piątek, 20 lutego 2015

Epilog

Hej!
Nawet nie wiecie jak ciężko się pożegnać z takim opowiadaniem. Moim pierwszym gunsowym, branym bardziej na poważnie. TYLE wspomnień. Tyle rozdziałów, pisanych z większą lub mniejszą weną. O dziwo powiem, że epilog pisałam w jakieś 1,5 godziny z taką lekkością... Brakowało mi tego. Czuję ,że rozstaję się w dobrym momencie i z dobrym tekstem. Sami ocenicie, bo to dla Was jest pisany ;)
Dziękuję wszystkim ludziom, którzy się przewinęli przez tego bloga. Blog ma 7 obserwatorów, a kometują 2- 3 osoby xD Ale nie narzekam, bo to właśnie te trzy osoby dały mi kopa do tworzenia wszystkich rozdziałów. Mimo, że nie są od samego początku, to zawsze zostawią jakiś miły komentarzyk, który od razu wprowadza na moją twarz wielki uśmiech i miło mi się tworzy.
Dziękuję Ilusion, Beautiful Disaster oraz Faith. Jesteście kochane, ze wam się w ogóle chce o czytać. Jestem Wam za to wdzięczna, i nigdy nie zapomnę. Przepraszam za wszystkie moje błędy, czy nie zostawione komentarze, czy cokolwiek co was uraziło w moim zachowaniu, ale czasem tak już jest, ze nie panujemy nad samym sobą, Zresztą poniekąd właśnie o tym jest ostatni rozdział. Nie przedłużając juz dłużej, dziękuję czytającym to opowiadanie, bo miło było dla Was tworzyć.
I zapraszam na drugi blog i ciągle nie zapominajmy o Gotten, bo możecie się spodziewać kolejnych rozdziałów ^^
ENJOY
Wiki
P.S. Dziekuje za ponad 7500 wyswietlen ;3


Dzień 120 
JUŻ NIE MOGĘ! Moje ręce drżą coraz bardziej! Ciężko wyczuć dlaczego AŻ tak. Drżą coraz mocniej. Sama nie wiem jak ja to piszę, ale to pozostawia po mnie chyba ostatnie nadzieje na odrobinę normalności.  
Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to Katy. Dlaczego są je aż dwie? Ja i ona. Nie rozumiem tego. To zaczyna nie miec sensu. Słyszę właśnie głos rudego. Ale co on robi?!?
Chyba jest wkurwiony na Laurę, bo ostatnio jest strasznie dla niego oschła. To zaczęło się po akcji chopaków. Ale musi to robić, żeby go przytemperować i nie dać sobie wejść na głowę. Jeszcze go sobie urobi i będą razem.
Eh... A Duffiasty? Powinien się ogarnąć! Ten to wieczny marzyciel. A teraz gdzieś się szwenda nie wiadomo po co, dlaczego i gdzie?
A Izzy? Znowu gdzieś polazł ,pieprzony bereciarz. Za to mój kochany Adlerek, robi właśnie popcorn. Czuję ten charakterystyczny maślany zapach. Mmmm...
O! I słyszę trzaskanie drzwi! Kto to do cholery może być? Chwila... To Tyler i Perry. Przyszli pewnie do Izziego. To sobie chłopaki poczekają. Ostatnio coraz częściej tutaj zaglądają. Słyszałam gdzieś w barze, że podobno teraz Stradlin ma najlepszy towar na Sunset... Ale może też to pokazywać jakie słabe towary maja inni, bo z tego co wiem to nasz gitarzysta tylko dla dobrych znajomych ma czysty towar. I to też nie zawsze... Źle to świadczy o naszej okolicy. Tyler własnie się drze na cały głos, że jest głodny i trzeba nakarmić, jak to on ujął "nieposkromionego króla dżungli". Chyba Axl to usłyszał i się wkurwił. W końcu to on jest królem "dżungli"... Tak tyle, że on nie płaci rachunków za tą "dżunglę"... Teraz Joe uspokaja Rose'a, że Tyler był nieposkromiony jakiś rok temu, zanim Faith go nie poskromiła. Czuję, że nasz staruszek teraz nie może znaleźć, żadnych argumentów. 
No biedactwo...
Strasznie brakuje mi jednej osoby. Slasha. Ale ten teraz się gdzieś szwenda z Duffym. 
Ja pierdole!
Znowu mnie coś kłuje w brzuchu! Nie mogę już wytrzymać....

