niedziela, 29 września 2013

Rozdział 3

Mam nadzieję, że się podoba ^^ No i tak... Przepraszam za wszystkie błędy ;( Ale niestety jestem mało wyedukowanym dzieckiem XD Nie, żartuję :P
_______________________________________________
Poczułam na swojej twarzy promienie słońca.
-KURWA!- wykrzyczałam w poduszkę. Popatrzyłam na zegar na ścianie. 9:00. Cholera! Nawet nie mogę się wyspać! Spałam nie całe 4 godziny. A muszę spać minimum 6... Inaczej lepiej do mnie nie podchodzić.
Próbowałam zasnąć ponownie. Bez skutku.
    Przewracałam się z 10 razy z jednego boku na drugi. W końcu nie wytrzymałam i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Gdy tylko poczułam ciepłe krople na moim ciele od razu humor mi się poprawił. Mmmm...
   Owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju. Wyciągnęłam z pod łóżka moją torbę i wyciągnęłam jakąś koszulkę, spodnie, no i oczywiście bieliznę. Okazało się, że wyciągnęłam koszulkę Aerosmith. Szybko się ubrałam. Wyciągnęłam jeszcze z walizki tusz do rzęs, szczotkę do włosów i "przybory" do mycia zębów.
Szybko się ogarnęłam i spakowałam rzeczy do torby. Z jednej kieszeni wystawał jakiś kawałek papieru.
   Wzięłam papier do ręki. Okazało się, że to zdjęcie moje i mojej mamy. Pamiętam jak je robiliśmy. Wtedy tata jeszcze żył.
   Na tą myśl po moim policzku popłynęła łza. Nie chciałam płakać, nie teraz. Schowałam zdjęcie i wyciągnęłam swój stary dziennik.
    Tak, wiem to troszkę dziwne, ale lubię przeglądać swoje stare notatki. Specjalnie dlatego wzięłam go ze sobą. Jest on z 1973, kiedy to miałam 6 lat i mama powiedziała mi, że takie notowanie jest fajne i, że ona sama tak robi. Kupiła mi wtedy czarny zeszyt, a ja pisałam same głupoty.
   Wertowałam kartki, kiedy wypadła mi kolejna kartka. Zdjęcie małego Stevena.

