocałunku.
- A teraz?- zapytał odrywając się ode mnie.
- Czy ja wiem...- i w tym momencie chłopak schował sie pod kołdrą i zaczął się ze mną drażnić. Całował wnętrze moich ud idąc coraz bliżej do... no wiecie czego.- Dobra jesteś cudowny!- krzyknęłam. Po chwili zpod kołdry wyskoczyła czarny kłebek włosów.
- No to chcę buzi- powiedział jakby był jakimś trzylatkiem, a do tego robiąc z ust dziubek. Przewróciłąm oczami i zrobiłam to o co porosił.
- Dobra, mój drogi- zaczęłam.- Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodna. - mówiąc to wygrzebałam się z łóźka. Głupio sie czułam tak naga. Niby mnie już widział, ale i tak nie jest to bardzo komfortowa sytuacja, więc szybko zanlazłąm jakąś koszulkę  i ubrałam ją. Była to koszulka Black Sabbath, którą kupiłam mojemu chłopakowi po miesiącu bycia razem. I wcale nie kupiłam jej, dlatego, że były przeceny u mnie w sklepie i się opłacało.
- Jezu jak ja tutaj cokolwiek znajdę- powiedziałam ogarniajac wzrokiem cały pokój. Slash stał z jego drugiej strony.
- Tego szukasz?- zapytał wymachując moimi majtkami.
- Jak z dzieckiem- powiedziałam pod nsem.- Dasz mi je?- zapytałam.
- No nie wiem...- powiedział tajemniczo.
- Saul! Jestem GŁODNA!
- Dobra dobra, weź je.- powiedział przestraszony moim wybuchem. Szybko je chwyciłam, ubrałam, a potem przytuliłam do mojego chłopaka.
- Wiesz co?- zapczęłam.
- Mów.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też -powiedział całując mnie w czubek głowy.
- No i dziękuję, że byłeś taki kochany i czuły.
- Do usług.- zaśmialiśmy się. Zgodnie stwierdziliśmy, ze czas coś zjeść i seszliśmy wtuleni w siebie na dół, wcześneij oczywiście się ubierając.
Na dole było dużo jedzenia, ale niestety porozwalanego ,po całym pokoju. Boże, oni nawet sami nie potrafią jeść.
Poszliśy więc do kuchni w poszukiwaniu, czegoś co moglibyśmy zjeść. Otworzyłam lodówkę ,ale nie zabardzo mogłam się czegoś doszukać.
- Zjesz omlety?- zapytałam Hudsona.
- Jasne. W ogóle gdzie są chłopaki?
- Skąd mam to wiedzieć?- zapytałam. No kurde ,on czasem doprowadza mnie do szaleństwa. Jak może sie mnie pytać gdzie jest reszta skoro przez cały czas byliśmy razem?!? Niestety tego nie ogarniesz.
Z racji tego, że była niesamowicie głodna( ciekawe, czy po sexie zawsze tak jest?) omlety były zrobione w jakieś dziesięć minut na dwóch patelniach. Byliśmy zmuszeni zjeśc je przy kuchennym blacie, bo w jadalni nie dało się. Biedny Izzy...
Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi. Popatrzylismy zdziwieni na siebie. Pierwsza ruszyłam w ich stronę. Okazało się, że to był Duff.
- O siema- powiedział wymachując butelką wódki. - Co tam?- zapytał jakiś nienaturalnie wesoły.
- Dobrze.- odpowiedziałam szybko, podchodząc do chłopaka.- Duff wszystko ok?
- Tak, tak w jak najlepszym- powiedział lekko przygaszony.- Nie przeszkadzajcie sobie.
- Stary,- zaczął Hudson podchodząc do przyjaciela.- znam cię już jakiś czas i wiem kiedy się coś dzieje. Mów!
- Eh... Nie ważne.- pwiedział i poszedł na górę. Saul chciał iść za nim jednak powstrzymałam go kładąc mu rękę na ramieniu.
- Myślę, że on potrzebuje być teraz sam.
- Dobra niech se będzie sam, tylko kurwa ,bez wódki, bo się jeszcze kurwa nam zajebie!- powiedział szybko wbiegając na górę.
Na prawdę martwię się. Co się stało z Duffem? Muszę chyba zadzwonić do Mirandy.
///////////////// Axl\\\\\\\\\\\\\\\\\
The Roxy.
Mój drugi dom.
Albo z dziesiąty.
Kto by liczył.
Whatever.
Jack Daniels to moje wybawienie.
Mmm....
Tego mi brakowało .Wychyliłem już drugą szklankę, tego cudownego alkoholu. Kurwa!
Kheh, kheh!
Dlaczego akurat teraz kiedy ładna dziunia przechodzi obok musiałem sie zaksztusić tym jebanym Danielsem?!?
Skurwysyństwo!
Już wiem dlaczego ostatnio go nie piję.
Bo kurwa niszczy moje życie.
Ostatnio piłem....
Hm....
To było... Tak! Na imprezie oblewającej nasz dom. Kurwa, to już jakiś czas.A nie w sumie to chyba było nawet w tym tygodniu.Jebać to.
Zacząlem się rozglądac po klubie. Może kogoś wychaczę. Izzy uż znalazł sobie jakieś dzieciaki i teraz ubija z nimi interes, a mnie zostawił samego. Na pastwę tych pięknych dam.
Przejechałe wzrokiem po wszystkich dziewczynach w klubie.
Brzydka.
Za gruba.
 OMG! To coś wogóle żyje?!?
A to nie facet w spódnicy?
Ta jest całkiem ładna... O nie zobaczyłem jej twarz! Blee..
Ten bar chyba schodzi na psy.
Oh, czekaj! Tam jest taka ładna!
Ma wszystko tam gdzie trzeba. I twarz ładna... ej zaraz ja ją znam. Jasne! Przecież tej twarzy bym nie zapomniał!
Laura.