Dzień 139

Coraz gorzej! Boję się! Dzisiaj przyszedł tu Eryk. Poczułam dreszcze przed tym jak przyszedł. Coś a la wcześniejszy  alarm ostrzegawczy. Od razu kiedy wszedł zrobiło się głośniej i bardziej gwarno. Jednak nikt się tym tak nie przejął. To przez nieobecność Saula...
Gdzie jesteś?!?
Obawiam się, ze jest coraz bliżej do nieuchronnej destrukcji  końca.

Dzień 154

Każdy dzień zaczyna się robić coraz bardziej zagatkowy. 
Dlaczego ludzie są tacy naiwni? 
Skąd można wiedzieć co się stanie za kilka miesięcy, czy za rok, kiedy tak na prawdę, nie jesteśmy pewni jutra? Kiedy wszystko może się zmienić w przeciągu kilku godzin, czy nawet minut. Przeraża mnie perspektywa końca, ale tak już jest.
Czuje się coraz gorzej. Adler przynosi mi czasem herbatę, a kiedy tylko w domu pojawia się Aerosmith, Steven i Joey przychodzą do mnie od pokoju i opowiadają mi historie. Oni mają naprawdę szalone życie. Wiecznie niewygadany Tyler opowiada mi tyle wspaniałych historii ze swoich koncertów. Chciałabym kiedyś coś takiego przeżyć. 
Marzenia... Tylko one mi pozostały.

Dzień 166

Wrócili! Cali poturbowani, ale są. Slash ledwo żywy, ale mówi, że najgorsze to już ma za sobą. Cieszę się niezmiernie, ale teraz nie mam siły ruszyć się z łóżka. Jak usłyszałam głosy chłopaków z dołu, próbowałam się podnieść, ale Izzy zabronił mi się ruszać. Kochany jest, ale na serio nie czułam się wtedy źle. Kiedy tylko chłopak wyszedł z pokoju, powoli wstałam z łóżka i cichaczem wyszłam z pokoju. Na szczęście nikogo nie spotkałam na korytarzu. Cicho przemknęłam na dół, ale nigdzie nie mogłam znaleźć moich przyjaciół. Zdziwiłam się, bo jeszcze chwilę temu ich słyszałam. W ramach tego, że wreszcie się ruszyłam z pokoju postanowiłam sobie umilić wędrówkę i wziąć mój ulubiony jogurt bananowy.Kocham go. Ale w kuchni był Rudy z Laurą i jak tylko mnie zobaczyli, byli bardzo zdenerwowani. Ja.. Na prawdę nie rozumiem dlaczego. Zapytałam się, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Coraz bardziej to wszystko pokręcone. Ale i tak wybłagałam od nich mój jogurcik. 
Dziwne, to wszystko. Ale stwierdziłam, że oleję to i dałam się zaprowadzić na górę do pokoju. Grzecznie weszłam do łóżka i zajadałam się tam moją zdobyczą. Zanim Axl wyszedł z mojego pokoju, poprosiłam, żeby przysłał mojego Slasha tutaj. Popatrzył na mnie i kiwnął głową delikatnie. Uśmiechnęłam się do siebie. Wreszcie się zobaczę z moim ukochanym! 
Zdążyłam zjeść cały jogurt, kiedy do pokoju wszedł ON. Miałam wielki uśmiech na twarzy, jednak im bliżej mnie był tym bardziej moja mina bardziej rzedła. Zobaczyłam jego siniaki i te wielkie wory pod oczami. Przeraziłam się. Zapytałam co się stało. A on opowiedział mi całą historię, jak to był przetrzymywany w wielkiej hali razem z Duffem i taką Katy. I że to wszystko było zaaranżowane, przez takiego mafioza u którego kupowali towar. Wytłumaczył mi, że to miał być taki jego ostatni towar... Oczywiście mu nie uwierzyłam, bo jak można uwierzyć ćpunowi? Anyway. Mówił, że przeprowadzał "eksperyment" ile dni zajmuje odtruwanie ćpunów, po herze i katował ich przynosząc świeży towar. Kazał im też samym robić różne narkotyki, albo kazał im je rozcieńczać. 
Kiedy tylko opowiedział swoją historię, zaczął wypytywać o mnie. Dlaczego tak leżę, co mi jest ?
Oczywiście powiedziałam, że nie mam bladego pojęcia. Bo kurde, na serio nie wiem o co im wszystkim chodzi? Dlaczego mam leżeć tutaj w tym pierdolonym łóżku, kiedy... No własnie życie przecieka mi przez palce.