Rozczulił mnie ten widok. Pamiętam jak mu pochwaliłam tym dziennikiem, a on postanowił, że się do niego wpisze. Poszperał wtedy jeszcze w pokoju swoich rodziców i znalazł jakieś stare zdjęcie i kazał mi przykleić, żebym nigdy o nim nie zapomniała.
   No i nie zapomniałam. Wezmę dzisiaj to zdjęcie ze sobą. A właśnie. Jak nazywał się ich dom? DevilHouse? Firehouse? No kuźwa! Nie pamiętam! Coś związanego z diabłem i ... Właśnie a może Hellhouse? Tak na 100% . Hellhouse. Mam nadzieję, że oni pamiętają, że mam przyjść...
  Spakowałam wszystkie rzeczy do swojej torby. Sprawdziłam jeszcze raz czy mam wszystko i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i poszłam do recepcji.
- Witam!-powiedziała recepcjonistka.
- Dobry!- odpowiedziałam i podałam jej klucz.
- Dobrze się spało?-zapytała z dziwnie NIE sztucznym uśmiechem.
- Jasne. Chodź nie spałam długo-powiedziałam, po czym dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Witamy w Los Angeles!-powiedziała po czym pożegnałam się nią i wyszłam.
   Szłam ulicą i rozglądałam się. W końcu kiedyś będę musiała znaleźć jakąś pracę. Przechodziłam obok jakiegoś sklepu muzycznego. Postanowiłam, że spróbuję tutaj.
 Weszłam do środka i rozglądnęłam się. Dużo płyt, gitar, perkusji i innych instrumentów. A i jeszcze były koszulki. Czułam się jak w raju.
 Podeszłam do kasy. I zapytałam kasjera, o szefa. Zaprowadził mnie na zaplecze.
- E.. Dzień dobry!-powiedziałam, kiedy kasjer zostawił mnie sam na sam ze swoim szefem.
- Dzień dobry.-powiedział barczysty mężczyzna. Miał brązowe włosy i zielone oczy.
 Gestem kazał mi usiąść na krześle przed nim.
- Co cię tutaj sprowadza?-zapytał.
- Chciałam zapytać o pracę. Wczoraj przyjechałam tutaj i wie pan... Przydałoby się trochę zarobić.-powiedziałam i uśmiechnęłam.
- Wygadana jesteś.-powiedział, po czym uśmiechnął się- Podoba mi się to, ale mam już komplet...
- Ale...-przerwałam mu -nie dało by się czegoś zrobić??
- No może by się dało..-mówił strasznie zagadkowo. Zaczynało mnie to wkurzać.
- To co mam zrobić?- zapytałam już zdezorientowana.
- Na pewno wiesz, co mogłabyś zrobić.-powiedział po czym wstał. W mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka.
- Chyba nie ma pan na myśli...-zapytałam się mega przestraszona.
On tylko zaczął się śmiać i rozpinać pasek. Ja szybko wzięłam swoje rzeczy i wybiegłam z pokoju.
- Dzięki za popilnowanie torby. -powiedziałam do kasjera i ze łzami w oczach wybiegłam ze sklepu.
Teraz to już nie mogłam powstrzymywać szlochu. Łzy leciały mi ciurkiem.
  Pobiegłam do małego parku, po drugiej strony ulicy. Usiadłam na ławce i schowałam twarz w dłoniach. Kilka przechodniów pytało się czy mi pomóc. Odpowiadałam zawsze przecząco.
  Ten facet był jakiś posrany! Ja pierdolę! Ja to mam szczęście! Kurwa!!!
Postanowiłam, że powoli będę szukać piekielnego domu.
 Wyszłam z parku i szukałam jakiejkolwiek osoby. Nikogo nie było. Weszłam, więc do jakiegoś klubu.
Rozglądnęłam się po lokalu. Zauważyłam znajomą czarną czuprynę.
- Izzy!-powiedziałam i przytuliłam się do zaskoczonego chłopaka.
- Siema Katy! Co tam?- odparł Stradlin, kiedy usiadłam na przeciwko niego.
- No właśnie miałam w planach do was przyjść.-powiedziałam. Ale potem spuściłam wzrok.
- Ej, mała. Płakałaś?-zapytał gdy tylko popatrzyłam mu w oczy.
- A takie tam-machnęłam ręką.
- Mów! Nie odpuszczę-powiedział i uśmiechnął się do mnie, dodając mi otuchy. Patrzyłam na jego twarz. U każdej normalnej osoby nie budził by zaufania. Ja jednak widziałam w nim to co w Adlerze. Postanowiłam chłopakowi zaufać.
- No dobrze.- i opowiedziałam Izzy'emu wszystko. On, po opowiedzeniu całej historii, tylko mnie przytulił. A ja płakałam, czułam się bezpiecznie w jego ramionach.
  Kiedy się uspokoiłam, Stradlin zamówił mi Jacka Daniels'a.
- No mała... Nie płacz już. Kurwa! Nie wiem za bardzo jak pocieszyć taką piękna dziewczynę.-powiedział po czym puścił do mnie oko. Ja się uśmiechnęłam.
- Podpowiem ci. Po pierwsze powinieneś się do niej uśmiechać- Izzy się uśmiechnął najszerzej jak mógł. Wyglądało to komicznie.- Właśnie tak-powiedziałam i zaczęłam się śmiać.- Po drugie powinieneś ja przytulić i obiecać, że nie dopuścisz nigdy do tego, żeby to zdarzenie się powtórzyło.- Chłopak zrobił co mu "kazałam".
- Obiecuję, że nigdy, prze nigdy nie stanie ci się nic takiego.- i pocałował mnie w czubek głowy. Byliśmy tak wtuleni dopóki nie przyszła kelnerka. Kurwa! A było tak miło.
 Stradlin czuł się chyba troszkę zakłopotany. W sumie ja też, więc bardzo mu się nie dziwię.
- A tak właściwie to masz jakiś plan? No wiesz co zrobisz, gdzie będziesz mieszkać?
- Nie myślałam nad tym...
- To zostajesz u nas!-krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam z zaskoczenia.
- Chłopie! Nie drzyj się tak.
- Sorry. No to co o tym myślisz?
- Nie wiem czy mogłabym tak... To takie ... No nie wiem... Najwyżej dwa dni, dopóki nie znajdę sobie jakiegoś lokum.
- Jasne- powiedział przedłużając każdą samogłoskę. Ja tylko przewróciłam oczami i opróżniłam moja szklankę przepysznego brązowego płynu.
Zaczęłam penetrację swoich kieszeni- szukałam jakiejś gotówki. Wyciągnęłam z kieszeni plik banknotów.
Przeliczyłam wszystkie. 6 dolarów.
- Kurwa!-powiedziałam na głos. Izzy popatrzył na, mnie jak na wariatkę.- Sorry, ale właśnie odkryłam ile mam kasy. I chyba cię poproszę o sponsoring.
- Co kurwa?-zapytał zdziwiony i jednocześnie dławiący się śmiechem Izzy.  Po chwili zdałam sobie sprawę co powiedziałam i walnęłam ręka w czoło.
- Nie o to chodziło, pacanie. Chodziło mi o to, żebyś zapłacił za Daniels'a.Będę ci bardzo wdzięczna.
- I zrobisz wszystko o co cie poproszę?-zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Pieprz się Stradlin, cioto!
- No, wypraszam sobie. Ale co jak co ciotą nie jestem i nigdy nie będę.
- No sorry, palancie? Lepiej?
- Od razu -powiedział po czym z uśmiechem na twarzy dopił resztę swojego alkoholu.- Dobra idziemy!
- Gdzie?-zapytałam zaskoczona.
- No do Hellhouse. A gdzie ty byś chciała?
- Ok.-powiedziałam i wzięłam swoją torbę z podłogi. Izzy widząc to wziął ode mnie torbę. Próbowałam mu ją wziąć, ale dżentelmen zawsze pozostanie dżentelmenem. Chodź czy ja wiem czy Izzy nim jest?!?
Szliśmy i rozmawialiśmy cały czas o Aerosmith.
Doszliśmy do domku, w którym widać na pierwszy rzut oka, że jest tam totalny syf. Już się boję.
Stanęliśmy przed drzwiami i Izzy puścił mnie przodem.
- Witam w HELLHOUSE! -powiedział, po czym położył gdzieś w kąt moja torbę
- Stradlin-zaczęłam- trochę się boję.- chłopak zaczął się śmiać i zaprowadził mnie w głąb domu do czegoś, jak myślę, co miało być salonem.
Była tam jakaś kanapa, fotel, mały stolik, telewizor i duuuuużo śmieci. Makabra! Widać, że mieszkają tutaj przyszłe gwiazdy rocka.
Na środku pokoju zauważyłam chłopaka. Przy najmniej tak myślę. Nigdy nie nie wiadomo tutaj w LA.
Osoba na podłodze miała burzę loków Nic nie było zza niej widać. Do tego leżał na brzuchu.... Miał też obok cylinder i flaszkę w ręce. Tak jakby z nią usnął...
-Ludzie!!!!!!!!!-wrzasnął Stradlin.- Gościa mamy!
- Spierdalaj!-powiedział stwór na ziemi i pokazał mu środkowy palec.
- To jest Slash. Nasz gitarzysta prowadzący.Pierdolony ćpun, alkoholik i kocha dziwki. A i zapomniałem ma zajebistego węża w pokoju. Tak mówię, żebyś się nie przestraszyła.
- Spoko. Raczej się nie wybieram w tamte strony.-uśmiechnęłam się do Izziego.- A poza tym lubię węże. Jak miałam 5 lat, mój tata znalazł małego węża i opiekowałam się nim. Był słodki.
Na to Slash podniósł się i poprawił loki. I tak ledwo co widać było jego oczy, ale z tego co zauważyłam są ciemne.
- Serio lubisz węże?
- No raczej.
- Już cię lubię.
- Tak, wgl Katy- i podałam mu rękę. On tylko dziwnie popatrzył i przybił mi piątkę. Nie tego się spodziewałam.
- Slash.
- Miło mi.-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Po chili poczułam na plecach znajomy ciężar.- Steven ty pacanie.- powiedziałam i uścisnęłam z całej siły chłopaka.
- Siema. Jezu! Dzisiaj jesteś jeszcze piękniejsza niż wczoraj.-zarumieniłam się- No i w różowym ci do twarzy-powiedział po czym się zaśmiał i pocałował w policzek. Po chwili puścił mnie, ale jedną rękę zostawił na moim ramieniu.
  Po chwili zobaczyłam dwu metrowego faceta. Dobra może miał troszkę mniej, ale był bardzo wysoki.
Miał blond kudły jak Steven, tyle, że widać nienaturalne.
- Ta żyrafa- zaczął Adler- To Duff. Basista.- uścisnęłam mu dłoń i się przedstawiłam. Po chwili ze schodów zeszła rudo włosa kobieta... Nie, mężczyzna. Zaraz, zaraz... Kojarzę tego gościa. Tylko gdzie ja go kurwa mogłam widzieć? Już wiem. Kłótnia kochanków.
- A to wokalista Axl.- powiedział Izzy i siadł na kanapie.
- Hej-powiedział rudy.
- Hej, Katy. -podałam mu dłoń- Widziałam cię wczoraj.-powiedziałam niepewnie.
- Naszą wiewiórę możesz wszędzie znaleźdź w Mieście Aniołów- dodał Adler.
- Zamknij się, Popcorn.- zaśmiałam się. To przezwisko ciągle mnie śmieszy.
Mój przyjaciel kazał mi siąść na fotelu, a sam siadł mi przy nogach na podłodze. Otworzył dwa piwa i podał mi jedno.
- Więc Katy- zaczął Duff- co robisz w takim "raju"-mówiąc to pokazał palcami cudzysłów.
- No wiesz nie miałam zbyt dużego wyboru. Na razie po prostu jestem.- i uśmiechnęłam się do chłopaka, po czym opróżniłam butelkę do połowy.