Dzień 183

Ludzka psychika zaczyna mnie  zabijać irytować. Staje się coraz bardziej niezrozumiała. Slash traktuje mnie jakbym była z porcelany. Zawsze wieczorem kładzie się obok mnie i bardzo delikatnie obejmuje. Prawie nie czuję jego dotyku. Smuci mnie to, ale nie mogę narzekać. Ostatnio niewiele mogę. Czuję się coraz bardziej wykończona, mimo, że śpię czasem cały dzień. Na prawdę nie rozumiem całego tego systemu, Tego co się wokół mnie dzieje. Nie rozumiem tej sytuacji. Staje się dla mnie coraz bardziej uciążliwa. I NIKT nie chce mi powiedzieć co ze mną jest nie tak. 
Znów ten ból w klatce piersiowej, a potem kłucie w brzuchu. Zwijam się z bólu, ale oni nie są nic w stanie zrobić. Tylko mówią ,że będzie dobrze. 
Nic kurwa nie będzie dobrze!
Tyler coraz częściej przychodzi i razem z Slashem i Adlerkiem siedzą i rozmawiają ze mną. Ale coraz częściej jest to monolog, bo nie mogę wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.

Dzień 192

Mam marzenie.
Stoję przed tłumem ludzi.
Trzymam mikrofon w dłoni.
Widzę, przed sobą uśmiechnięte,pełne nadziei i wyczekiwania twarze.
Patrzą na mnie.
Na co dzień są prawnikami, lekarzami, policjantami, czy kimś innym.
Ale raz na jakiś czas przychodzą tutaj.
Do mnie.
Żeby odetchnąć od codzienności, od wyścigu szczurów.
Chcą się poczuć w pełni sobą i przychodzą mnie posłuchać.
Tak, mam marzenie.
Obok będzie On .
Będzie trzymać mnie za rękę i 
WSPIERAĆ.
Bo to najważniejsze.
  Wspierać werbalnie i niewerbalnie.
Będzie się uśmiechać.
Dodawać otuchy.
Tak,
właśnie takie mam marzenie.

Dzień 198

Steven dzisiaj ze mną śpiewał. Chodź czy można było to nazwać duetem? Raczej nie. Steven śpiewał, a ja to bardziej chórki, bo nie było mnie na nic więcej stać. Śpiewaliśmy "Dream on". Piosenkę, która zarówno dla niego, jak i dla mnie, znaczy wiele. Nie rozumiem na prawdę, dlaczego chłopaki nie lubią tej piosenki? Co z tego, że nie jest w 100% rock n' rollowa? Kogo to obchodzi? Najważniejsze jest to jaka jest. Jakie ma przesłanie, co oznacza dla każdej osobnej osoby. 

Every time that I look in the mirror 
All these lines on my face getting clearer 
The past is gone 
It went by like dusk to dawn 
Isn't that the way 
Everybody's got their dues in life to pay 
Yeah, I know nobody knows 
Where it comes and where it goes 
I know it's everybody's sin 
You got to lose to know how to win 

Half my life's in books' written pages 
Live and learn from fools and from sages 
You know it's true 
All the things come back to you 

Sing with me, sing for the year
Sing for the laughter and sing for the tears 
Sing with me, if it's just for today 
Maybe tomorrow the good Lord will take you away 
Dream on, dream on, dream on
Dream yourself a dream come true
Dream on, dream on, dream on
And dream until your dream come true 
 Dream on, dream on, dream on
Dream on, dream on, dream on
Dream on

To było niesamowite doświadczenie. Nigdy tego nie zapomnę.