czwartek, 26 września 2013

Rozdział 2

Drugi Rozdział ^^ Mam nadzieję, że ktoś to czyta i historia się podoba.
P.S. Ktoś wybiera się na przedpremierę "Through the never" ?? ;) Ja mam już zarezerwowane bilety! To już jutro!!!!!!!!
Wiki
__________________________________________________
Spojrzałam na przechodnia. Miał burzę blond loków i wielki uśmiech przyczepiony na buzi.
- Adler?-zapytałam zaskoczona poznając w nim mojego starego przyjaciela jeszcze jak mieszkałam w Cleveland. Czyli mniej więcej zanim mama poznała Eryka, kiedy miałam 13 lat. Mniej więcej wtedy też Steven wyjechał do babci, bo "źle się zachowywał".
- McDelly?- zapytał. Uścisnęłam chłopaka.
- Ja pierdolę! Kiedy my się ostatnio widzieliśmy?- zapytałam.
- No z 5 lat będzie-powiedział- Jezu! Kobieto! Jakaś ty śliczna!-powiedział i znowu ten uśmiech. Zaczęłam się śmiać i na pewno się trochę zarumieniłam.
- Dziękuję! Ty też trochę... mmm...- udawałam ,że się zastanawiam, żeby się z nim trochę podroczyć.
- No weź-powiedział i poprawił swoją czuprynę.
- Ok, urosłeś- powiedziałam i pokazałam mu język. On tylko zaczął mnie łaskotać, a ja się bardziej drzeć. Ludzie patrzyli na nas jak na jakiś idiotów, ale co tam. Nie codziennie się spotyka przyjaciela z dzieciństwa w takim miejscu.
- Kurwa!-krzyknęłam, kiedy Adler skończył.- A tak właściwie co tutaj robisz?
- A wiesz... Chciałem grać w zespole od zawsze. Na pewno pamiętasz.- nawet za dobrze pamiętałam jak Steven "wymiatał" na swojej perkusji lub na gitarze. Chodź na gitarze nie szło mu najlepiej...
- No raczej-powiedziałam i się do niego uśmiechnęłam.
- NO! I potem przyjechałem tutaj do miasta Rock N' Rolla i grałem w wielu zespołach, aż w końcu trafiłem do Guns n' Roses razem  moim starym kumplem Slashe.
- A tak pamiętam. Pisałeś mi o nim w ostatnim liście jakieś pięć lat temu.- zaśmiałam się.
- A ty?
- Co ja?
- No dlaczego tutaj jesteś?
- Pamiętasz Eryka?
- No, coś tam pisałaś.
- No to on się zmienił. Na początku było spoko. Przez rok mnie "rozpieszczał". A potem zaczął się koszmar. Codziennie się kłóciliśmy ja i on. Czasem nawet mnie bił. A moja matka nie mogła nic zrobić. Kiedyś próbowała, ale..- po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Steven mocno mnie do siebie przygarnął.
- Cii... Nie płacz. Opowiesz mi później. Nie będę cię zmuszał.
- Dzięki Stevenku -powiedziałam i mocniej się wtuliłam do chłopaka.
- Ale jak tylko spotkam tego chuja, to nikt mnie nie powstrzyma.\
- Dziękuję mój bohaterze- powiedziałam i zaśmiałam się.
- A właśnie. Zadałem ci wcześniej pytanie, a ty powiedziałaś, że idziesz do Rainbow...
- Tak. Mógłbyś iść ze mną się najebać. Mam dzisiaj na to taką ochotę, że kurwa... -powiedziałam
- Wiesz, że może być problem z dostaniem się do środka?-zapytał chłopak.
- Serio?- zdziwiłam się. W Paradise zawsze można było wejść do klubu bez większych problemów.
- Ale twój Adlerek może tam wejść bez problemów- powiedział i znowu uśmiechnął się.
Chwyciłam go za rękę, a chłopak mnie poprowadził do klubu.
Rozmawialiśmy trochę o jego zespole i trochę o mnie.
- Paradise? Serio?- zapytał zdziwiony
- No, ale wcale nie było jak w raju.-powiedziałam i się zaśmiałam. Siedzieliśmy już w barze, przy stoliku w kącie baru. Piłam właśnie drugą szklankę Daniels'a.
- Nie dziwię się. Jak będziesz chciała mi wszystko powiedzieć, to pamiętaj jestem twoim przyjacielem. Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna.
- Jasne będę pamiętać-powiedziałam i wypiłam resztę brązowego płynu ze szklanki.
Po chwili, mój Adlerek wyciągnął z kieszeni spodni mały, foliowy woreczek.
- WOW! Czyżby mój Steven był zbuntowany?-zapytałam z odrobiną pogardy w głosie.
- Aha.-powiedział po czym wysypał zawartość woreczka i uformował dwie białe kreski.- Chcesz?
- Pytanie-powiedziałam i wyciągnęłam dolara z kieszeni. Zrobiłam rulonik i wciągnęłam biały proszek w jedną dziurkę.
- Uuuuu.... Szybka jesteś-zaśmiał się Steven i sam wciągnął szybko biały proszek.
- I kto to mówi?- zadrwiłam, po czym wybuchnęłam śmiechem.To samo zrobił mój przyjaciel.
Śmialiśmy się tak dopóki nie podszedł do nas jakiś koleś. Był niski, może trochę wyższy od Adlera i miał proste, czarne włosy. Miał na sobie koszulkę Deep Purple i zwykłe jeansy.
- Siema, Popcorn!- powiedział. Zaczęłam się śmiać. Popcorn?!?
- Hej Izzy! Katy to Izzy - gitarzysta rytmiczny w moim zespole.- przedstawił kolegę.
- Siema!-powiedziałam, po czym odwróciłam się do Adlera. - Popcorn??
- Nie śmiej się. To moje nowe przezwisko.-naburmuszył się jak mały dzieciak. Izzy siadł sobie pomiędzy mną, a Stevenem.
- No to miło cię poznać-powiedział nowo przybyły.
- Mnie również. Jestem starą znajomą Adlera, jeszcze za czasów kiedy to mieszkaliśmy w Cleveland.
- Aa...-powiedział Stradlin i zamówił Danielsa, kiedy podeszła do nas skąpo ubrana kelnerka.
- Ja też poproszę. -powiedziałam. Kelnerka zapisała coś w notesie i poszła. Izzy wyciągnął z kamizelki paczkę papierosów. Poczęstował mnie jednym. Podziękowałam po czym zapaliłam papierosa od świeczki leżące przed nami. Chłopcy zaczęli się ze mnie śmiać, a ja tylko pokazałam im środkowy palec.
   Wypuściłam dum z moich ust. Mmm.... Jak dobrze. Kurwa! Dawno tak dobrze się nie czułam. Nie to, że koka już zaczęła działać to jeszcze tytoń i Daniels. Nic dodać nic ująć.
   Co chwila wybuchałam niepohamowanym śmiechem. Kiedy gitarzysta wyciągnął kolejną foliowy woreczek, miałam jeszcze większą "fazę".
- Oj Izzy ,Izzy..-powiedziałam po czym zaczęłam się śmiać. On tylko się uśmiechnął i wciągnął po kresce do każdej dziurki w nosie. Podał mi zrulowanego dolara i zrobił jeszcze dwie kreski dla mnie i kolejne dwie dla Stevena. Wciągnęłam i oparłam się o oparcie kanapy.
  Rozmawialiśmy jeszcze o muzyce. Okazało się, że wszyscy słuchamy zajebistej muzyki. Led Zeppelin, The Rolling Stone, Aerosmith, Metalliki, Kiss... Adler był ich największym fanem, a Izzy lubił tylko kilka piosenek. Ja tam uważałam, że są ok.
- Ej! Chłopaki. Ja powinnam już wracać do motelu.-powiedziałam po czym wstałam. Nie, przepraszam! Próbowałam wstać. Niestety nie za bardzo mi to wyszło i   opadłam z powrotem na siedzenie. Wybuchnęłam ponownie śmiechem. To samo Izzy i Adler.
- Chyba nie dasz rady-powiedział Izzy i jak dżentelmen podszedł i pomógł mi wstać. Udało mi się popatrzeć  w jego oczy. Były takie piękne. Takie brązowe, w które mimo wszystko można było się zgubić. On chyba zauważył, że się mu przyglądam i uśmiechną się. Czy ja już wspominałam, że ma piękny uśmiech?
- Może pomóc ci dojść do motelu?-zaproponował Popcorn.
- Jasne- powiedziałam przeciągając samogłoski.
 Steven i Izzy pomogli mi dojść do motelu. Po drodze gadaliśmy o wszystki i o niczym. Dowiedziałam sie, że Izzy to tak na prawdę Jeffrey. Z tego się śmiałam bardzo długo. Musieliśmy się nawet na chwilę zatrzymać, bo musiałam się uspokoić.
- Dziękuję chłopaki!-powiedziałam. Przytuliłam mocno Stevena i pocałowałam  w policzek. Izzy'ego też przytuliłam i wyszeptałam "Dzięki".
- Może jutro.. To znaczy dzisiaj w godzinach popołudniowych wpadniesz do nas?-zapytał Steven.
- Jasne czemu nie? Tyle, że ja ledwo znam L.A. Ale może pomoże mi ten nachalny recepcjonista.- opowiedziałam chłopakom o tym co się stało w hotelu. Oni tylko zaczęli się śmiać. Izzy powiedział, że może.
- Pamiętaj HelllllllllllHouse-powiedział Steven, mega naćpany.- Raaczejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj każdy będzie wiedział gdzie toooo...-powiedział po czym padł na ziemię. Wystraszona przykucnęłam obok chłopaka. Oddychał i nawet zaczął chrapać.
- Kurwa Steven! Chuju pieprzony!-powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem. Stradlin dziwnie na mnie popatrzył, ale po chwili też się śmiał.
- No to pa, mały-powiedział chłopak i wziął mojego przyjaciela na plecy.
- Bardzo ci dziękuję Izzy-powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Ten się uśmiechnął zaskoczony i mi pomachał na do widzenia. Weszłam do hotelu i jak najszybciej, przy okazji obijając się o ściany, poszłam do pokoju. Zamknęłam szybko drzwi i walnęłam się na łóżko.
-Jestem kurwa w LA!!! - krzyknęłam i przytuliłam się do poduszki. Nawet nie zdążyłam policzyć do dwóch, bo już spałam jak zabita.