Dzień 201

Gunsi przyszli się pochwalić płytą. Posłuchałam całej i jestem w niebo wzięta. Slash cieszył się jak dziecko, kiedy powiedziałam, że są najlepszym zespołem na świecie. Pocałował mnie w usta, bardzo namiętnie. Dawno mnie tak nie całował... Brakowało mi tego. Jednak myślałam, ze sprawi mi to większą satysfakcję. Czy coś ze mną nie tak?
Może już nie pragnę takiej bliskości? Sama nie wiem.
Jak ze mną? Powiem, że ostatnio jest w miarę stabilnie. Chłopaki opiekują się mną, kiedy tak na prawdę uważam, że to jest zbędne. Zawsze ktoś musi przy mnie być jak chcę wyjść. Może to i dobrze, ale czy ja wiem...

Dzień 217

Dzisiaj miałam sen. Pojawiła się w nim starsza, ale bardzo piękna kobieta i zaczęła mi mówić, żebym do niej wróciła. Nie rozumiałam o co jej chodzi? Niby dlaczego mam wrócić? I to jeszcze do niej ? Nie znam jej przecież.
Potem powiedziała, ze łzami w oczach, że to nie jest mój świat, że powinnam starać się przynajmniej wrócić. Ale ja ponawiam pytanie do CZEGO? A może do kogo
Nie rozumiem całej tej sytuacji. Zwróciło moją uwagę to, ze w tle słychać było piosenkę "Don't Cry" Guns 'n Roses, której jeszcze nie nagrali. Słyszałam ją tylko wtedy, kiedy mięli próby w domu, więc jak... 
W sumie to sen
 Więc tak na prawdę mój umysł może podpowiadać to co ma tam się dziać. 
Jednak ciągle nie rozumiem tej kobiety... Co miał oznaczać ten sen?!? A może to coś innego.

Dzień 222

Nie! Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie 
nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie ! 
Po prostu NIE
Nie zgadzam się!
 Nie chciałam tego wiedzieć. 
Płaczę, po moich policzkach płyną wielkie krople.
Nie wiem co mam robić. Czuję się bezsilna, jeżeli... Ja już nic nie rozumiem!!!!!!!!!!
POMOCY!
UWOLNIJCIE MNIE STĄD!
NIE ROZUMIEM SWOJEGO UMYSŁU!
NIE ROZUMIEM SIEBIE! 
NIE JESTEM W STANIE OBJĄĆ TEGO WSZYSTKIEGO. 
Moja energia na robienie cokolwiek... Nie ma to sensu.
Mój świat legł w gruzach!
 A może powinnam powiedzieć, że jeden ze światów.

Śmierć za życia. 
Niesamowite uczucie, ale nikomu go nie polecam. Jest jakby was wielki głaz spadł na was z 50 metrów.
Może w końcu będę normalna. Ale ciezko się pogodzić z utratą tych wspaniałych ludzi.
Dla nich umarłam.
Albo raczej wcale nie istniałam.