środa, 25 września 2013

Rozdział 1

Pierwszy rozdział...  Dziewczyna z problemami to w sumie częsty temat na blogach z opowiadaniami o Gunsach, ale właśnie o to mi chodzi ^^ Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania i proszę o komentarze <3
Wiki
____________________________________________________
- Spierdalaj ,pierdolona ćpunko!- zaczął krzyczeć Eryk.
- Ja pierdzielę! Chłopie, weź się kurwa ogarnij! Żyłka ci zaraz kurwa pęknie!- odkrzyknęłam. Miałam już go po dziurki w nosie.
- Spadaj suko! Nie chcę cię tutaj widzieć! Masz pół godziny! Mój dom- moje zasady! Pierdolona ćpunka.- powiedział po czym udał się do kuchni. Standard po każdej naszej kłótni szedł po browara. A mama jak stała tak stoi. Zero reakcji. Jedynie co to otwarte usta. W sumie się nie dziwię. Gdyby podeszła tylko do Eryka... 

W głowie cały czas miałam tą scenę. Nie łatwo wyrzucić takie rzeczy z głowy. A tak właśnie. Może pokrótce wyjaśnię.
    Jestem Katy, mam 18 lat. Mieszkam w miasteczku koło Las Vegas, Paradise - wiem śmieszna nazwa-  z matką i jej "chłopakiem" Erykiem . On jest popierdolonym chujem. Wykorzystuje moją matkę na wszystkie sposoby. Traktuje ją jak cholerną szmatę. Niestety na tym świecie mieszkają tacy ludzie. Często mnie bił. Po prostu za sobą nie przepadaliśmy. No i kłócimy się. Matka kiedyś próbowała mnie "ratować", ale to nie przyniosło żadnych skutków. Kurwa, ja to mam życie.
Tym razem było inaczej. Nigdy jeszcze nie kazał mi się wynosić z domu.
W sumie kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mam 18 lat ,więc co mi szkodzi się wyprowadzić.

   Po 15 minutach spakowałam już wszystkie rzeczy. Założyłam jeszcze na siebie moją ramoneskę i zawiązałam glany. Byłam gotowa do opuszczenia tego cholernego miejsca.
Zeszłam na dół po schodach. Mama ciągle była w salonie. Tym razem jednak patrzyła na naszą fotografię. Mnie, jej i mojego ojca, który niestety nie żyje.
Po moim policzku pojawiła się łza. Szybko przetarłam ją ręką i podeszłam do mamy. Przytuliłam się do niej z całej siły.
- Kocham cię mamo.-powiedziałam.
- Ja ciebie też kochanie.- powiedziała mama i przytuliła mnie jeszcze mocniej.- Obiecuję, że jakoś nam się uda przez to przetrwać. Już niewiele mi brakuje. Mam nadzieję tylko, że Eryk nie znajdzie pudełka.
- Ja też mam taką nadzieję. Spróbuję cię stąd wydostać. Ten psychopata jeszcze pożałuje, że nas poznał.- tutaj obie się uśmiechnęłyśmy, po czym ja przypomniałam sobie o zaistniałej sytuacji.- Będę tęsknić.
Odsunęłam się od mamy i zobaczyłam, że ona płacze.Zerknęłam jeszcze na zegar. 19:30. No nieźle.Już ciemno jak w dupie u  murzyna. Podeszłam do drzwi i już chwyciłam klamkę...
- Kurwa! Masz jeszcze 2 minuty suko! Wypierdalaj!- krzyknął Eryk.
- Pierdol się! -powiedziałam i szarpnęłam drzwi. Poczułam na twarz zimne powietrze. Aż się wzdrygnęłam.
Szybko trzasnęłam drzwiami, a ostanie co słyszałam to było rozbijanie jakiejś butelki, albo szklanki o drzwi i krzyk "Dziwka!". Niezłe podsumowanie.
   Pobiegłam jak najdalej od tego piekielnego miejsca. Miałam już dość Eryka i jego "zabawnych" tekstów. On się totalnie na mnie wyżywał. Teraz jestem wreszcie wolna. No.. w pewnym sensie.
Postanowiłam ,że pójdę do zajezdni busów. Wsiadłam w pierwszy lepszy. Kierowca po informował mnie że jedziemy do Los Angeles. W sumie im dalej tym lepiej . Chodź czy ja wiem czy to wystarczająco daleko...
  Siadłam sobie na pierwszym lepszym miejscu. Głośno wypuściłam powietrze i szczelniej opatuliłam się moją kurtką.
- Dziewczynko wszystko w porządku?- zapytała staruszka obok. Wyglądała bardzo przyjaźnie. Uśmiechnęłam się ,więc do niej.
- Tak...-powiedziałam i spuściłam głowę. Nie chciałam od razu kłamać pierwszej napotkanej osobie, zwłaszcza, że była miło do mnie nastawiona.
- Przecież widzę.
- No mam problemy, ale spokojnie. Radzę sobie. A pani? Dlaczego pani wyjeżdża z tego "RAJU"?- zapytałam specjalnie intonując ostanie słowo.
- Ha, ha, ha. Raj... Może rajem to miasto było w 1950, ale nie teraz. Jadę do swoich wnucząt. Słodkie z nich dzieciaczki. Mają 10 i 15 lat. Najstarszy jest chłopiec. Słodziak z niego był, dopóki nie zaczął się "buntować". No a młodsza jest Ana... Ona to najsłodszy dzieciak pod słońcem....- staruszka ciągnęła swój wywód na temat wnucząt. Słodkie były z tego co zrozumiałam.
    Gerda- bo tak na imię miała babcia- opowiadała mi o całym swoim życiu. Dowiedziałam się w ciągu 2 godzin o tym, że w 1950 przeprowadziła się do Paradise ze swoim mężem. Była wtedy w ciąży. Jej córka  ma teraz 35 lat i ma wspaniałego męża i słodkie dzieci. Potem już mało co słuchałam. Opowiadała coś o wojnie i ,że cieszy się, że opuściła Polskę, bo jej siostra uważa, że tam jest teraz potwornie, czy coś takiego...
   O godzinie 22:30 byliśmy na miejscu. Wreszcie! Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w Mieście Aniołów i kurwa nie wiem co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam, że poszukam jakiegoś taniego moteliku.
    Najpierw poszłam pożegnać się z moją towarzyszką podróży.
- Dziękuję pani za towarzystwo.- powiedziałam.
- Nie ma za co dziecko. Będę trzymać za ciebie kciuki i modlić się, żeby cię spotkało wielkie szczęście.
- Dziękuję pani bardzo. Niech pani pozdrowi ode mnie swoje słodkie wnuki.- powiedziałam po czym mocno przytuliłam staruszkę.- Bardzo mi pani pomogła. Dziękuję.
   Kiedy już się od siebie oderwałyśmy każda poszła w inną stronę. Pomachałam jeszcze staruszce, która wsiadała do jakiegoś samochodu. Poprawiłam swoja torbę na ramieniu i ruszyłam przed siebie.
   Mijałam wiele sklepów i barów. Kolorowe neony były wszędzie. Aż człowiekowi się chciało rzygać.
- Kurwa!-powiedziałam i siadłam sobie na ławce obok jakiegoś baru. Przypomniałam sobie, że miałam jakąś kasę w spodniach, które zabrałam ze sobą. Pogrzebałam trochę w swojej torbie, aż w końcu je znalazłam. Przeszukałam kieszenie. Tak! Znalazłam 30 dolarów. Niby mało, ale jednak zawsze coś. Zapięłam torbę i oparłam się szczęśliwa o oparcie ławki. Usłyszałam nagle krzyk.
    Odwróciłam się w tamtą stronę. Pierwsze co to zauważyłam rażący napis "Rainbow",a drugą rzeczą na którą zwróciłam uwagę były dwie postacie. Kiedy wyostrzyłam wzrok zobaczyłam mężczyznę w rudych prostych włosach z bandamka na głowie i kobietę. Jak dla mnie wyglądała jak jakaś kurwa, ale nie można oceniać książki po okładce. Miała czarne włosy, tak samo długie jak u chłopaka, tyle że jej były kręcone. Była bardzo... bardzo, bardzo skąpo ubrana.
Wglądało to na kłótnię kochanków.
"Niech na siebie powrzeszczą. Ulży im"- pomyślałam i wstałam. Stwierdziłam, że czas szukać motelu. Nie musiałam szukać daleko.  Dosłownie na następnej ulicy zobaczyłam wielki napis "MOTEL". Pomyślałam: "Ok" i weszłam do środka. Nic nie wskazywało na to, że będę musiała zapłacić jakieś 100 dolców za noc. Myślę, że 10 wystarczy. Podeszłam do recepcji.
- Dobry wieczór. Ile za pokój?- powiedziałam prosto z mostu.
- 12 dolarów za osobę. Dodatkowe 5 za barek.- powiedział recepcjonista.
- Ok, to ja poproszę tylko pokój jedno osobowy.- powiedziałam i podałam pieniądze.
- Pewnie myślisz, że poproszę cię o dowód?-zagaił.
- Nie raczej tak nie myślałam.-powiedziała i uśmiechnęłam się do niego.
- To dobrze, bo to Los Angeles!-powiedział- Właśnie przekroczyłaś bramy dzikiej DŻUNGLI, mała.
Od razu nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Zaczęłam się śmiać tak głośno, że para staruszków obok popatrzyła się na mnie jak na wariatkę. Recepcjonista tez zaczął się śmiać i podał mi klucz.
- Jeżeli będziesz czegoś potrzebować na przykład jak będziesz chciała iść do jakiegoś dobrego klubu, czy pójść gdzieś z takim -pokazał na siebie- przystojniakiem, wystarczy zadzwonić do recepcji.- uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam uśmiech.
- Na razie dzięki.-powiedziałam i poszłam do swojego pokoju.
Pokój numer 14, pokój numer 14.... Kurwa nigdzie go nie ma! Ok już jest!
    Weszłam do pokoju numer 14. Nic szczególnego. Jednoosobowe łóżko, jakaś nędzna komoda i drzwi. Chyba do łazienki. Sprawdziłam. Tak, łazienka. Mała kabina prysznicowa i kibel. Nic poza tym. Nawet nie dali tych zabawnych mydełek.
   Wyciągnęłam swoje wszystkie cenne rzeczy z torby i wsadziłam do torebki (która zresztą też tam była).
Przebrałam się w koszulkę Led Zeppelin i krótkie szorty. Do tego glany, ramoneska i torebka. Zaczesałam jeszcze włosy w wysoki kucyk i byłam gotowa do wyjścia. Postanowiłam jeszcze, że swoją torbę schowam pod łóżko. Tak na wszelki wypadek. I dopiero wyszłam.
   Oddałam kluczyk recepcjoniście.
- Hej. Mamy pytanie-zapytałam go.
- Dawaj.
- Fajny klub w okolicy?
- Wiedziałem- powiedział i puścił do mnie oko. Ja tylko się uśmiechnęłam się w odpowiedzi.- Rainbow. Polecam. Dzisiaj nie powinno być dużego tłumu. Jest środa.
- Dzięki-powiedziałam i już mnie nie było.
 Szłam wzdłuż ulicy. Mijałam już ten bar. Zaraz go znajdę.
   Minęło już na pewno z pół godziny, a ja ciągle szukałam klubu.
- Może pomóc?- zapytał jakiś przechodzień. Na pewno zauważył, że nie jestem z tąd.
- E.. tak. Szukam Rainbow...- i wtedy zobaczyłam na kogo wpadłam.