- Katy? Jak się dzisiaj czujesz?- zapytała po raz setny pielęgniarka. Jednak dziewczyna ciągle to samo. Już od tygodnia siedzi na krześle tuż obok okna i się w nie patrzy. Wiele ludzi próbowało ją z tego wyciągnąć, ale nie da się. Siedzi i patrzy, ale nikt nie wie co ją tak zafascynowało. Okno? Framuga? Może ludzie przechadzający się po ogrodzie?
Pielęgniarka pokręciła głową w geście poddania i wyszła z pokoju. Dziewczyna jak siedziała tak siedzi. W jej głowie mimo, że wszystkim wydaje się, że postradała zmysły, myśli szaleją, tak że zaczyna ją boleć głowa. Ale nikt tego nie widzi. Nie wiedzą, że na nie jest w stanie zrobić nic innego. Że jedyną rzeczą jaka trzyma ją ze światem rzeczywistym jest zwykły widok ludzi ,którzy są tacy jak ona. Są inni. Wyjątkowi. Tyle, że oni i tak są normalni. Ona nie jest nawet w stanie zrobić czegoś normalnie. Jednynie co to potrzeby fizjologiczne. Kiedy Alicja - jej pielęgniarka, przychodzi, aby pomóc jej , bariera się burzy, ale potem znowu zapada w... sama nie wie co. Zastój emocjonalny? Tak zwany zawias?
Kiedy traci się całe swoje dotychczasowe życie, nie da się inaczej postępować. Po prostu, patrzy się przed siebie i nic.
Ale Katy była inna.  Była tam ,a teraz jest tu. Nikt tego nie ma prawa zrozumieć. Zadając sobie pytania o co tak właściwie chodzi, nie uzyskasz odpowiedzi. Ale kiedy tylko wypowiesz to na głos, może ktoś usłyszy i odpowie. Tak było i w tym wypadku.
Może to uświadomiło dziewczynie w jakiej sytuacji się znalazła. Takich przypadków się raczej nie spotyka tutaj ,w psychiatryku. Ludzie nie wychodzą z tak poważnych chorób jak schizofremia. To jest nie możliwe. Jedyną rzeczą jest próba przywracania świadomosci. Nie zawsze się udaje. Ale tej dziewczynie się udało. Schizofremia jest chorobą nie uleczalną, jednak dziewczynie udało się powrócić do "żywych". Zobaczymy na jak długo.

Kiedyś chciałabym zacząć od początku. Ale wiem, że to nie możliwe, bo zawieszona między dwoma światami, jestem nie osiągalna dla żadnego z nich. Nawet jeśli chciałabym należeć do któregoś "bardziej" to i tak drugi przypomni o sobie ,w najmniej oczekiwanym momencie.

You used to say live and let live 
But if this ever changin world 
In which we live in 
Makes you give in and cry 

Say live and let die 
Live and let die

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 30

Hejka!
Wreszcie coś napisałam. W cholerę krótkie, ale wena do tego opowiadania mi się kończy. Jest to ostatni rozdział. Następny jest epilog. Szykujcie się na szok. Buahahahahahahahahahahaha!
Zresztą zobaczycie. Mam nadzieję, że to krótkie coś a la rozdział się spodoba, a wiedzcie, że to jest pisane ostatkiem weny.
A propo weny. Brak weny do tej historii, pozwolił mi na napisanie innej, którą będziecie mogli poznać w piątek ;) Tylko będzie ona na nowym blogu. Nowy blog, nowa historia. Zresztą zobaczycie ;)
Enjoy,
Wiki
______________________