 



poniedziałek, 23 września 2013

Powitanie i prolog

Siema! Jestem Wiki i będę pisać bloga (już drugiego) z opowiadaniami. Tym razem moją inspiracją jest zespół Guns n' Roses , a najbardziej jeden z członków Slash. Mój ulubiony gitarzysta. Jak można się domyślić główną inspiracją jest piosenka "Gotten", ale nie tylko ona. ;)
 Będę pisać opowiadanie. Mam nadzieję, że będzie wam się podobać. I z góry przepraszam za wszystkie błędy.
No i jeszcze zapraszam na mojego drugiego bloga : http://thethingcalledmetal.blogspot.com/ ;)
Miłego czytania <3
Wiki

___________________________________________________

Mam marzenie.
Stoję przed tłumem ludzi.
Trzymam mikrofon w dłoni.
Widzę, przed sobą uśmiechnięte,pełne nadziei i wyczekiwania twarze.
Patrzą na mnie.
Na co dzień są prawnikami, lekarzami, policjantami, czy kimś innym.
Ale raz na jakiś czas przychodzą tutaj.
Do mnie.
Żeby odetchnąć od codzienności, od wyścigu szczurów.
Chcą się poczuć w pełni sobą i przychodzą mnie posłuchać.
Tak, mam marzenie.
Obok będzie On .
Będzie trzymać mnie za rękę i 
WSPIERAĆ.
Bo to najważniejsze.
  Wspierać werbalnie i niewerbalnie.
Będzie się uśmiechać.
Dodawać otuchy.
Tak,
właśnie takie mam marzenie.