Drzwi się powoli otworzyły, a my patrząc się po sobie zastanawialiśmy się, przy najmniej ja, co dzieje się w tych ciemnych czeluściach. Było to coś nie znanego,a ja bardzo nie lubię tracić kontroli nad tym co się dzieje wokół mnie. To potworne uczucie kiedy tracisz panowanie nad WŁASNYM życiem.Chodź u mnie to nie jest nic nowego. Zawsze ciężko wyczuć co mnie spotka następnego dnia. Myślę, że ten tam na górze, sam nie wie co wykombinuję następnym razem. Albo co mi się stanie. Ten strach ,który mnie ogarnia... To już rutyna, Jednak tym razem miałem wrażenie, że moje dotychczasowe doświadczenia nie będą miały odzwierciedlenia w tej sytuacji.
Przejechałem ręką po ścianie i dotknąłem włącznika. Nagle się zrobiło jasno. Ten blask na oślepił na moment. Przetarłem szybko oczy. Aż łzy mi same poleciały z oczu. Przerażający ból. Szybkim spojrzeniem obrzuciłem pokój. Taki sam jak wcześniejsze, tyle, że tym razem na samym środku ktoś leżał. Jakaś kupka szarych szmat. I blond czupryna.
Spojrzałem na Duffa. On sam miał zdziwiona minę. Kto to do cholery jest?
Powoli podeszliśmy do tej osoby i delikatnie przewróciliśmy ją na plecy. Okazało się, że to jakaś dziewczyna. Zdziwił nas widok jej takiej umorusanej. Bałem się trochę. No nie wiadomo jak to z nią będzie. Nie wiem czy już pytałem, ale DO CHOLERY DLACZEGO MY TU JESTEŚMY?!? Zauważyłem, że moje ręce zaczynają się trząść. Przeszła przez moje ciało fala gorąca. Ile my tu jesteśmy? Dzień? Myślę, że nie krócej, bo głód nie następuje szybko. Popatrzyłem na przyjaciela. Jego twarz poszarzała i widać, było, że nie jest z nim najlepiej.
- Duff.- zacząłem niepewnie rozmowę.- Obawiam się, że...
- Się zaczyna.- dokończył za mnie. Przełknąłem głośno ślinę. Co my teraz do kurwy nędzy mamy ze sobą zrobić? Jeszcze ta dziewczyna.
- Może by tak ją obudzić?- zapytał.
- Myślę, że to dobry pomysł.- podnieśliśmy ją i usadziliśmy na krześle obok. Lała nam się z rąk. McKagan musiał ją przytrzymywać, żeby siedziała w miarę prosto. Ja z wahaniem zacząłem nią trząść. Wydała z siebie ciche westchnięcie i tyle. Sprawdziłem jej jeszcze puls. Był ledwo wyczuwalny. Postanowiłem pujść na całość i zrobić to co należy w takiej sytuacji. Uderzyłem ją mocno w policzek. Od razu zadziałało. Otworzyła odrobinę oczy.
-Co.. co się dzieje?- zapytała słabym głosem.- Kim...
- Duff- wskazałem na kolegę.- Slash. I tak samo jak ty nie wiemy co się dzieje. Znaleźliśmy się tutaj i nawet nie wiem w sumie gdzie to "tutaj" jest.
Dziewczyna była bardzo przestraszona cała się trzęsła. My nie lepiej. Duff już nie był w stanie utrzymać dziewczyny i skulił się koło krzesła huśtając się w przód i w tył. Ja sam nie wiedziałem, co mam robić. Moje ręce dygotały na wszystkie strony. Dawno tak nie miałem. Dawno też nie brałem aż tyle. Muszę coś z tym zrobić. Ograniczyć, bo kurde to zaczyna się już powoli wymykać z pod kontroli.
- A ty jak masz na imię-zapytał Duff ledwo wydając z siebie głos. Chłopak teraz już leżał na ziemi w pozycji embrionalnej i cicho pojękiwał. Szkoda mi go było, ale za chwilę i tak będę za chwilę tak samo wyglądać.
- Katy...- powiedziała cicho, po czym głośno krzyknęła spadając z krzesła łapiąc się za brzuch.
Patrzyłem na to wszystko z przerażeniem. Dawno nie znalazłem się w takiej sytuacji.
Po chwili jednak dotarło do mnie to co powiedziała.
- Katy.- powiedziałem, a raczej wysapałem.- Jak.. moja...eh...auć- chwyciłem się za bok upadając na kolana. Ból stawał się nie do zniesienia.- dziewczyna.- wysapałem ostatkiem sił.
- To całkiem zabawne.- powiedziała uśmiechając się. - Ładna jest?
- Bardzo.- powiedziałem wręcz krzycząc. To stawało się nie do zniesienia. Zacząłem czuć się okropnie. Było to potworne. Nigdy nie wierzyłem w Boga, ale właśnie teraz zacząłem się do niego modlić.
"Boże, kimkolwiek jesteś, gdziekolwiek jesteś. Błagam cię, oszczędź moje katusze. Nie wytrzymam już tego. Jeżeli tak ma wyglądać śmierć, to... nie chcę umierać. Boję się tego bólu. Jeżeli nie chcesz mnie u siebie to przynajmniej weź tą dwójkę. Duffa i Katy. Oni powinni przeżyć. Proszę wysłuchaj mej prośby. Błagam Boże....".